Wywiady
Diana Krall

DIANA KRALL: Quiet Nights

Paweł Brodowski


Już w dniu amerykańskiej premiery nowy album Diany Krall znalazł się na trzecim miejscu ogólnej listy bestsellerów tygodnika „Billboard”, a w Polsce uzyskał natychmiast status Złotej Płyty, przekroczywszy pierwszego dnia sprzedaży nakład 10,000 egzemplarzy.

A więc jest hit! „Quiet Nights” to 12 autorska płyta Diany Krall, jej pierwsza z nowymi nagraniami od trzech lat (od „From This Moment On” z 2006 roku), pierwsza od czasu, gdy została matką. Poprzednią była wydana dwa lata temu składanka utworów wybranych z wcześniejszych krążków: „The Very Best Of”. Może więc ta kwalifikuje się na miano „The Next Best”, albo „The Very Very Best”, ale czy na pewno?

Podobno w pierwotnym zamyśle album ten miał się nazywać „Where Or When” – jak otwierający go standard Rodgersa i Harta. Dlaczego Diana Krall zdecydowała się jednak na „Quiet
Nights”, trudno odgadnąć, bo przecież płyta pod takim tytułem już w dyskografii jazzowej istnieje, a jej autorem jest... Miles Davis. Aczkolwiek o tamtym nagraniu z 1962 roku sam Miles wolał nie wspominać – były tam bardzo udziwnione harmonie, rytm ciężki, muzyka się wlokła. Nie był to album tak udany jak jego wcześniejsze, dokonane wspólnie z Gilem Evansem arcydzieła: „Miles Ahead”, „Porgy And Bess” i „Sketches Of Spain”.

Nowa płyta Diany Krall to również przedsięwzięcie wielkoorkiestrowe, a jej współtwórcą jest Claus Ogerman – niemiecki aranżer, który osiem lat temu był akuszerem „The Look Of Love”, największego jak dotąd sukcesu komercyjnego Diany (3 miliony sprzedanych egzemplarzy!), dyrygował też orkiestrą na jej koncercie wydanym na DVD „Live In Paris”.  

Ogerman (urodzony w 1930 roku w Raciborzu!)  jest współautorem wielu innych tego typu przedsięwzięć, które przeszły do historii muzyki, m.in. nagranej 40 lat temu płyty, którą firmują zgodnie dwa nazwiska: Albert Francis Sinatra i Antonio Carlos Jobim.

Brzmienie najnowszego krążka Diany przypomina „The Look Of Love”, ale jeśli szukać jakiegoś pierwowzoru dla „Quiet Nights”, to jest nim właśnie ów album Sinatry i Jobima (na którym są i Girl From Ipanema, i Quiet Nights), i dużo wcześniejsza płyta Sinatry z orkiestrą Nelsona Riddle’a „Only The Lonely” (na której są m.in. ballady Where or When i Guess I’ll Hang My Tears).

Jeśli zaś szukać jakichś inspiracji, to można wspomnieć sentymentalne płyty ze smyczkami Peggy Lee, Julie London, także Shirley Horn, której nazwisko Diana często wymienia w swoich wywiadach, no i oczywiście ów pierwszy, kultowy album „Getz/Gilberto” z 1964 roku, na którym Joao i Astrud śpiewali po raz pierwszy obie wspomniane już najsłynniejsze bossa novy.

Bezpośrednim impulsem powstania tej płyty była podróż Diany dwa lata temu do Brazylii. „Gdzie tylko pójdziesz, wszędzie słyszysz dźwięki Jobima i bossa novy” – powiedziała Diana. „Nie planowałam takiej płyty, ale kiedy wróciłam do domu, stało się dla mnie jasne, że muszę nagrać Girl From Ipanema i Quiet Nights, i inne brazylijskie piosenki.”

Przygotowując się do tego projektu Diana podobno nagrała około 50 piosenek, ale ostatecznie wybrała ten piękny tuzin melodii, w hołdzie dla Jobima. Ale pierwsze trzy utwory to nie są wcale bossa novy, lecz utrzymane w tym klimacie broadwayowskie ballady – Rogersa i Harta Where Or When, Johnny’ego Mercera Too Marvelous for Words oraz Lernera i Loewe I’ve Grown Accustomed to His Face. Dopiero potem Diana zabiera nas, ale tylko na chwilę, do Rio z największym hitem Jobima, zmieniając dla swoich potrzeb tytuł na The Boy From Ipanema (ja mimo wszystko wolę tytuł oryginalny!).

Dianie, która śpiewa i gra na fortepianie, towarzyszy wierna, wypróbowana sekcja genialnych muzyków jazzowych (grali z nią rok temu na Jazzie nad Odrą) oraz orkiestra pod batutą Ogermana  tworząc bogate, mieniące się odcieniami tło.

Puryści gatunku zgłosili od razu zastrzeżenia, że prawdziwa bossa nova, która zrodziła się na plażach Ipanema i Copacabana, to nie jest muzyka dla wielkiej orkiestry, to piosenki intymne, śpiewane szeptem przy akompaniamencie gitary i rytmu wystukiwanego na pudełku od zapałek, a tu artystkę wspomaga aparat kilkudziesięciu muzyków – skrzypce, altówki, wiolonczele, basy, flety, waltornie, oboje, tuba, wibrafon... To ciasny, nieruchliwy gorset, tłumiący ekspresję i krepujący swobodę wykonawczą.

Obok chóru niezliczonych głosów, które w Internecie wyśpiewują peany na cześć artystki, odezwały się i głosy krytyczne, że Diana Krall tak naprawdę nie ma zbyt wiele do zaoferowania, że nie wnosi nic nowego do kanonu tego gatunku, że „Quiet Nights” to muzyka easy-listening, muzyka tła, nieabsorbująca, mogąca służyć do kontemplacji, do seansów terapeutycznych, pobudzać dobre samopoczucie, sprzyjać zakupom w wielkich centrach handlowych, uprzyjemniać spotkania w nocnym lokalu, przy świecach, albo w domowym łóżku. Muzyka subtelna, doskonale wykonana, wycyzelowana w najdrobniejszych szczegółach, ale pozbawiona interesujących harmonii, rytmicznych kontrastów. Jedyne tu partie improwizowane to skąpe, oszczędne, choć, trzeba przyznać bardzo wyrafinowane i piękne sola fortepianu.

Ale nie przesadzajmy. Współproducent tej płyty, Tommy LiPuma, twierdzi, iż Diana Krall bardzo się rozwinęła w ostatnich kilku latach. „Jako wokalistka traktuje frazowanie podobnie jak instrumentaliści. Jej interpretacje tekstów piosenek i tembr głosu przypominają Peggy Lee w jej najbardziej dojrzałym okresie.”

Wersja tytułowej bossy Quiet Nights, czyli Corcovado, jest jedną z najlepszych, jakie kiedykolwiek i gdziekolwiek nagrano, chyba bardziej przekonującą niż oryginalne nagranie Astrud Gilberto z Joao i Stanem Getzem. Znawcy twierdzą, że bardziej udaną niż poprzednie podejścia Ogermana na płytach samego Jobima: „The Composer of Desafinado, Plays” (autorski debiut Jobima z 1963 roku) i wspomnianym albumie z Sinatrą.

Jedną z piosenek, Este Seu Olhar Jobima, śpiewa Diana po portugalsku – to taki ukłon w stronę tradycji i brazylijskiej publiczności (podobnie uczyniła inna znakomita wokalistka i pianistka Karrin Allyson na płycie „Imagina: Songs Of Brazil”). Ale kto wie, może najbardziej udane tu utwory, to ani bossa novy, ani standardy, lecz piosenki z jeszcze innego świata, przeboje muzyki rozrywkowej: wylansowany przed laty przez Dionne Warwick Walk on By Burta Bacharacha i dodany jako bonus dawny hit grupy Bee Gees How Can You Mend a Broken Heart, gdzie artystka z Nanaimo zbliża się do konwencji z płyty „The Girl In The Other Room”, na której wiele do powiedzenia miał jej mąż Elvis Costello.

Artykuł opublikowany został w JAZZ FORUM 4-5/2009.


P.S. Jesienią zaś ukazała się specjalna edycja de luxe „Quite Nights” z dwoma krążkami – CD i DVD. Na DVD umieszczony został koncert zarejestrowany w  Madrycie z 29 maja 2009 roku oraz bonus track Makin’ Whoopee z Elvisem Costello i Eltonem Johnem. Kilka miesięcy wcześniej wydane zostało DVD z nagraniem „Live In Rio”, sfilmowanym podczas ostatniej jej podróży do Brazylii w grudniu zeszłego roku.

Paweł Brodowski

 


Zobacz również

Artur Dutkiewicz: Okno na nieskończoność

Ambasador polskiego jazzu na świecie, szczodrze dzieli się medytacyjną trasą koncertową, zapraszając do szczególnego przeżywania… Więcej >>>

Theo Croker: Świat się zmienia

Dorastał w domu, w którym jazz rozpalał emocje w takim samym stopniu, jak dyskusje… Więcej >>>

Irek Dudek – 40 lat minęło

8 października w katowickim Spodku odbędzie się 40. edycja Rawy Blues. Z Ireneuszem Dudkiem,… Więcej >>>

Dominik Strycharski: nie boję się żadnej sytuacji

Kompozytor, eksperymentator, autor jedynej na świecie jazzowej płyty solowej na flet prosty Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu