Marek Tomalik
Jazzowa Jesień w Bielsku-Białej potrwa do 20 listopada. Na pierwszy ogień środowego wieczoru 16 listopada poszli pianiści – Szwajcar Colin Vallon i legenda free jazzu Cecil Taylor. Różni ich podejście do instrumentu i różnica wieku – o co najmniej pół wieku.
Trio Colina Vallona zaprosiło w podróż po jazzowej psychodelii, pełnej przestrzeni, oszczędnych brzmień. Bez zapędów wirtuozerskich, za to z ubarwieniami brzmieniowymi grą na fortepianowych strunach. Kraina
łagodności i pogodnych snów rodem z klasycznego ECM-u. Bisowali. Podobało się i to bardzo.
Cecil Taylor miał wystąpić na bielskim festiwalu 2009 roku, ale wtedy nie dojechał. Miały zatrzymać go …zęby, jakaś poważna operacja. Jest nieprzewidywalny. Najważniejsza informacja, ta która zdominowała Festiwal przed jego rozpoczęciem, dotyczyła właśnie Taylora – przyjedzie, nie przyjedzie, zagra, nie zagra, a jak zagra, to czy wydarzy się coś szczególnego…?
Zanim wszedł na scenę – kazał na siebie czekać ponad godzinę. Ponad pół godziny zajęła mu podróż z hotelu oddalonego o 3 km, potem kolejne kwadranse koncentrował się. Publika cierpliwie czekała. Sala bielskiego BCKu wypełniła się po brzegi. I wreszcie pojawił się – 82-letni staruszek w towarzystwie o dziewięć lat młodszego Tony’ego Oxleya.
To nie był kabaret starszych panów, ale pokaz muzyki porywczej, nieobliczalnej, pełnej dysonansów, chronicznie unikającej melodii jako takiej. Bardzo energetyczny, bezkompromisowy free jazz bez trzymanki! Integralną częścią koncertu była deklamacja Cecila Taylora, właściwie melodeklamacja, z elementami urywanych wokaliz. Trudno było zrozumieć treść jego poezji, ale przekaz był jasny – to bardzo hermetyczna sztuka, bez jakichkolwiek umizgów do mniej „przygotowanego” widza i słuchacza. W miarę rozwoju sytuacji publiczność na sali topniała.
Kiedy kończył koncert – ludzie kłębili się przed wyjściem. Ale nie wszyscy – bis zagrał z owacją na stojąco, tych którzy zostali (połowa sali..?). Tak oto Cecil Taylor podzielił słuchaczy. Koncert przejdzie do historii, zostanie zapamiętany, to znaczy że coś ważnego wydarzyło się na inauguracji 9. Jesieni Jazzowej w Bielsku-Białej.
Dyrektor programowy festiwalu Tomasz Stańko zapowiadał, że w tym roku program jest wyjątkowo bogaty i różnorodny. Po pierwszym dniu – chylę czoła. Dziś Tom Harrell w relacji łączącej jazz z dziełami Debussy’ego i Ravela, a potem genialny tenor sax Pahroaha Sandersa. W piątek – wzorem ubiegłego roku set jazzu tradycyjnego – The Barrelhouse Jazzband. W sobotę powrócą tematy na fortepian – Iro Haarla z Finlandii i znany bielskiej publiczności Craig Taborn. Taborn zagra też w niedzielę z Tomaszem Stańką i na zakończenie festiwalu w kwartecie Michaela Formanka.
Marek Tomalik