Wywiady

fot. Jan Bebel

Arturo Sandoval: Concerto for Trumpet

Piotr Rodowicz


Legendarny kubański muzyk występował w Polsce wielokrotnie, choć wcale nie tak często. 5 marca br. zagra ze swoim zespołem na Gorzów Jazz Celebration, rok temu był gwiazdą Bielskiej Zadymki Jazzowej, w listopadzie gościł na specjalnym wieczorze „Polacy z werwą” w Teatrze Wielkim w Warszawie. I wtedy miałem okazję spotkać się z „bogiem trąbki” oko w oko. 


Arturo Sandoval to jeden z najwybitniejszych żyjących trębaczy, posiadający niewiarygodną technikę instrumentalną, poruszający się doskonale zarówno w muzyce jazzowej, rozrywkowej, jak i klasycznej. Jest to niespotykana sytuacja, bo wiadomo, że wybitni muzycy poświęcają się raczej jednemu gatunkowi muzyki.

Aby zrozumieć fenomen tego niezwykłego artysty, warto zwrócić uwagę na jego wykształcenie oraz waleczny charakter. Na Kubie w latach 60. szkoły muzyczne stały na dobrym poziomie, dlatego w młodości kształcił się na różnych instrumentach – perkusji, fortepianie, trąbce i w śpiewaniu. Kuba z powodu sytuacji politycznej była odizolowana od USA, ale muzycy intensywnie słuchali jazzu amerykańskiego, podobnie zresztą jak w Polsce. Jak i inni  muzycy jego pokolenia, Sandoval pozostawał pod wpływem bebopu tworzonego przez takich jaz­z­manów jak Charlie Parker, Clifford Brown, John Coltrane.

Najważniejszym niewątpliwie muzykiem, który wywarł na niego wpływ, był  – jak sam mówi – jego „ojciec duchowy”, czyli Dizzy Gillespie. Obaj trębacze spotkali się po raz pierwszy na Kubie1977 r., kiedy Dizzy grał w kwintecie Stana Getza, i od razu zaprzyjaźnili się. Gillespie chciał posłuchać tradycyjnej kubańskiej guaguanco, czyli kubańskiej rumby, co umożliwił mu Sandoval.

Już wcześniej Arturo rozpoczął karierę w grupie IrakereChucho ValdesemPaquito D’Riverą. Zespół ten zrobił furorę na Jazz Jamboree ’77 w Warszawie. Rok później występ na Newport Jazz Festival zagwarantował im kontrakt z wytwórnią Columbia. Szybko stali się też światową sensacją. Paquito uciekł do Stanów w 1980 roku, Arturo 10 lat później. W 1999 roku otrzymał obywatelstwo  amerykańskie, w 2013 uhonorowany został przez Prezydenta Stanów Zjednoczonych Medalem Wolności. Zdobył dziewięć nagród Grammy. Życie Sandovala stało się tematem filmu pt. „Miłość lub ojczyzna. Historia Arturo Sandovala”. Uznałem więc, że kluczem do rozmowy będzie postać Dizzy Gillespie’ego.

JAZZ FORUM: Jestem kontrabasistą wykształconym w Berklee College of Music. Ukończyłem te studia w 1990 roku i otrzymałem dyplom z rąk Dizzy Gillespie’ego. Jest to dla mnie jedna z ważniejszych postaci jazzu i wiem, że Ty miałeś z nim wielką muzyczną przygodę, współpracowaliście długo razem. Czy moglibyśmy zacząć więc od opowieści o Twoim spotkaniu z Gillespie’m i w ten sposób o początku kariery w Stanach Zjedno­czonych?

ARTURO SANDOVAL: Spotkaliśmy się na Kubie w 1977 roku, ale już przedtem był on dla mnie wielką postacią, ikoną jazzu. Moment spotkania z Gillespie’m był najważniejszy w moim życiu. Dzięki niemu już rok później pojechaliśmy do Stanów i zagraliśmy koncert na festiwalu jazzowym w Carnegie Hall z zespołem Irakere. Od tego czasu graliśmy ze sobą bardzo często, aż do momentu kiedy od nas odszedł. Graliśmy w wielu miejscach, w wielu zespołach. On dał mi tyle możliwości grania, tyle szans ekspozycji. Mobilizował mnie stale do pracy, dodawał mi odwagi, aby ćwiczyć, aby rozwijać moją muzykę. Aby ciągle być otwartym na nowe rzeczy. Będę mu wdzięczny do końca życia.

JF: Wiemy, że był wspaniałym nauczycielem i chętnie dzielił się wiedzą ze wszystkimi muzykami.

AS: Tak, najważniejszą lekcję, którą zapamiętałem, to jego niezwykła pasja i miłość do muzyki. On kochał muzykę tak bardzo, że nigdy nie przestawał o niej mówić. Nigdy nie przestawał ćwiczyć. Spotykał się z ogromną ilością muzyków i zawsze dzielił się swoimi doświadczeniami, opinią, wiedzą. Ludzie go za to kochali. Nigdy nie męczył się kontaktami z muzykami i udzielaniem swojej wiedzy o instrumencie, o teorii. Jego pasja do muzyki była zaraźliwa.

JF: Ukazała się Twoja książka o nim „The Man Who Changed My Life”, poświęciłeś mu także swoją płytę: „Dear Diz (Every Day I Think Of You)”.

AS: Płyta jest zbiorem jego najbardziej znanych kompozycji, które zostały zaaranżowane na big band. Dzięki tej płycie zdobyłem trzy Grammy. Dostała wiele nominacji, ale trzy nominacje wygrałem.

JF: Czy on pomógł Ci dostać się do Stanów Zjednoczonych? Jak wspominasz przyjazd do Ameryki?

AS: Tak, on mi bardzo w tym pomógł i jestem mu wdzięczny. I właściwie całej Ameryce, która pomagała mi ustabilizować się na początku przyjazdu. Moja rodzina również dostała pomoc. Zyskałem bardzo dużo sympatii i przyjaźni od różnych osób w Ameryce, dlatego od początku bardzo się nam tutaj podobało. Przecież jeszcze przed 1959 rokiem był bardzo duży wpływ muzyki kubańskiej na jazz, na przykład Chano Pozo przyjechał w 1947 roku do Ameryki i grał w Nowym Jorku. Bardzo dużo muzyków kubańskich było już w Stanach Zjednoczonych, grali z Amerykanami swoją muzykę. Po 1959 roku wszystko się ucięło i te relacje się skończyły. Było to dla nas bardzo ciężkie.

JF: Czy w związku z tym jesteś zadowolony że relacje między Kubą a Stanami Zjednoczonymi zmieniają się na lepsze?

AS: W tym jest więcej polityki niż rzeczywistości. Rzeczywistość jest taka, że sytuacja ogólna na Kubie jest wciąż ta sama, albo nawet gorsza. Mnóstwo jest biednych, wielu w więzieniach, ludzie mieszkają na ulicy. Jest nadal dużo represji wobec obywateli, są nawet jeszcze mocniejsze niż kiedyś. Nie widać dotychczas na Kubie żadnych istotnych zmian. To absolutnie nie jest demokratyczny kraj i upłynie jeszcze wiele lat, żeby to się zmieniło. Przecież nadal mamy tylko jedną partię, jest dyktator, czyli rząd kontroluje wszystko.

JF: Czy prawdą jest, że coraz więcej amerykańskich obywateli kubańskiego pochodzenia może podróżować na Kubę i wymieniać się kulturą, biznesem, doświadczeniami? Czy podoba Ci się ta zmiana kursu? Czy uważasz, że to jest coś wartościowego?

AS: Tak, ale będę się z tego cieszyć tylko wtedy, jeżeli rzeczywiście rząd kubański zacznie zmieniać się w stronę systemu demokratycznego. Bo dotychczas to wszystko tylko istnieje na papierze, dla propagandy. To jest sztuczne, to nie są rzeczywiste sytuacje. Zwykli obywatele nie widzą na Kubie żadnych zmian. To wszystko jest jak gdyby w teorii, mówi się o tym, ale nie ma tego w rzeczywistości.

JF: Czy mógłbyś wypowiedzieć się na temat zróżnicowania i złożoności rytmicznej muzyki kubańskiej?

AS: Na pewno należy powiedzieć o dwóch zasadniczych wpływach, którym uległa Kuba. Jeden to jest wpływ afrykańskiej muzyki i gry na bębnach. Drugi element to muzyka hiszpańska. Moi wszyscy dziadkowie pochodzili z Hiszpanii i wpływ tej kultury na Kubie jest bardzo mocny. Wielu Kubańczyków pochodzi z Hiszpanii, to znaczy są potomkami osadników z tego kraju. Dlatego na naszej wyspie rozpoczął się proces integracji, łączenia się oraz rozwijania oryginalnych pomysłów muzycznych, które zostały wymyślone na Kubie. W ten sposób muzycy stworzyli coś bardziej złożonego, własnego, oryginalnego. Bardzo dużo pomysłów rytmicznych pochodziło z popularnych tańców. Każdy z tych rytmów wywodzi się z kroków tanecznych.

JF: Każdy trębacz chciałby zapytać tak wspaniałego muzyka, jakim jesteś, o to, jak doszedłeś do tak niezwykłej techniki grania na trąbce. Chodzi na przykład o granie w wysokim rejestrze instrumentu.

AS: To dla mnie nie jest istotne. Niespecjalnie się zastanawiam, czy gram w wysokim rejestrze czy w niskim. Interesuje mnie dobry dźwięk i dobra muzyka. Zawsze moim celem było granie dobrym dźwiękiem, dobrym brzmieniem. Ćwiczę mniej więcej te same materiały, te same ćwiczenia, studiuję te same książki, które studiują ludzie na całym świecie. Bardzo często również gram muzykę klasyczną, która mnie inspiruje i też uczy dobrej techniki.

JF: Czy granie równolegle muzyki klasycznej nie szkodzi Tobie w graniu muzyki jazzowej, jeśli chodzi o brzmienie, czy o sposób wydobywania dźwięku?

AS: Absolutnie nie. Właśnie wręcz odwrotnie. Jeżeli mam dobrą rutynę ćwiczenia muzyki klasycznej, gram jakiś koncert, to potem moje granie jazzowe staje się tylko lepsze.

JF: Istnieje u nas przekonanie, że muzykom klasycznym czy studentom studiującym klasyczną trąbkę nie pozwala się grać jazzu, ponieważ granie jazzowe psuje artykulację muzyki klasycznej.

AS: To nie jest prawda. Nie zgadzam się z tym, jest tylko jeden sposób, aby się przygotować do grania na instrumencie. Musisz dużo ćwiczyć, być gotowy do grania ja­kiej­kolwiek muzyki. Sposób ćwiczenia jest dokładnie taki sam w każdym rodzaju muzyki.

JF: Niedawno ukazała się płyta nagrana przez Ciebie, poświęcona meksykańskiemu kompozytorowi Arlando Mazanero. Czy możesz coś o tym opowiedzieć?

AS: To jest wspaniały kompozytor, pisał ciepłą i romantyczną muzykę, gramy ją w stylu bolero, jazz i latin. To są przepiękne melodie i doskonale napisana muzyka.

JF: Czy planujesz jeszcze jakieś płyty z kompozytorami, którzy są mniej znani w Europie, z muzykami z Ameryki Środkowej lub Południowej?

AS: Nie w tej chwili, ponieważ pracowałem ostatnio nad koncertem na trąbkę i będziemy go niedługo nagrywać. Wszystko jest już gotowe. Mój poprzedni tego rodzaju utwór Concerto for Trumpet & Orchestra, nagrany z Londyńską Orkiestrą Symfoniczną, bardzo się podobał i dostałem zamówienie na napisanie kolejnego. Został już ukończony i będziemy wkrótce przystępować do nagrywania, bardzo mnie to ekscytuje, ale moja najnowsza płyta, która właśnie się ukazała, to jest muzyka z koncertu w klubie w Oakland. Ta i poprzednie dostępne są na Itunes albo w Amazonie.

JF: Jak oceniłbyś dzisiejszych młodych trębaczy, którzy się pojawiają coraz liczniej na rynku i zadziwiają swoimi umiejętnościami?

AS: Och, jest ich cała masa. Bardzo mi się podoba Terence Blanchard. Szczególnie lubię młodego trębacza, który nazywa się Till Brönner, on jest z Niemiec. Tak, wiem jest mnóstwo młodych, znakomitych trębaczy, tylko pamiętaj, że ja jestem starszego pokolenia i nadal uwielbiam słuchać takich trębaczy jak Freddie Hubbard, Woody Shaw, Dizzy Gillespie, Clifford Brown i Fats Navarro – to są moi idole.

JF: Czy nadal uczysz młodych muzyków?

AS: Już nie. Przeszedłem na emeryturę, zrezygnowałem z uczenia na uniwersytecie w Miami, gdzie pracowałem 19 lat, a potem jeszcze uczyłem na uniwersytecie w Kalifornii, gdzie mieszkam, ale już od tego też odszedłem. Nie uczę w oficjalnych szkołach, natomiast założyłem Instytut imienia Arturo Sandovala, który prowadzi różnoraką działalność edukacyjną. Jest to również fundacja, która pomaga młodym muzykom w edukacji, w zakupie instrumentów, czasami w zdobyciu stypendium. Prowadzę kursy dla młodych trębaczy, czasami udzielam prywatnych lekcji w moim domu. Młodzi muzycy przychodzą i wtedy pracujemy jak za dawnych lat, na zasadach domowych – rozmowy, słuchanie, granie.

JF: Ponieważ sam uczę w szkole, odkrywam, że dzisiejsze metody uczenia są inne. Dziś wszystko jest dostępne w Internecie, mamy mnóstwo muzycznych programów komputerowych, aplikacji na telefon, boję się, że sposób uczenia i efekt, który młodzi muzycy osiągają, jest zupełnie inny niż ten, który był jeszcze kilkadziesiąt lat temu.

AS: Oni nie słuchają tych mistrzów, których myśmy słuchali, tylko słuchają właśnie programów komputerowych. Młodzi muzycy nie słuchają już tak często Gillespie’ego, Louisa Armstronga, czy Clifforda Browna, tylko słuchają programów komputerowych.

Dlatego naszą odpowiedzialnością jako nauczycieli jest informować, przekazywać wiedzę o tych, którzy tworzyli muzykę we wczesnych latach, jak Louis Armstrong, Duke Ellington, czy Count Basie. Oczywiście także i wszyscy inni – Charlie Parker, Clifford Brown, czy John Coltrane. W innym wypadku młodzi muzycy, którzy nie sięgają do tej tradycji, będą mieli ogromną dziurę w swojej wiedzy, muszą mieć kompletną wiedzę, bo bez tego nie da się w ogóle dziś funkcjonować.

Dostrzegam takie zjawisko nawet w Ameryce, młodzież dzisiaj chce szybko zdobyć pieniądze, bawić się i cieszyć. Nie chce prawdziwie studiować tej muzyki i rozwijać warsztatu i dążyć do najwyższych celów artystycznych. Wszyscy chcą używać skrótów w swojej drodze. Jeżeli chcesz być prawdziwym artystą, nie możesz tak myśleć, nie możesz szukać skrótów w swoim rozwoju muzycznym. Zawsze musisz to robić trudną drogą ćwiczenia i słuchania dobrych muzyków. Tylko w ten sposób można się rozwijać. Innej drogi nie ma.

Rozmawiał: Piotr Rodowicz




Zobacz również

Artur Dutkiewicz: Okno na nieskończoność

Ambasador polskiego jazzu na świecie, szczodrze dzieli się medytacyjną trasą koncertową, zapraszając do szczególnego przeżywania… Więcej >>>

Theo Croker: Świat się zmienia

Dorastał w domu, w którym jazz rozpalał emocje w takim samym stopniu, jak dyskusje… Więcej >>>

Irek Dudek – 40 lat minęło

8 października w katowickim Spodku odbędzie się 40. edycja Rawy Blues. Z Ireneuszem Dudkiem,… Więcej >>>

Dominik Strycharski: nie boję się żadnej sytuacji

Kompozytor, eksperymentator, autor jedynej na świecie jazzowej płyty solowej na flet prosty Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu