Wywiady

Adam Czerwiński: Friends. Music of Jarek Śmietana

Piotr Rodowicz


Ukazuje się bardzo ważna dla polskiego jazzu płyta pt. „Friends”. Jest ona podsumowaniem dorobku nieodżałowanego Jarka Śmietany dokonanym przez jego licznych przyjaciół-partnerów muzycznych. Twórcą i producentem muzycznym tego dwupłytowego dzieła jest – jakże by inaczej – najbliższy partner gitarzysty i wieloletni przyjaciel Adam Czerwiński. Gdy rok temu żegnaliśmy Jarka, wielu muzyków zastanawiało się, jak poradzi sobie z tą stratą Adam – perkusista, który był z nim tak długo związany zawodowo, życiowo i muzycznie. W historii jazzu jest wiele przykładów doskonałej artystycznie współpracy dwóch muzyków, która urywa się nagle wraz z odejściem jednej strony, pozostawiając drugą w niezwykle trudnej sy­tuacji. Rozmowa o wydanym właśnie albumie jest częściową odpowiedzią na to pytanie.

JAZZ FORUM: Płyta „Friends” jest jak dotąd największym hołdem dla Jarka Śmietany. Opowiedz nam proszę, jak doprowadziłeś do realizacji tak dużego i kosztownego dzieła.

ADAM CZERWIŃSKI: Przygotowania, finansowanie, negocjacje i w końcu realizacja nagrań zajęły ponad pół roku mojego życia. Wymiar postaci biorących udział w tym projekcie, a więc i ilość pracy z tym związana były gigantyczne. Moim obowiązkiem było zrealizowanie projektu przyczyniającego się do utrwalenia pamięci o artyście i przyjacielu – Jarku Śmietanie. Imperatyw był więc bardzo mocny, ale uwierz – nie było łatwo, gdyż koszty były bardzo duże, a logistyka i organizacja skomplikowane. Są tu różne sesje nagraniowe w różnych składach: w Los Angeles, Nowym Jorku, Krakowie i Warszawie, a więc powstało dużo materiału, z którego musiałem wybierać utwory na płytę.

JF: Pomysł na płytę był prosty: Jarek stworzył wiele kompozycji i miał wielu znakomitych przyjaciół muzyków. Połączenie tego w artystyczne dzieło wydaje się więc naturalne. Jak dobierałeś repertuar na dane składy ?

AC: Znam doskonale każdą jego kompozycję, myślałem więc, jak rozdzielić materiał, aby pasował do tak różnorodnych wykonawców. Okazało się, że wszystkim pasowały wybrane utwory. Aranżacje w większości są moje własne, poza kilkoma utworami aranżowanymi przez takich muzyków, jak Darek Oleszkiewicz, Larry Koonse, Jacek Pelc ze starym składem Extra Ball oraz piękne klasycyzujące medley stworzone przez skrzypaczkę, córkę Jarka, Alicję wraz z orkiestrą kameralną.

Pierwotnie myślałem o płycie amerykańskiej i osobno polskiej. Ale materiał okazał się być na tak wyrównanym dobrym poziomie, że połączyłem go w całość różnicując program na każdej płycie. Powstała z tego barwna kompilacja, taka jak muzycznie barwną postacią był Jarek.

JF: Powiedz więc kilka słów o każdej z tych niezwykłych sesji. Jak w czasie nagrania przebiegało porozumienie muzyczne z tak wspaniałymi muzykami?

AC: W czasie sesji w Los Angeles czułem się prawie jak u mnie w domu. Darka, Larry’ego Koonse’a i Larry’ego Goldingsa znam dobrze, bo nagraliśmy już kilka płyt. Wcześniej wysłałem im nagrania kilku utworów, aby mieli też własne pomysły realizacji. Miałem koncepcję, jakie utwory powinniśmy zagrać w tym właśnie składzie, ale dopuszczałem ich własne pomysły aranżacyjne.

Atmosfera w studiu była fantastyczna, przyjacielska, odczuwałem też duże skupienie i zaangażowanie muzyków.

Po raz pierwszy grałem kompozycje Jarka bez jego obecności, przywództwa i brania na siebie odpowiedzialności za całość. On był zawsze niekwestionowanym liderem, czułem się bezpiecznie, rozumiałem doskonale co on grał, byłem jego oddanym, słuchającym perkusistą. Teraz musiałem stanąć na jego miejscu, poczułem odpowiedzialność za ostateczny kształt utworów. Docierała do mnie finezyjność jego kompozycji, siła ich muzycznego przekazu, możliwości innej interpretacji. Kolegom bardzo podobały się te utwory, np. Koonse wybrał kilka z nich do nauczania w swej klasie na uniwersytecie CalArts. To są bardzo satysfakcjonujące momenty, bo wiem że muzyka Jarka rozchodzi się po świecie.

JF: Podejrzewam, że druga sesja, ta nowojorska, była jeszcze bardziej emocjonująca. Jak odniósł się John Scofield do muzyki Jarka? Oni znali się od lat dobrze, lecz chyba nie mieli wspólnych nagrań?

AC: Obaj znali się ponad 25 lat, grywając dość przypadkowo razem na festiwalach i jam sessions, np. w klubach w Nowym Jorku, nie ma jednak oficjalnych wspólnych nagrań. Pamiętam, że Scofield zawsze bardzo komplementował grę Jarka. Jarek bardzo uważnie i z zachwytem słuchał gry Scofielda, często o tym rozmawialiśmy. Był nawet konkretny plan, aby w tym roku, przy okazji koncertów na festiwalach w Europie, dokonać wspólnych nagrań. Spotkanie teraz było więc muzycznie fenomenalne i zaskakująco serdeczne. Wcześniej obawiałem się nieco tej sesji, gdyż musiałem trochę negocjować z jego żoną-menedżerką. Zaproponowałem mu do wyboru jeden z czterech utworów, wybrał ten, który myślałem, że wybierze. Zagraliśmy bez próby dwie wersje, obie doskonałe.

Poczułem się, jakbym grał z nim 30 lat. To było niesamowite, taki sam sposób grania, frazowania, akcentowania i budowania napięć jak Jarek. Jemu też dobrze się grało, był bardzo zadowolony, pomógł wybrać wersję na płytę. Utwór ten otwiera płytę. Ponieważ zaproszony do kolejnych utworów Gary Bartz spóźniał się do studia, zapytałem Johna, czy zechciałby nagrać jeszcze jeden utwór. Powiedział: „Wiesz, zgodziłem się na jeden utwór, ale podoba mi się to, co robimy, to daj jakiś nietrudny utwór, bo nie najlepiej czytam nuty”. A więc posłuchaj sobie, jak za pierwszym razem zagrał wraz z Eddie’m Hendersonem wcale niełatwy Why Not This Way. Gdy skończyliśmy nagranie, byłem jakością grania zszokowany. To był intensywny, ale bardzo sympatyczny czas i jesteśmy nadal w stałym kontakcie mailowym.

JF: Ponieważ grałeś tyle lat z Jarkiem i teraz ze Scofieldem, czy pokusiłbyś się o ich porównanie?

AC: U obu gitarzystów wyczuwam ten sam język muzyczny, to samo frazowanie, akcentowanie melodii i improwizacji. Oczywiście obaj są różni pod innymi względami, ale moje porozumienie z nimi było tak samo telepatyczne. Są wspaniali muzycy, z którymi czasem gram, do których trudniej jest się dopasować i od pierwszego dźwięku czuć zespołowo wspólne brzmienie, ale to nie dotyczy Scofielda. Wszystko się tu magicznie zgadzało, grając z nim byłem w siódmym niebie.

Następnie nagrywaliśmy z Bartzem utwór Mr. Soul, który kiedyś już z Jarkiem i Garym wykonywaliśmy. Tu, muszę zdradzić, było nieco problemów – Gary jest już starszym panem, w dodatku na jakiejś drastycznej diecie, jego gra nie była tak doskonała, jak kiedyś, w dodatku on powtarzał: „I love mistakes, nobody is perfect”, potem doszedł jeszcze perkusjonista Leopoldo Fleming i zamieszał totalnie przykrywając pewne niedoskonałości Bartza, więc w końcu wybraliśmy dobrą wersję.

Następnie odbyła się wzruszająca sesja w Krakowie, którą przygotowała Alicja ze smyczkami. Wyszło to bardzo ładnie i stanowi kontrastujące uzupełnienie jazzowej reszty programu.

Z kolei w Warszawie, w studiu u Janka Smoczyńskiego, odbyła się złożona sesja z udziałem polskich gwiazd-przyjaciół. Każdy zagrał po jednym utworze: Wojtek Karolak, Jan Ptaszyn Wróblewski, Zbigniew Namysłowski, Robert Majewski, Krzesimir Dębski, Piotr Baron. W sekcji na basie Adaś Kowalewski i Yaron Stavi, na pianie Piotr Wyleżoł oraz Paweł Tomaszewski, który zrobił piękny aranż tylko na dwa fortepiany w utworze Children of Time. To także była wielka artystyczna przyjemność. Jest też tutaj ważna sesja z nagranym utworem w dawnym składzie Extra Ballu, z udziałem Jacka Pelca, Antoniego Dębskiego, Wojtka Groborza, Adama Kawończyka i Piotra Barona

JF: Gdy organizowałem koncert „Gramy dla Jarka” miałem nadmiar zgłaszających się muzyków, każdy uważał się za jego przyjaciela, każdy chciał dołożyć swoją cegiełkę w niesieniu mu pomocy. Było to wspaniałe, ale trudne organizacyjnie. W końcu musieliśmy zrobić dwa różne koncerty. W sumie zebrało się w Capitolu niemal 100 muzyków-przyjaciół, którzy grali kiedyś z Jarkiem. A przecież wiem, że była to tylko część partnerów z jego niesamowitego dorobku. Czy spotkałeś podobny problem z nadmiarem wykonawców na tę płytę?

AC: Jestem świadom niepoliczalnej liczby muzyków, z którymi Jarek grał, i pewnie musiałbym nagrać ze sto płyt, aby wszystkich zmieścić, lecz będąc producentem i walcząc o finansowanie musiałem się ograniczać. Koszty były duże i mimo wsparcia wielu firm i osób nie zamknąłbym tej płyty. Całe szczęście, że ostatnio zacząłem grać z Nigelem Kennedym i zarobione u niego pieniądze dołożyłem do tej płyty. Może kiedyś to się zwróci, ale najważniejsze, że powstała wspaniała płyta-hołd dla mojego najlepszego kumpla i brata. Satysfakcji dodaje też fakt, że właśnie dogadałem się z Universalem co do dystrybucji. Firma chce się zaangażować w dobrą promocję, w końcu sierpnia album trafił do sklepów, mam nadzieję że muzyka Jarka znajdzie wielu odbiorców.

JF. Wspomniałeś o Nigelu, ostatnio bardzo ważnym partnerze muzycznym Jarka, czemu nie ma go na płycie?

AC: Nigel miał zagrać z nami, ale uznał, że jego hołd Jarkowi musi być znacznie większy. Przygotowuje on własny, osobny projekt poświęcony muzyce Jarka. Będzie to jego suita w aranżacji Nigela, mam zagrać w części tej muzyki. W pełni szanuję jego decyzję.

JF: Czy są szanse na kontynuowanie tego projektu na żywo, czy myślisz o organizowaniu koncertów z którymś ze składów w przyszłości?

AC: Bardzo bym chciał zrobić w przyszłym roku kilka koncertów z udziałem amerykańskich przyjaciół Jarka, może nawet z udziałem Scofielda, to zależy od napiętych grafików tych artystów, a także od grafiku moich koncertów z Nigelem. Natomiast już teraz przygotowuję płytę z muzyką wokalną Jarka, są jego piosenki, są nowe teksty do jego utworów napisane przez wokalistów, np. Karen Edwards, są także nowe teksty i utwory z raperami, to ci, którzy współtworzyli „A Story Of Polish jazz”.

JF. Spędziłeś wiele lat grając z Jarkiem i co teraz? Jak widzisz siebie jako niezależnego muzyka?

AC: Wiem o czym myślisz. Po tym, co się stało rok temu, jedną z myśli było: „Rany Boskie, co ze mną?” Spędzaliśmy przez lata wiele dni i nocy razem, koncerty, rozmowy, podróże autem, hotele, śniadania. Razem prowadziliśmy ten wózek zwany „życie muzyka jazzowego”. Gdy on odszedł, długo nie mogłem się otrząsnąć, byłem rozbity, nie grałem. Dopiero pomysł i realizacja tej płyty przywróciły mnie do życia, dodały skrzydeł. Musiałem wziąć się w garść, przecież „the show must go on”. Zdałem sobie sprawę, że robiłem i robię dużo rzeczy niezależnie od Jarka – koncerty, nagrania, festiwale.

Jestem też już w takim wieku, że nie czekam na zaproszenia od innych muzyków, ale raczej muszę sam organizować koncerty. Jestem optymistą, nie siedzę i nie narzekam, jestem pracowity i wiem, że ode mnie wszystko zależy.

Rozmawiał: Piotr Rodowicz



Zobacz również

Artur Dutkiewicz: Okno na nieskończoność

Ambasador polskiego jazzu na świecie, szczodrze dzieli się medytacyjną trasą koncertową, zapraszając do szczególnego przeżywania… Więcej >>>

Theo Croker: Świat się zmienia

Dorastał w domu, w którym jazz rozpalał emocje w takim samym stopniu, jak dyskusje… Więcej >>>

Irek Dudek – 40 lat minęło

8 października w katowickim Spodku odbędzie się 40. edycja Rawy Blues. Z Ireneuszem Dudkiem,… Więcej >>>

Dominik Strycharski: nie boję się żadnej sytuacji

Kompozytor, eksperymentator, autor jedynej na świecie jazzowej płyty solowej na flet prosty Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu