Coda
Bohdan Kendelewicz

Bohdan Kendelewicz

Dariusz Michalski


PRZED BURZĄ

Dobrodusznie okrągły, o pucołowatej twarzy, przyjaźnie uśmiechnięty. Zaprzeczenie scenicznego frontmana, a przecież zawsze na przedzie. Bo też przez wiele lat był pierwszym gitarzystą stołecznego światka bigbeatowego. Może nawet pierwszym gitarzystą młodzieżowej Polski. Na pewno współzałożycielem pierwszego warszawskiego zespołu mocnego uderzenia.

To był Big-Beat Sextet, który zorganizował się w Stodole w 1961 r., w składzie: tenorzysta Adam Chyła, gitarzysta solowy Bohdan Kendelewicz, pianista i wokalista Mariusz Mroczkowski, gitarzysta Krzysztof Bańkowski, basista Krzysztof Zagrodzki oraz perkusista Mirosław Bednarski. W baraku przy Trębackiej grał do tańca na zmianę z zespołem jazzowym Janusza Zabieglińskiego. Zachęcony przez Niebiesko-Czarnych, od następnego roku popularyzował w Warszawie twista i madisona. W swoim chaotycznym repertuarze miał między innymi przeboje the Shadows (The Man of Mystery), Johnny’ego & the Hurricanes (Molly-O), gitarzysty Berta Weedona (Ginchy) i saksofonisty Billa Justisa (Raunchy), a także sporo twistów powtórzonych za Chubbym Checkerem (na czele z Lose Your Inhibitions Twist, z wyświetlanego właśnie w Polsce filmu „Zabawa na 102”) oraz przypadkowe standardy… jazzowe, przerobione ni to na twista, ni to na madisona (Lullaby of the Leaves).

Bohdan Kendelewicz: „Razem z Krzyśkiem Bańkowskim chodziłem w ogólniaku do tej samej klasy. I już tam kombinowaliśmy z muzyką; ja sobie skonstruowałem gitarę elektryczną (na najmarniejszą zachodnią nie było mnie stać, ceny były potworne), on miał swoją i tak sobie grywaliśmy w domu. Kiedy Krzysiek spotkał Mariusza i powiedział mu, że jest dwóch chętnych do grania, tamten zaczął szukać następnych, rozmawiał z nimi, w domu któregoś z nas wciąż próbowaliśmy – oczywiście graliśmy na ‘radiach’, bo skąd wtedy wzmacniacze czy jakikolwiek sprzęt?!

Dokooptowaliśmy Adama, saksofonistę, liderem i kierownikiem muzycznym był Mariusz, który już miał swoje własne piosenki (Ballada o szczęściu, Rozmowa cieni), więc je śpiewał, śpiewał także repertuar Checkera. Wielu konkurentów nie mieliśmy, z czasem się dowiedzieliśmy, że jest też twistowe Luxemburg Combo, ale wtedy nie było możliwości komunikowania się. Oni, my, wszyscy inni to były zespoły regionalne, radio o nas nie wiedziało, grywaliśmy w klubach, nawet wojskowych (na przykład w Bellonie), w różnych kawiarniach. W Hybrydach grali Twistersi.

Nie trwało to długo, bo Mariusza powołano do wojska, Zagrodzki wyjechał do rodziny do Norwegii (zastąpił go Zbyszek Antoszewski), twist już się kończył, a nam zaczęli podobać się Shadowsi, więc chcieliśmy grać właśnie taką muzykę. Typowo gitarową. Krzysio Bańkowski dostał kamerę pogłosową Vox, chyba pierwszą w Polsce, więc nasze brzmienie rzeczywiście zaczynało być bliskie shadowsowemu. A kiedy nad morzem spotkaliśmy Janusza Godlewskiego, który właśnie odszedł od Czerwono-Czarnych, to już byliśmy pewni, że zrobimy podróbkę Cliffa Richarda i the Shadows”.

Latem 1963, kilka miesięcy po jedynej sesji płytowej, której efektem były dwie tzw. czwórki (Tańczymy madisona i Tańczymy twista), Big Beat Sextet niepostrzeżenie przeistoczył się w Tajfuny, już bez pianisty i saksofonisty (aczkolwiek okazjonalnie z zespołem współpracował barytonista Wiesław Czerwiński, który wcześniej grywał z Big-Beat Sextetetem na electro-basie).

Tajfuny to był już inny poziom, inna muzyka, inna klasa, inna więc popularność. Tajfuny, czyli: gitarzysta Bohdan Kendelewicz, gitarzysta rytmiczny (do grudnia 1966) Krzysztof Bańkowski, basista Zbigniew Antoszewski (do grudnia 1966; zastąpił go Bańkowski) oraz perkusista Mirosław Bednarski (później Jerzy Tumidajski). To był zespół nagłych, acz niezauważalnych zmian, nie tylko składu – przede wszystkim brzmienia i stylu, w końcu również nazwy. Wyraźnie ukierunkowani na The Shadows (a także Ventures i Spotnicks), kopiowali ich z mniejszym (Głos prerii) lub większym powodzeniem (Stalowa woda); renomę zdobyli jako wyśmienity zespół akompaniujący solistom i grupom wokalnym.

Zbigniew Antoszewski (w booklecie towarzyszącym CD z nagraniami radiowymi Tajfunów, w 2008): „Mając w perspektywie odejście (z Big-Beat Sextetu) Mariusza do wojska, we wrześniu (1963) pojechaliśmy już tylko we czterech na obóz studencki do Mielna. Byli z nami wokalista Janusz Godlewski i nasz impresario Krzysztof Dzikowski. W październiku wróciliśmy do Stodoły jako kwartet Tajfuny”.

Kendelewicz: „Dlaczego Tajfuny? Nazwa wiązała mi się z ‘burzowym’ nastrojem naszej muzyki, zresztą naszym pierwszym przebojem był Przed burzą. Na pewno chcieliśmy odciąć się, przynajmniej nazwą, od kolorowych zespołów, od Czerwono- i Niebiesko-Czarnych. Tajfuny zostały przegłosowane przez kolegów, którzy również proponowali swoje nazwy. […] W Stodole przy Trębackiej czuliśmy się wspaniale, publiczność chyba też, bo zdarzało się, że nie mogliśmy wejść do klubu na własny występ, gdyż kolejka
po bilety ciągnęła się aż do Krakowskiego Przedmieścia. Brzmienie mieliśmy coraz lepsze, bo coraz lepsze mieliśmy wzmacniacze, coraz lepszą aparaturę”.

Kendelewicz: „Nie mieliśmy stałego wokalisty. Zbyszek Antoszewski proponował, żebyśmy sami śpiewali i chyba jest kilka takich nagrań – chociażby The Last Time Rolling Stonesów z moim polskim tekstem, ale doszliśmy do wniosku, że to nie jest najlepsze. Zresztą nastała era Beatlesów i muzyka gitarowa już się nie cieszyła takim powodzeniem jak ich piosenki właśnie, śpiewane przez polskie zespoły z własnymi tekstami”.

Soliści, owszem, byli bliscy Tajfunom temperamentem, motorycznością, przede wszystkim zainteresowaniami muzycznymi, co obu stronom wychodziło na dobre. Byli to kolejno: Janusz Godlewski, Marek Tarnowski, Wojciech Gąssowski, Maciej Kossowski, Zbigniew Bizoń, Juliusz Wystup. Współpracujące z Tajfunami zespoły wokalne okazywały się jednak, delikatnie mówiąc, przypadkowe: Meteory, Siostry Panas, Ali-Babki – jednak mimo wszystko dziwi późniejsza estradowa i studyjna współpraca Tajfunów na przykład z Bohdanem Łazuką czy Mieczysławem Wojnickim (!). Pamiętać jednak trzeba, iż hołubione przez radiowe Studio Rytm, Tajfuny stały się „podręcznym” zespołem jego kierownika Andrzeja Korzyńskiego. To była cena za dostęp do anteny, za możliwość regularnego nagrywania (zapłaciły ją nie tylko Tajfuny, także Chochoły). 

Repertuar? Początkowo rzeczywiście królowały w nim utwory instrumentalne „pożyczane” od Niebiesko-Czarnych (Głos prerii) czy francuskich les Chaussettes Noires (Czas rozmowy), potem zdarzały się przeróbki przebojów Fogga (Bluzeczka zamszowa) i Mirskiej (Zachodni wiatr), surfy Sadowskiego (Tramwaj numer 24, Na kosmodromie), a także, traktowane wyłącznie jako ciekawostki muzyczne, wspólne nagrania z polskim Murzynem Janem Florczykiem (Dlaczego niedźwiedź w zimie śpi?, Beatlesowskie Yesterday, czyli Zwykły dzień w 1966) oraz występy wokalne perkusisty Tumidajskiego (Barwy uśmiechu, rok później). Bez wątpienia warte uwagi i godne pochwały są w repertuarze Tajfunów kompozycje Kendelewicza: Sezam otwarty, Pod niebem takim jasnym (dla Florczyka), Bo róża też kolce ma, Przejdźmy wreszcie na ty (dla Gąssowskiego).

Dużo dała Tajfunom przyjaźń i współpraca z Maciejem Kossowskim i Zbigniewem Bizoniem, którzy w grudniu 1967 tak szybko zaopiekowali się warszawskim zespołem, że błyskawicznie zdominowali trójkę instrumentalistów. Nic więc dziwnego, że z początkiem następnego roku Tajfuny przekształciły się w Bizony – formację, której styl i repertuar wyznaczał oczywiście Bizoń.

Kendelewicz: „Zbyszek i Maciek właśnie odeszli od Czerwono-Czarnych. Spotkaliśmy się razem w Warszawie, oni mieli ofertę wyjazdu na kilka miesięcy do Związku Radzieckiego, zaproponowali, żeby połączyć siły, co nam odpowiadało: będziemy mieli na stałe wokalistę oraz muzyka o takim jak Bizoń doświadczeniu i nazwisku, poza tym zarobimy niezłe pieniądze.

Na tamto tournée pojechaliśmy jako Tajfuny. Po powrocie Zbyszek Bizoń doszedł do wniosku, że dotychczasowe zmiany, owszem, były dobre, ale trzeba jeszcze trochę zmienić: skład zespołu, charakter granej muzyki – teraz jakby soulowej (bo z instrumentami dętymi, jak w Akwarelach), a więc i nazwę. Zaproponował: Zespół Zbigniewa Bizonia. My na to: dlaczego? Ostatecznie stanęło na Bizonach. I tak zostało. Nie grało się nam gorzej – tylko inaczej. Więc chyba… lepiej. Mnie się to podobało”. Dla Bizonów i ich solisty Stana Borysa skomponował wcale udany Spacer dziką plażą.

W tym czasie Antoszewski zorganizował własny zespół instrumentalny, zajął się teorią i popularyzacją muzyki beatowej (zeszyty PWM z opracowaniami przebojów młodzieżowych na kilkuosobowy skład instrumentalny). A Kendelewicz? Jak długo pozwalały mu na to zdrowie i ambicje – jeździł na trasy krajowe i zagraniczne, występował, nagrywał, chętnie zatrudniany, bo był zdolny, pracowity, niekonfliktowy. Ideał muzyka estradowego. Niestety, zbyt skromny, nie umiał rozpychać się łokciami, więc coraz częściej pauzował, aż wreszcie machnął ręką na muzykę.

Że Kendelewicz to wciąż Ktoś – przypomniał jego stodolany kolega Piotr Miks, organizując wspomnieniowe imprezy, koncerty, sesje. Dopiero wtedy, w 1996, Danek dał się zaprosić do Polskiego Radia BIS, gdzie z ogromnym zaangażowaniem, barwnie i z werwą opowiedział historię warszawskiego mocnego uderzenia. „Może byś coś nagrał, odkurzył stare kawałki? Studio da się załatwić, koledzy nie odmówią” – zaproponowałem mu przy tej okazji. Usłyszałem, że się zastanowi, choć wiedziałem, że gitarę odstawił do kąta i nie ma ochoty ani siły po nią sięgać. Szkoda, naprawdę wielka szkoda.

Bohdan Kendelewicz zmarł w Warszawie 19 czerwca br. Dzień później nad Warszawą rozszalała się burza, spadł ulewny deszcz, biły pioruny.


Dariusz Michalski

 

 


Zobacz również

Georg Riedel

Legendarny szwedzki kontrabasista i kompozytor zmarł 25 lutego 2024. Więcej >>>

Janusz Nowotarski

Saksofonista, klarnecista, założyciel i lider Playing Family, zmarł 23 lutego 2024. Więcej >>>

Stanisław Zubel

Kontrabasista zespołu Flamingo zmarł 26 stycznia 2024 w Żukowie. Miał 77 lat. Więcej >>>

Dean Brown

Jeden z najwybitniejszych gitarzystów fusion jazzu zmarł 26 stycznia 2024 w Los Angeles. Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu