Aktualności

fot. Hans Kumpf



Stulecie Elli



25 kwietnia świat jazzu świętuje 100 rocznicę urodzin Pierwszej Damy Jazzu

2017 jest dla jazzu rokiem kilku ważnych jubileuszy: w lutym minęło 100 lat od nagrania pierwszej płyty jazzowej, którego to wyczynu dokonał zespół z Nowego Orleanu – Original Dixieland Jazz Band. Przed nami stulecie urodzin czworga genialnych artystów. 25 kwietnia swoje wielkie święto ma wokalistka wszech czasów Ella Fitzgerald, 30 września – wirtuoz perkusji Buddy Rich, 10 października –  pianista  i kompozytor Thelonious Monk, 21 października – trębacz, kompozytor i bandleader Dizzy Gillespie. Każdy z nich wywarł olbrzymi wpływ na rozwój jazzu, zmienił jego historię.

„The First Lady of Song” odwiedziła Polskę tylko jeden raz, ponad pół wieku temu, będąc u szczytu formy śpiewała z Triem Tommy’ego Flanagana na dwóch koncertach w warszawskiej Sali Kongresowej w kwietniu 1965 roku. Wspomnienie tego wydarzenia przywołujemy w najnowszym numerze JAZZ FORUM 4-5/2017 piórem wspaniałego publicysty muzycznego i mistrza ceremonii Lucjana Kydryńskiego. Ella gościła na naszej okładce u schyłku życia, autorem peanu na cześć niezrównanej wokalistki w numerze JF 9/1994 był Andrzej Schmidt. Dwa lata później opłakiwaliśmy odejście wielkiej artystki, której los nie oszczędził cierpienia.

Ella Fitzgerald miała niezliczone rzesze naśladowczyń na całym świecie, ale jej wokalistyka stanowi po dziś dzień niedościgniony wzorzec dla wokalistek wszystkich kolejnych pokoleń. Była po prostu „the one and only”.

Rozpoczynała karierę jako samouk, ale bezbłędnie opanowała wszystkie formy i style jazzu swojego czasu: swing, bebop, standardy, bluesa, ballady, popularne piosenki. „Ella wyniosła technikę śpiewania scatem na poziom wysokiej sztuki i stała się jednym z cudów jazzowego świata” – stwierdził teraz w „Down Beacie” jeden z krytyków.

Nikt przed nią ani po niej nie posługiwał się scatem tak czysto, mając taką skalę głosu, operując tak giętkim instrumentem, i z taką kreatywnością. Nie była pierwszą wokalistką, która w ten sposób śpiewała, przed nią byli m.in. Louis Armstrong i Cab Calloway. W świat bebopu wprowdził ją w połowie lat 40. Dizzy Gillespie. Jej wirtuozowskie popisy we Flying Home, How High the MoonOh, Lady Be Good zdumiewają do dziś.

Przełomem, jeśli chodzi o skalę kariery i popularność, była dla niej seria „Songbooków” nagranych w następnej dekadzie dla wytwórni Verve Normana Granza. Cole Porter, Rodgers & Hart, Irving Berlin, Gershwin, Ellington, Arlen, Kern, Johnny Mercer – kanon amerykańskiej piosenki. Minęło tyle lat, a „The First Lady of Song” jest wciąż pierwsza. 





  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm