Wywiady
Ana Moura
fot. Universal Music

ANA MOURA: Fado – więcej niż przeznaczenie

Agnieszka Antoniewska


Ana Moura zdobyła serca Portugalczyków już pierwszym albumem „Guarda-me a vida da măo”, dlatego nie dziwi fakt, że od tamtej chwili trafiają w jej ręce same platynowe i podwójnie platynowe płyty. Jak to się stało, że dziewczyna, pojawiając się na rynku wśród tylu wspaniałych przecież artystów tego gatunku, wybiła się tak wysoko, że jako pierwsza portugalska pieśniarka fado zaśpiewała na scenie Carnegie Hall? Być może dzięki niskiemu, zmysłowemu głosowi, być może dzięki oryginalnym interpretacjom tradycyjnego fado, a może dzięki odwadze pokazania własnego pojmowania muzyki jej kraju, poza jego
granicami.

Dla Any Portugalia to za mało – ma ambicję propagowania żywej portugalskiej kultury na całym świecie. W jej barwie zakochał się zespół The Rolling Stones, a w czasie naszej rozmowy zadzwonił sam... Prince! Ale żeby to zrozumieć – trzeba posłuchać. Na polskim rynku ukazała się właśnie najnowsza płyta Any, „Leva-me aos fados”, na której znajdziemy utwory co najmniej tak poruszające, jak jej okładka.

JAZZ FORUM: Opowiedz, jak wygląda w Portugalii wasze życie z muzyką.

ANA MOURA: Portugalczycy się z nią rodzą, żyją i umierają. Pierwszy krzyk nowonarodzonego dziecka to już jest fado. A potem towarzyszy nam ona już przez całe życie. Nie pamiętam dokładnie tego pierwszego momentu, bo pewnie byłam wtedy w kołysce, ale świadome słuchanie fado zaczęło mi sprawiać przyjemność, kiedy byłam naprawdę małą dziewczynką – miałam zaledwie sześć lat. Być może dlatego, że wywodzę się z bardzo muzykalnej rodziny. Z drugiej strony, w naszym codziennym życiu muzyka jest elementem koniecznym – takim jak posiłek, a może nawet sen…

JF: Kiedy młoda osoba dowiaduje się, czym jest „saudade”?

AM: Trudno mi do końca wytłumaczyć ci, co to słowo znaczy… To swoista nostalgia, tęsknota, melancholia, zaduma, którą podszyta jest nasza dusza, nieodłączna część naszej osobowości. My się z nią rodzimy, nie sposób tego uniknąć. Oczywiście przybiera w nas coraz pełniejszą formę, kiedy dojrzewamy, ale tego również nie da się przypisać do określonego wieku. Każdy żyje w swoim intymnym, wewnętrznym świecie…

JF: ...pełnym smutku?

AM: Nie, nie utożsamiaj saudade ze smutkiem i przygnębieniem. Stanowi ono nieodłączną część osobowości także tych ludzi, którzy są bardzo weseli. To tylko stereotyp.

JF: Ale warto z nim walczyć, bo wiele osób nie rozumiejąc go, zniechęca się do fado właśnie z powodu tego rozdzierającego serce smutku...

AM: To błędne myślenie. Warto zagłębić się w naszą kulturę, choćby tylko po to, by spróbować poznać fado. Przy fado można nawet tańczyć. Nie chcę odbierać niespodzianki, dlatego nic więcej nie zdradzę. Zapraszam do Portugalii.

JF: Mariza mówi, że fado to wyśpiewywanie portugalskiej duszy. A o czym ty śpiewasz?

AM: O emocjach. Takich, które na co dzień sama przeżywam. Bardziej pogodne piosenki przedstawiają głównie moje różne życiowe doświadczenia. Zatrzymują chwile w czasie – tak jak na zdjęciach. Czasem opowiadają życie krótkiej chwili, która jednak z jakichś powodów była ważna. Każdy utwór jest opowieścią.

JF: Czasami odnoszę wrażenie, że młodzi ludzie biorą się za opowiadanie o uczuciach, emocjach, których – również z racji wieku – nie rozumieją. Nie sądzisz, że kiedy będziesz starsza, zgromadzisz więcej doświadczeń i to zaowocuje większą dojrzałością w twoich utworach?

AM: Gdy siedem lat temu nagrywałam moją pierwszą płytę, bardzo mi zależało na tym, żeby historie, o których śpiewam, były dostosowane do mojego wieku i ówczesnego stanu ducha. Każdy czas w życiu człowieka ma swoje odrębne problemy. Nie chciałam na siłę śpiewać o czymś, czego wówczas jeszcze nie rozumiałam. Tak jest zresztą również w tej chwili. Muszę pożyć i przeżyć, by głosem przekazywać ludziom prawdziwe emocje.

JF: Wybrałaś fado świadomie. Nie odnosisz wrażenia, że w zwrocie ku muzyce tradycyjnej, która początek miała wtedy, gdy nas jeszcze nie było na świecie, wyraża się pewna tęsknota za tym, co minione, za tajemnicą czasu, którą trudno nam odnaleźć w muzyce bardziej współczesnej?

AM: Tak, pewnie trochę tak jest, ale ja akurat nie z tego powodu wybrałam fado. Mówi się zresztą, że takiego wyboru nie da się wytłumaczyć. Podobno ktoś, kto nie jest Portugalczykiem, nie zrozumie tego. Dla mnie to było naturalne. Śpiewanie w popowo-rockowej grupie Sexto Sentido nie zmieniło tego, a może nawet wzmocniło mój związek z fado.

JF: Czy trudno odnaleźć swoje własne brzmienie w tradycyjnym fado?

AM: Kiedy moja kariera dopiero się rozpoczynała, śpiewałam piosenki innych pieśniarek fado. Zdarzało się, że ludzie mówili, że moja barwa głosu i sposób wykonania przypomina im oryginalne nagranie. To był dla mnie znak, by wybrać z wielu ścieżek fado swoją własną. Teraz śpiewam utwory napisane specjalnie dla mnie, do których dobieram tradycyjne fado, które zna cała publiczność. Oczywiście, wraz z moimi muzykami, przygotowujemy ich nowe aranżacje, często piszemy nowe teksty. Dodatkowo jest też moja własna interpretacja, w której istotne są nie tylko moje warunki głosowe, ale przede wszystkim uczucia, które w śpiewanych słowach przemycam.

JF: Masz wizję tego, co dalej z Twoją sztuką w konfrontacji z publicznością?

AM: Nie wiem. Nie potrafię w tej chwili przewidzieć takiej przyszłości. Może zacznę eksperymentować z fado. Kilkakrotnie śpiewałam z różnymi artystami podczas festiwali i to było dla mnie niezwykłe doświadczenie – okazało się, że ta muzyka może zaistnieć z innymi gatunkami w bardzo harmonijny sposób. To pozwala mi myśleć o wkraczaniu w różne muzyczne rejony w przyszłości, nie odcinając się od fado, choć na razie nie mam konkretnego pomysłu. Trzeba być ostrożnym przy wprowadzaniu jakichkolwiek zmian, bo fado jest muzyką mojego narodu, z którą on się bardzo identyfikuje. Poza tym, po dodaniu na przykład perkusji i gitary elektrycznej, to już nie będzie fado. W tej muzyce istnieją wyraźne granice i łatwo usłyszeć, kiedy próbuje się je zacierać, a potem przekraczać. Szczególnie Portugalczykom.

JF: Eksperymentuje choćby Mariza na swojej ostatniej płycie „Terra”, gdzie w utworze Morada Aberta słyszymy nie tylko perkusję, ale nawet fortepian! Profanacja?

AM: Skąd! Myślę, że każdy fadista ma prawo poszukiwać.

JF: A może zaczniesz improwizować? Improwizacja jest dopuszczalna w fado?

AM: Oczywiście! W fado do gotowych struktur melodycznych dopasowujemy tekst – do jednej melodii możemy napisać wiele tekstów, ale by nadać im sens, musimy improwizować w ramach gotowych struktur.

JF: I robisz to?

AM: W tradycyjnym fado. Moją mistrzynią w tej materii jest Amalia Rodrigues.

JF: Amalia jest królową, to prawda. Z obecnych pieśniarzy fado fascynuje mnie Marco Oliveira. Jest tak przejmująco dojrzały, jak na swój młody wiek...

AM: Wyobraź sobie, że był w moim zespole! Czasem zabieram go ze sobą w trasę. Jest niezwykle utalentowany, ma przepiękny głos i pomysł na siebie. Spróbuję zaprosić go do Polski, kiedy będę tu koncertować.

JF: Co czułaś, kiedy stałaś za kulisami na pięć minut przed swoim koncertem w Carnegie Hall?

AM: A co ty byś czuła, gdybyś zobaczyła na wielkim ekranie swoją twarz, a poniżej napis „sold out”? Nie mogłam w to uwierzyć, zwłaszcza że to były moje początki – koncert odbył się przecież jakieś pięć lat temu. Byłam przeszczęśliwa. Denerwowałam się, to prawda, ale cała moja ekipa w pierwszym rzędzie bardzo mnie wspierała. Udało się. To był mój sukces.

JF: Carlos Saura pokazał Portugalię przez muzykę w swoim filmie „Fados”. Oglądałaś?

AM: Pewnie, ale... to wizja Saury. On odbiera fado w taki sposób i ma do tego prawo. To jedna z możliwych interpretacji. W filmie pojawia się jednak kilka błędów. Choćby to, że Alfredo Marceneiro był poetą, a był przecież tylko – i aż – kompozytorem. Szczególnie zapadła mi w pamięć, tym razem w pozytywnym sensie, Casa de fados, gdzie możesz zobaczyć, jak naprawdę wygląda kultura fado w moim kraju.

JF: Śpiewałaś w takim miejscu przez jakiś czas, prawda?

AM: Tak, bardzo za tym tęsknię. Żadna, nawet najpiękniejsza, sala koncertowa nie jest w stanie dać mi tego wyjątkowego klimatu, którego się doświadcza, śpiewając w takim domu fado. Bo tam każdy może się przyłączyć, niezależnie od doświadczenia – także ty. To takie portugalskie jam session. Musisz tego doświadczyć. Zadzwoń, jak będziesz w Lizbonie.

Rozmawiała: Agnieszka Antoniewska

Opublikowano w JAZZ FORUM 7-8/2010


Zobacz również

Artur Dutkiewicz: Okno na nieskończoność

Ambasador polskiego jazzu na świecie, szczodrze dzieli się medytacyjną trasą koncertową, zapraszając do szczególnego przeżywania… Więcej >>>

Theo Croker: Świat się zmienia

Dorastał w domu, w którym jazz rozpalał emocje w takim samym stopniu, jak dyskusje… Więcej >>>

Irek Dudek – 40 lat minęło

8 października w katowickim Spodku odbędzie się 40. edycja Rawy Blues. Z Ireneuszem Dudkiem,… Więcej >>>

Dominik Strycharski: nie boję się żadnej sytuacji

Kompozytor, eksperymentator, autor jedynej na świecie jazzowej płyty solowej na flet prosty Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu