Koncerty
Finał z udziałem wszystkich artystów
fot. Andrzej Orłowski

Czerwono-Czarni - 50 lat zespołu

Marcin Mindykowski


23 lipca minęło dokładnie pół wieku od pierwszego koncertu zespołu Czerwono-Czarni w gdańskim klubie Żak. Z tej okazji grupa reaktywowała się na jeden jubileuszowy koncert, który odbył się dokładnie w dniu 50. rocznicy jej debiutu, w Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku.

Czerwono-Czarnych powołał do życia Franciszek Walicki, który na początku lat 60. próbował przeszczepiać na polski grunt kulturę rock’n’rolla. Zespół powstał jako kontynuator pierwszej polskiej grupy rockowej występującej pod nazwą
Rhythm and Blues, która zaledwie pół roku po swoim debiucie w 1959 roku została rozwiązana przez ówczesne władze. W rozwoju polskiego rocka Czerwono-Czarni okazali się jednak czymś dużo więcej – choćby odchodząc od grania zachodnich standardów na rzecz tworzenia własnego, polskiego repertuaru. Największym atutem zespołu byli soliści – to w czerwono-czarnych barwach debiutowali tacy wykonawcy jak Helena Majdaniec, Karin Stanek, czy Kasia Sobczyk. Grupa rozpadła się w 1976 roku, ale od 2004 roku okazjonalnie wraca na scenę.

Choć jubileuszowy koncert na plakatach był reklamowany znanym z lat 60. hasłem „Najsilniejszy, reprezentacyjny skład zespołu”, z pierwszego wcielenia grupy zostali jedynie gitarzysta Wiesław Bernolak (członek zespołu przez pierwszych pięć lat jego istnienia, a w latach 1961-63 jej kierownik muzyczny) oraz wokalista Andrzej „Jordan” Szmilichowski (który przeszedł do Czerwono-Czarnych prosto z Rhythm and Bluesa). Pełniącemu obowiązki kapelmistrza Bernolakowi udało się jednak zaprosić wielu muzyków spośród ponad siedemdziesięciu, którzy przez lata przewinęli się przez zespół. Do Gdańska przyjechali ze Szwecji perkusista Jan Knap, saksofoniści Zbigniew Bizoń i Mirosław Wójcik, dołączyli także klawiszowiec Ryszard Poznakowski i gitarzysta Tomasz Jaśkiewicz. Składu dopełnili znani już z poprzednich okazjonalnych reaktywacji Czerwono-Czarnych mieszkający od lat w Szwecji pianista Jerzy Lisewski (szkolny nauczyciel Esbjörna Svenssona) oraz weteran szczecińskiej sceny blues-rockowej, gitarzysta i wokalista Wojciech Rappa.

W jednym czy dwóch utworach dołączył też na fortepianie Krzysztof Sadowski.

Koncert przybrał formułę podobną do tej z lat 60., kiedy to koncerty grupy przypominały zlepki kilkunastominutowych bloków – występów solistów, którym zespół akompaniował. Wieczór rozpoczął się od sygnału Czerwono-Czarnych Bernolak Boogie – kompozycji Bernolaka, będącej w latach 60. wizytówką sopockiego Non-Stopu. Kolejny utwór symbolicznie przypomniał, od czego grupa zaczynała – Bye, Bye, Love z reperturaru Everly Brothers zaśpiewał Andrzej Jordan.

Irena Kozłowska mocnym, czystym głosem zaśpiewała przeboje Heleny Majdaniec (Czarny Ali Baba, Zakochani są wśród nas, Rudy rydz). Barbara Włodarczyk przywołała zawadiacką sceniczną energię i żywiołowość Karin Stanek, z lekką chrypką wykonując O Jimmy Joe, Chłopca z gitarą i Jedziemy autostopem. Natalia Pastewska odtworzyła dyskretną elegancję Kasi Sobczyk w lirycznym Małym księciu, by za chwilę zaśpiewać te bardziej dynamiczne utwory wokalistki: Trzynastego i O mnie się nie martw. Sentymentalne przeboje Jacka Lecha (Bądź dziewczyną z moich marzeń, Dwadzieścia lat, a może mniej) z nutką dramatyzmu wykonał Wojciech Rapa, a z repertuarem Macieja Kossowskiego (Agatko, pocałuj; Dwudziestolatki) i sławetną Lucille śpiewaną niegdyś przez Michaja Burano zmierzył się nazywany „białym murzynem polskiego bluesa” Jan Izbiński.

Wszystkich olśnił Piotr Puławski. Ten będący pod przemożnym wpływem Erica Burdona wokalista i gitarzysta dołączył do zespołu w 1961 roku i szybko wyrósł na jedną z jego największych indywidualności, kierując losy formacji na bardziej rockowe tory. Jego żarliwa, surowa interpretacja folkowego standardu The House of the Rising Sun była zdecydowanie najmocniejszym punktem koncertu. Równie udanie wypadła jego wersja Unchain My Heart Raya Charlesa. Ta część wieczoru pokazała też jednak, jak wiele dzieliło wówczas polskie propozycje od tych zachodnich. W końcu nie bez powodu w repertuarze rodzimych grup tak długo obecne były anglojęzyczne covery...

Wystąpiła jeszcze Halina Frąckowiak, która przy kameralnym akompaniamencie pianisty Janusza Komana wykonała balladę Taki powrót. Zadedykowała ją swojej przyjaciółce Kasi Sobczyk, która nie mogła być tego wieczoru w Gdańsku z powodu złego stanu zdrowia. Niestety, wokalistka nie wróciła już do swoich przyjaciół. Pięć dni później przegrała walkę z rakiem...

Podczas wieńczącego koncert i wykonanego przez wszystkich bohaterów jubileuszowego koncertu klasyka Rock Around the Clock z repertuaru Billa Halleya nad głowami publiczności – jak przed laty – fruwały już marynarki.

Jubileuszowa feta pokazała pierwotną prostotę pierwszych polskich rock’n’rollowych przebojów lat 60. Wtedy stanowiła ona o ich sile, ale dziś wyraźnie widać też, że big-beat – zarówno muzycznie, jak i tekstowo – był tylko etapem w rozwoju polskiego rocka. Ważnym, ale broniącym się dzisiaj z pewnymi trudnościami.

Koncert prowadzili Zbigniew Korpolewski (legendarny konferansjer jeszcze z czasów Rhythm and Bluesa i zespołu Wicharego) i Maria Szabłowska.

Marcin Mindykowski

Opublikowano w JAZZ FORUM 9/2010


 


Zobacz również

Peter Brötzmann w Pardon, To Tu

Pójście na koncert Petera Brötzmanna przypomina decyzję o tym, czy chcemy skoczyć na bungee,… Więcej >>>

Adam Bałdych Sextet w 12on14

Spotkanie tych znakomitych muzyków na jednej scenie dawało szansę zarówno na ciekawą fuzję ich… Więcej >>>

Jazzmani dla bezdomnych

W warszawskim klubie Harenda odbył się 31 marca koncert charytatywny, z którego dochód w… Więcej >>>

Anna Maria Jopek & Gonzalo Rubalcaba

Koncert w warszawskim teatrze Roma (28 marca, mniej więcej w połowie całej trasy koncertowej)… Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu