Wywiady

fot. Adam Dereszkiewicz

Dominik Bukowski: Simple Words

Borys Kossakowski


JAZZ FORUM: Jesteś jednym z niewielu muzyków, którzy nie narzekają.

DOMINIK BUKOWSKI: Bo nie mam powodów do narzekania. Jestem zadowolony z tego, co robię. Gram, komponuję, nagrywam. Mieszkam w pięknym mieście, podoba mi się trójmiejski ferment muzyczno-artystyczny. Dobrze mi tu.

JF: Powód się zawsze znajdzie. Że rynek zły, że jazz się nie sprzedaje.

DB: To zależy od tego, jakie cele człowiek sobie stawia, jak szybko chce je realizować, czy jest pracowity. Ja lubię pracować, ale pracuję powoli. Jeden utwór komponuję dwa tygodnie. Nie nastawiam się na szybki sukces. Mam tyle pracy, że nawet nie zastanawiam się nad tym. Mam poczucie samorealizacji i zrozumienia przez środowisko i słuchaczy, a w związku z tym staję się coraz bardziej spokojny, nie szarpię się, nie zazdroszczę. Dzięki temu mogę skupić się jeszcze mocniej na muzyce.

JF: Gdzie szukasz oparcia w trudnych chwilach?

DB: Z wiekiem dostrzegam coraz więcej wartościowych rzeczy w swoim życiu. Muzyka na pewno nie jest dla mnie najważniejsza. Cieszy mnie kontakt z rodziną, z przyrodą. Przykładowo kupiliśmy rok temu ogródek działkowy i relaksuję się przy pieleniu warzyw. Mam wrażenie, że to pozytywnie wpływa na moją muzykę. (śmiech) Czasami robię sobie odpoczynek od muzyki, nie słucham, nie rozmawiam o niej.

JF: Los cię związał z Piotrem Lemańczykiem, z którym realizujecie wiele projektów.

DB: Gdy trafiłem do Trójmiasta na studia, byłem zachwycony środowiskiem muzycznym. Pamiętam doskonale koncert Miłości w Cotton Clubie, całą tę yassową zawieruchę. Miałem też wrażenie, że nawet mainstream się gra tu inaczej. Później studiowałem w Katowicach, ale po dyplomie wróciłem do Gdańska. Chodziłem na jamy i tak poznałem Piotra. Pierwszy raz chyba zagraliśmy w moim trio z Tomkiem Sowińskim.

JF: Później graliście ze sobą regularnie.

DB: Po prostu potrzebowałem kontaktu z dobrymi muzykami, których nie trzeba zanadto uczyć czy poprawiać. Piotrek jest przy tym niezwykle elastyczny, odnajduje się w różnych konfiguracjach, potrafi zrealizować moje najdziwniejsze pomysły.

JF: A przyjaźń?

DB: Myślę, że jest to rodzaj muzycznej przyjaźni. Zawsze, gdy składam zespół, biorę pod uwagę nie tylko zdolności muzyczne, ale również charakter danego muzyka. Grupa podczas trasy tworzy pewnego rodzaju rodzinę, nie ma miejsca na fochy i obrażanie. Stawiam na komfort pracy, wolę zagrać z kimś, kto ma „mniejsze nazwisko”, ale jest kandydatem na dobrego kumpla, bo dzięki dobrym relacjom muzyka staje się lepsza. Nie może być tak, że dostaję od niego tylko dźwięk.

JF: Na „Simple Words” gra też Sri Hanuraga z Indonezji, którego, dla odmiany, spotkałeś zupełnie niedawno, podczas nagrywania „Kropli słowa” Krystyny Stańko. Czy to była „randka w ciemno”?

DB: Na pewno nie pod względem muzycznym. Dużo wcześniej planowałem nagranie płyty w kwartecie z fortepianem i czekałem na kogoś takiego, jak on. Gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy od razu poczułem, że jest mi bliski pod względem wrażliwości. Potem przesłuchałem nagrania z The Brag Pack oraz jego akustycznym triem i nabrałem pewności, że będzie nam się dobrze grało. Gdy pracowaliśmy nad programem „Simple Words”, Aga (bo tak każe na siebie mówić) zamieszkał u nas w domu, nie w hotelu, co pozwoliło nam bardziej się poznać. Do projektu zaprosiłem również Przemka Jarosza, którym zachwyciłem się wcześniej podczas Jazz Campingu na Kalatówkach. Miałem już cały band i wiedziałem, że odpali. Zależało mi na świeżości brzmienia zespołu, dlatego postanowiłem wejść do studia od razu po pierwszej trasie koncertowej, po dziesięciu dniach koncertów. Byliśmy nieco zmęczeni, ale z drugiej strony pełni tej szczególnej energii, którą ma zespół, kiedy gra nowy materiał. I to zaowocowało dobrym nagraniem.

JF: Nie było żadnych konfliktów międzykulturowych?

DB: Nie. Aga to typowy Azjata, szybciej się wycofa, niż wejdzie komuś w drogę. A jeśli chodzi o muzykę, to studiował w Amsterdamie i gra po europejsku. Takie też było założenie „Simple Words”. To nie miała być muzyka etniczna. Ta płyta jest bardzo liryczna, osobista, spokojna i melodyjna. I Aga idealnie się wkomponował w tę muzykę. Nie miało znaczenia, skąd pochodzi.

JF: Wydaje mi się, że w „Simple Words” można usłyszeć wpływy skandynawskiego jazzu. Masz za sobą współpracę m.in. z Joonatanem Rautio i Ville Pynssi z Finlandii, więc chyba ciągnie cię na północ?

DB: Jak komponuję, to siadam do kartki i piszę. Staram się, żeby to było spontaniczne. W zasadzie to myślałem, że ta płyta będzie bardziej dynamiczna. Ale z pewnością podoba mi się to, co dzieje się w Skandynawii. Oni słyszą muzykę nieco inaczej i mi to bardzo odpowiada. W każdym razie trudno mi odpowiedzieć na pytanie o to, jakie wpływy można usłyszeć na tej płycie, to raczej zadanie dla dziennikarzy.

JF: Zostawiasz swoim muzykom dużo wolności? Czy raczej wszystko zapisujesz w nutach i trzeba grać to, co lider każe?

DB: Jako kompozytor zazwyczaj dość dokładnie określam, w którą stronę muzyka ma podążać, dlatego czasami namawiam kolegów, żeby nie szli „swoim” utartym szlakiem, według sprawdzonych patentów, ale zagrali trochę inaczej, bliżej mojej koncepcji. Z drugiej strony oczekuję od muzyków kreatywności, aby przepuścili moje pomysły przez własne doświadczenie i zaproponowali coś, w czym będą się czuć swobodnie. Jednak nie wierzę w demokrację w zespole, więc zawsze pozostawiam sobie prawo do ostatecznej decyzji.

JF: Co jest ważniejsze: wiedza muzyczna i umiejętności czy dusza i emocje?

DB: Często analizuję utwory pod kątem kompozycji czy brzmienia, ale przede wszystkim muzyka musi poruszyć moje serce, wzbudzić emocje. Jako muzyk przeważnie potrafię określić, co dokładnie mnie wzruszyło – czy to była jakaś progresja akordów, czy doskonała współpraca pianisty i basisty, itp. Ale nie zastanawiam się, jaką ma wiedzę ten, który stoi na scenie. Biorę to, co w tym momencie mi daje, musi mieć coś do przekazania, jeśli nie ma, to bez znaczenia jest jego wiedza.

JF: „Proste słowa” masz już za sobą. Jak będą brzmieć kolejne?

DB: Przede mną koncerty z moim kwartetem; premiera płyty ,,Duality” z Kasią Kadłubowską, z którą nagraliśmy muzykę minimalistów amerykańskich. Moim marzeniem są nagrania z norweskim Cikada Quartet i Leszkiem Możdżerem, z którymi graliśmy na festiwalu Dni Muzyki Nowej. Również z Orange Trane przymierzamy się do nowej płyty. Poza tym koncerty gościnne: z Krysią Stańko, Szymonem Łukowskim i z Marcinem Wądołowskim.



Zobacz również

Artur Dutkiewicz: Okno na nieskończoność

Ambasador polskiego jazzu na świecie, szczodrze dzieli się medytacyjną trasą koncertową, zapraszając do szczególnego przeżywania… Więcej >>>

Theo Croker: Świat się zmienia

Dorastał w domu, w którym jazz rozpalał emocje w takim samym stopniu, jak dyskusje… Więcej >>>

Irek Dudek – 40 lat minęło

8 października w katowickim Spodku odbędzie się 40. edycja Rawy Blues. Z Ireneuszem Dudkiem,… Więcej >>>

Dominik Strycharski: nie boję się żadnej sytuacji

Kompozytor, eksperymentator, autor jedynej na świecie jazzowej płyty solowej na flet prosty Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu