Wywiady

fot. Jan Bebel/Olympus

Artykuł został opublikowany w numerze 6/2014 Jazz Forum.

Dominik Wania: w zwierciadłach Ravela

Marek Romański


Jest jednym z najciekawszych młodych pianistów na – bogatej przecież w mistrzów klawiatury – polskiej scenie. Niesłychanie zapracowany – dzieli czas między liczne projekty muzyczne, a także działalność edukacyjną na kilku uczelniach.

Wydał, jak dotąd, tylko jeden autorski album – „Ravel” (For Tune, 2013), co nie przeszkodziło mu zgarnąć naręcze prestiżowych nagród: najpierw otrzymał Gwarancje Kultury przyznawane przez TVP Kultura, później dublet Fryderyków 2014 za debiutancką płytę (Jazzowy Album Roku i Debiut Roku). Jako autor najlepszej jazzowej płyty roku w pokonanym polu zostawił m.in. swojego byłego lidera Tomasza Stańkę. Pomimo tylu wyróżnień pozostał skromnym muzykiem, który wie, że jest dopiero na początku swojej muzycznej kariery.

JAZZ FORUM: Jak narodził się pomysł płyty „Ravel”?

DOMINIK WANIA: Początki tego programu są związane z moją pracą doktorską. Zdecydowałem się na opracowanie suity „Miroirs” Maurice’a Ravela, ponieważ fascynuje mnie bogactwo języka muzycznego tego kompozytora. Uważam, że można i trzeba go wykorzystywać w graniu jazzu. Zresztą wpływy Ravela i impresjonizmu odnajduję m.in. u takich artystów, jak Bill Evans, Keith Jarrett, Chick Corea i wielu innych. Nie ma zbyt wiele jazzowych interpretacji jego utworów.

JF: Jaki przyjąłeś klucz w opracowaniu poszczególnych kompozycji?

DW: Starałem się wykorzystać elementy oryginałów, przefiltrować je przez własną wrażliwość i stworzyć z tego nową jakość. Często fragmenty jego utworów są poprzestawiane, niektóre w ogóle wyrzuciłem, inne powtarzałem kilkakrotnie. To w gruncie rzeczy są rekompozycje, a nawet powiedziałbym mocniej – moje własne kompozycje bazujące na utworach Ravela. Bodaj najwierniejsza oryginalnej formie jest interpretacja drugiej części cyklu Smutne ptaki (Oiseaux Tristes).

Przede wszystkim zachowałem oryginalne tonacje utworów. Ravel tak je sobie wymyślił, więc nie widziałem powodu, żeby to zmieniać. Często zmieniałem artykulację, stosowałem celowe przerysowania rytmu, reharmonizowałem niektóre tematy – uwypuklając je, bądź przeciwnie – ukrywając. Starałem się unikać skojarzeń ze stylistyką innych pianistów. Pomimo że w pracy doktorskiej staram się udowodnić wpływ Ravela na wielu pianistów jazzowych, w mojej muzyce pilnowałem się, żeby nie grać jak inni jazzmani – choć pewnie i tak będą tacy, którzy ich usłyszą w mojej grze. (śmiech) Na przykład – bardzo nie chciałem, żeby elementy latynoskie w tych utworach brzmiały jak La Fiesta Corei.

W wielu przypadkach zachowałem oryginalną harmonię, to co u Ravela jest bardzo charakterystyczne, czyli poruszanie się po interwałach, u niego akordów z septymą wielką i akordów zwiększonych z septymą wielką jest bardzo dużo. Do tego charakterystyczne systemy tonalne, przesuwanie akordów o pół tonu, tercję, tryton – wszystko to wykorzystywałem w aranżu, żeby zrobić modulację, która nie jest przypadkowa, ale wynika z ravelowskiego sytemu interwałowego. Nawiasem mówiąc – ten język muzyczny staram się stosować także w graniu innych rzeczy, nawet standardów.

JF: Rozmawiamy po Twoim koncercie zagranym w duecie z Maćkiem Obarą. Choć nie graliście utworów Ravela, jednak słyszałem wyraźnie w Twojej grze impresjonizm.

DW: To jest kwestia mojej estetyki, jest w niej ten impresjonistyczny język muzyczny, jest i Ravel. Nie będę się tego wypierać. Starałem się prowadzić płynną narrację muzyczną uwzględniającą również estetykę Maćka. My rozumiemy się doskonale, każde nasze spotkanie na scenie to rodzaj święta, staramy się wykorzystywać wszelkie możliwe okazje, żeby zagrać razem.

W naszej wspólnej grze wiele rzeczy wydarza się w sposób nieprzewidywalny, formuła jest otwarta. Natomiast „Ravel” został w dużym stopniu zaaranżowany, oczywiście nie brakuje improwizacji, na żywo zmieniają się np. wstępy do utworów, ale ogólne ramy pozostają niezmienne. Ten materiał jest trochę „matematyczny” – a od tej strony Maciek mnie jeszcze nie znał.

JF: Trudno się z Tobą umówić, ciągle nie masz czasu. Jak wygląda Twój rozkład dnia?

DW: Pracuję jako adiunkt w Akademii Muzycznej w Krakowie (Katedra Muzyki Współczesnej Jazzu i Perkusji), prowadzę zajęcia w Akademii Muzycznej w Katowicach, udzielam się też w Krakowskiej Szkole Jazzu. Oczywiście moim priorytetem jest granie, ale zajęcia edukacyjne także pochłaniają sporo czasu. Nie narzekam jednak, cieszę się, że jazz zagościł w krakowskiej uczelni – obecnie mamy tu bardzo sprzyjający klimat.

JF: Skoro jesteśmy przy edukacji jazzowej – jakie są Twoje priorytety w nauczaniu?

DW: Moje przedmioty są dość otwarte i dają mi dużo swobody, jeśli chodzi o metody nauczania. W dzisiejszych czasach zdobycie większości lektur nie nastręcza większych trudności. Staram się studentom podsuwać różne pozycje, zwłaszcza te, które sam wypróbowałem jako student w Bostonie. Wykorzystuję też tamte doświadczenia w zajęciach praktycznych – w ćwiczeniach różnych metod improwizacji, a także w grze zespołowej. W ramach programu, jaki muszę zrealizować, staram się rozwijać w tych młodych ludziach ich własną indywidualność twórczą, inicjatywę w doborze dostępnych środków wyrazowych.

JF: Ostatnimi czasy zostałeś wręcz obsypany nagrodami. Jakie znaczenie mają dla Ciebie te wyróżnienia?

DW: To dla mnie ogromna radość i spore zaskoczenie. Oczywiście od dłuższego czasu jestem rozpoznawalny w środowisku, głównie dzięki mojej grze w zespołach innych muzyków. Nigdy nie miałem specjalnego parcia na bycie liderem. Dla mnie dużo większą inspiracją jest możliwość grania z różnymi utalentowanymi artystami. Dzięki temu mogę grać w rozmaitych stylistykach, uczyć się, zdobywać doświadczenie – co tym etapie kariery wydaje mi się najważniejsze.

Pomimo faktu, że w tzw. przestrzeni medialnej raczej mnie nie ma, jednak zostałem dostrzeżony. Dla mnie te wyróżnienia to dowód, że ciężką pracą można dojść do takich laurów, niekoniecznie lansując się przy tym w mediach. Oczywiście mają one też wymiar praktyczny – wiadomo, że jazz nie jest muzyką zbyt popularną, więc każda forma promocji ma swoje znaczenie.

Najbardziej zaskoczył mnie Fryderyk w kategorii Jazzowy Album – bo przecież towarzystwo miałem znakomite: m.in. Tomasz Stańko, Andrzej Jagodziński, Marek Napiórkowski, Aga Zaryan. TVP Kultura przyznając Gwarancje Kultury zawsze miała na uwadze także jazz, jednak fakt, że wyróżniono mnie kosztem artystów prezentujących inne rodzaje muzyki jest formą nobilitacji dla całego naszego środowiska.

JF: Ostatnio chyba w ogóle jest dobry klimat dla polskiego jazzu, przecież nie tak dawno Włodek Pawlik otrzymał Grammy.

DW: Oczywiście, to była wielka chwila dla polskiego jazzu. Jednak nie ma co wpadać w przesadną euforię – gdyby nie TVP Kultura i radiowa Dwójka to właściwie nie byłoby u nas żadnych masowych mediów prezentujących tę muzykę. Całe szczęście, że jeszcze są media branżowe, takie jak JAZZ FORUM czy rozmaite portale internetowe – dzięki nim mamy możliwość przekazywać informacje o sobie i naszej muzyce.

JF: Twój autorski album się ukazał blisko rok temu. Co w Twoim życiu wydarzyło się od tego czasu?

DW: Zajmowałem się przede wszystkim tym, co jest moim priorytetem – czyli współpracą z innymi artystami. Na pierwszym planie jest międzynarodowy kwartet Maćka Obary. Z tym zespołem najczęściej koncertuję. To jest skład, który ma szansę zaistnieć także poza granicami naszego kraju.

Ostatnio zacząłem współpracę z krakowskim kwintetem New Bone, w którym zastąpiłem Pawła Kaczmarczyka. Jesteśmy aktualnie w trakcie wydawania naszej wspólnej płyty z muzyką Bronisława Kapera i Henryka Warsa. Znajdują się tam dwie moje aranżacje, a także opracowania Andrzeja Jagodzińskiego i Joachima Mencla.

Od lat kontynuuję współpracę z Jackiem Kochanem, niedługo ukaże się także nasza nowa płyta zatytułowana „Taper Sonus”. To będzie interesujący projekt, w którym wykorzystaliśmy fortepian akustyczny i elektryczny, piano Fender Rhodes, perkusję konwencjonalną i niekonwencjonalną – ta ostatnia została zbudowana z kartonów i papieru. W lipcu będę nagrywał z Jackiem płytę z utworami Witolda Lutosławskiego w aranżacji na trio – z Michałem Kapczukiem na kontrabasie. Cały czas też współpracuję z Piotrem Baronem, gramy koncerty, są też plany nagraniowe.

JF: Masz za sobą doświadczenia z instrumentarium elektronicznym, m.in. w projektach Kochana. Czy ten nurt będziesz kontynuował?

DW: Tak. Co prawda ostatnio z Jackiem gram na instrumentach akustycznych, ale był okres, w którym graliśmy w trio z kom­puterem. (śmiech) Nie przesłyszałeś się – muzyka powstawała w składzie: Jacek, ja i komputer. To bardzo ciekawe dla mnie doświadczenie, aczkolwiek nie jestem w tej dziedzinie profesjonalistą i dopiero wchodzę w ten świat elektroniki. Tu nie do przecenienia są umiejętności i doświadczenie Jacka – to on odpowiada za progra­mowanie, budowanie loopów, sampli itp. Biorę też udział w projekcie Noise Trio Wojtka Fedkowicza, w którym wykorzystuję elektronikę w stylistyce drum’n’bass.

Bardzo lubię stare syntezatory analogowe, fascynuje mnie ich brzmienie, możliwości wyrazowe, staram się znaleźć jakiś sposób, żeby osiągnąć na nich własne brzmienie – w tej dziedzinie wzorem jest dla mnie np. Joe Zawinul. Częstym błędem u pianistów jest używanie tych instrumentów jak fortepianu, a one wymagają zupełnie innego podejścia. Elektroniczne barwy trzeba mieć w głowie już kiedy zaczyna się grać – tu nie ma miejsca na szukanie, kombinowanie, zdawanie się na przypadek. To jest konkretna wiedza, którą trzeba opanować.

Ja przede wszystkim jestem pianistą i na tym się koncentruję, pomimo że fascynują mnie brzmienia elektroniczne.

JF: Jak postrzegasz, jako jazzman, świat muzyki klasycznej? Czy oba te światy muzyczne się przenikają, wzajemnie inspirują, czy też są sobie – w swojej istocie – obce?

DW: Ja zaczynałem grając muzykę klasyczną. I gdybym nie miał tych doświadczeń, to nie mógłbym grać jazzu w taki sposób, w jaki to dzisiaj robię. Pomijając już – bardzo przecież ważne – kwestie warsztatowe, granie klasyki daje pewien rodzaj wrażliwości nieosiągalny w inny sposób. Gdybym skupił się wyłącznie na jazzie, odebrałbym sobie wiele możliwości barwowych i stylistycznych, które mogę wprowadzić do swojego grania.

Zresztą nie dotyczy to tylko klasyki – jazz jest gatunkiem, który potrafi skupiać w sobie wiele różnych rodzajów muzyki. Dlatego im więcej ma się doświadczeń i im bardziej jest się otwartym na różne gatunki – tym ciekawszy, bardziej oryginalny jazz można zaproponować. Oczywiście staje się on trochę inną muzyką niż ten klasyczny, wywodzący się z bluesa idiom amerykański. Urodziłem się i żyję w Europie, dlatego uważam, że nasza, europejska tradycja muzyczna powinna mieć miejsce w tworzonym przez nas jazzie.

Oczywiście czarni muzycy amerykańscy mają wspaniały feeling, fantastyczne poczucie rytmu – tego powinniśmy się od nich uczyć. Z drugiej jednak strony myślę, że oni nam z kolei zazdroszczą naszego liryzmu – to jest nasza siła.

JF: Czy po płycie ravelowskiej planujesz kolejne opracowania dzieł klasycznych?

DW: Nim nagrałem ten album, przez długi czas analizowałem kompozycje Ravela. W moich interpretacjach nie było żadnego przypadku. Oczywiście zawsze gdzieś tam się przewijała myśl o Chopinie – jednak zmierzenie się z jego utworami wymagałoby podobnej pracy analitycznej. Uwielbiam Szymanowskiego, być może kiedyś zaszczepię w swojej muzyce coś z arsenału jego środków wyrazowych.

JF: Czy komponujesz?

DW: Myślę, że prędzej czy później zagram jakieś swoje kompozycje, to nieunikniony proces. Przecież każda improwizacja jest kompozycją – więc w tym sensie komponuję cały czas. Mi komponowanie i aranżowanie idzie strasznie wolno, często siedzę godzinami i zastanawiam się, jak wybrnąć z jakiejś sytuacji harmonicznej. Sądzę jednak, że kiedyś powstanie materiał złożony z moich własnych utworów.

JF: Plany na najbliższą przyszłość?

DW: Będę wraz z moim triem kontynuował promocję albumu „Ravel” – planujemy serię koncertów w Polsce i zagranicą. Wyruszam w trasę z Obarą – w dwóch składach: polskim i skandynawskim. Będzie sporo koncertów z New Bone, w związku z nową płytą. Zagram z Kochanem na festiwalu Leszka Możdżera w Poznaniu – częściowo materiał z „Taper Sonus”. Wezmę też w lipcu udział w międzynarodowych warsztatach International Jazz Platform w Łodzi, pod kierownictwem Maćka Obary. 



Zobacz również

Artur Dutkiewicz: Okno na nieskończoność

Ambasador polskiego jazzu na świecie, szczodrze dzieli się medytacyjną trasą koncertową, zapraszając do szczególnego przeżywania… Więcej >>>

Theo Croker: Świat się zmienia

Dorastał w domu, w którym jazz rozpalał emocje w takim samym stopniu, jak dyskusje… Więcej >>>

Irek Dudek – 40 lat minęło

8 października w katowickim Spodku odbędzie się 40. edycja Rawy Blues. Z Ireneuszem Dudkiem,… Więcej >>>

Dominik Strycharski: nie boję się żadnej sytuacji

Kompozytor, eksperymentator, autor jedynej na świecie jazzowej płyty solowej na flet prosty Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu