Wywiady

fot. Filip Błażejowski

Opublikowano w JAZZ FORUM 3/16

For Tune

Marek Romański


Istniejąca od 2013 r. firma płytowa należy do najbardziej prężnych i płodnych wydawnictw jazzowych w skali nie tylko polskiej, ale nawet europejskiej. Prowadzona jest przez prezesa Witolda Zieńczuka i wiceprezesów Ryszarda Wojciula (czynnego muzyka, członka m.in. The Intuition Orchestra) i Anetę Sapilak. Trzeci ze współzałożycieli – Jarosław Polit – dziś współpracuje z firmą jako zewnętrzny konsultant.

W repertuarze For Tune znajdują się albumy w większości polskich artystów, często w składach międzynarodowych. Ambicją szefów tej wytwórni jest prezentowanie szerokiego spektrum muzyki – od mainstreamowego jazzu, przez improwizowaną awangardę, muzykę współczesną, po etno, rock, a nawet hip-hop. Wspólnym mianownikiem są wysokie walory artystyczne wydawanych krążków.

Od niedawna firma przeniosła się do nowej siedziby przy ul. Wiśniowej w Warszawie. Z szefami For Tune rozmawiamy o obecnej sytuacji oficyny, jej profilu wydawniczym, dystrybucji, aktualnej kondycji rynku płytowego i planach na przyszłość.

JAZZ FORUM: Jak dzisiaj prezentuje się kondycja firmy?

WITOLD ZIŃCZUK: Jest bardzo dobra. Mamy coraz więcej pozycji w katalogu. Oczywiście dzielimy z innymi firmami wszystkie bolączki trapiące rynek płytowy w kraju. Podstawowy problem dotyczy, niestety, tego że im wyższa jest kultura muzyczna – tym mniej znajduje odbiorców.

JF: Skala waszej działalności budzi zdumienie, zwłaszcza że w dzisiejszych czasach nie jest łatwo dotrzeć do słuchaczy muzyki elitarnej.

RYSZARD WOJCIUL: Trzeba sobie zadać pytanie, czy na świecie jest wystarczająca ilość słuchaczy muzyki z wyższej półki, którą my się zajmujemy. Czy jest ich tylu, żeby nasza wytwórnia mogła się utrzymać? Moja odpowiedź na oba pytania brzmi – tak. Wymaga jednak nieustannej pracy, by do tych ludzi dotrzeć z naszą ofertą. Uczymy się tego cały czas. Rynek polski mamy jako tako opanowany. Większość słuchaczy muzyki, jaką wydajemy, wie o nas i o naszych płytach.

Trochę inna jest sytuacja z rynkiem światowym. Staramy się rozwijać naszą dystrybucję i promocję w innych krajach. Tu podstawowym problemem jest strach przed kupowaniem rzeczy, które są tam kompletnie nieznane. Niestety, światowa publiczność nadal wykazuje bardzo niewielkie zainteresowanie płytami artystów polskich – którzy przecież stanowią znaczną część naszej oferty. Handlujemy z różnymi importerami na świecie, ale cały czas najbardziej pożądane są albumy artystów znanych międzynarodowo, takich jak np. William Parker, Anthony Braxton, czy Mary Halvorson.

Oczywiście podejmujemy próby wypromowania naszych artystów, którzy – jak wszyscy wiemy – w niczym nie ustępują zagranicznym. Jesteśmy jednak tylko firmą płytową i nie zbawimy kultury polskiej. Potrzebny jest szeroki front mający na celu propagowanie naszych artystów na świecie.

WZ: Tych czynników mających wpływ na kryzys fonografii jest więcej. Można tu wskazać ogólne zniechęcenie słuchaczy do płyty kompaktowej jako nośnika dźwięku. Spora liczba słuchaczy przerzuciła się na pliki cyfrowe. Z kolei część kolekcjonerów płytowych woli nabywać albumy winylowe – jako efektowniejsze i cenniejsze kolekcjonersko. Ciekawym zjawiskiem jest też renesans kasety magnetofonowej – ostatnio dość popularnej, zwłaszcza w muzyce country. Moim zdaniem duży wpływ na obecny stan rzeczy ma edukacja muzyczna – czy raczej jej brak. Istotną rolę mają tu też media – kiedyś jeśli wsiadało się do taksówki, to w radiu leciała muzyka na pewnym poziomie. Można było nie lubić np. Jerzego Połomskiego czy Krzysztofa Krawczyka – ale jednak to było dobrze skomponowane, zagrane, zaśpiewane, nagrane itp. Dzisiaj słychać głównie dudnienie, które nie ma wiele wspólnego z muzyką.

Tworzy się błędne koło – nie promuje się dobrej muzyki, więc ludzie też nie mają gdzie nauczyć się jej słuchania – i później oczekują od stacji radiowych przekazywania najprymitywniejszej papki dźwiękowej. Oczywiście jest kilka stacji, gdzie można usłyszeć rzeczy wartościowe, np. Radiowa Dwójka, ale to kropla w morzu potrzeb.

RW: Tu trzeba też poruszyć ważną kwestię dotyczącą mediów prywatnych, o której często się zapomina. To nie jest tak, że one są z natury złe i chcą ogłupić społeczeństwo. Problem tkwi u źródeł polskiej demokracji. Na początku lat 90. napisano ustawę medialną, która zakładała gigantyczne pieniądze za otrzymanie koncesji na nadawanie programu. Nic więc dziwnego, że stacje radiowe musiały tak zorganizować program, żeby odzyskać włożone pieniądze – trudno zatem od nich oczekiwać, że będą realizowały misję promocji kultury wysokiej za cenę strat finansowych. Gdyby można było dostać koncesję za grosze z celem prowadzenia działalności kulturalnej to sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej. Niestety w Polsce Ustawodawca zrobił z tego biznes – co spowodowało całe zło w tej dziedzinie.

JF: Dwa lata temu mieliście w ofercie pięć „kolorowych” serii wydawniczych. Każda z nich miała swój własny, określony profil. Jak dzisiaj prezentuje się wasza oferta?

RW: Wtedy mieliśmy serie – magentową, zieloną, pomarańczową, żółtą i niebieską. W międzyczasie doszła seria purpurowa – rockowa. Jest też seria rubinowa, w której ukazały się albumy takich artystów jak Myrczek & Tomaszewski oraz Nika Lubowicz. To są płyty wokalne, skierowane do miłośników łagodniejszej odmiany jazzu. Wystartowaliśmy też z nową serią – srebrną, ukazały się w niej dwie płyty z muzyką dawną.

Nadal jednak w naszym katalogu większość płyt to seria magentowa, czyli stricte jazzowa. Są to zarówno płyty awangardowe, jak i mainstreamowe, do których zalicza się np. krążek Kazimierz Jonkisz Energy czy Janczarski/McCraven Quintet. Seria zielona obejmuje projekty na pograniczu muzyki etnicznej. Seria pomarańczowa to muzyka współczesna. A serie żółta – trudna do zakwalifikowania oraz niebieska, która zawiera element słowa, na pograniczu rapu, popu, jazzu, muzyki klasycznej, itp.

JF: Odnoszę wrażenie, że z czasem złagodziliście nieco – pierwotnie dość awangardowy – profil wydawniczy.

WZ: Nigdy nie zakładaliśmy jakiegoś określonego profilu stylistycznego naszej wytwórni. Od początku dążyliśmy do wydawania muzyki, którą uważamy za wartościową – bez ograniczeń gatunkowych i stylistycznych. Właśnie dlatego wprowadziliśmy kolorystyczne identyfikowanie nagrań. Nie chcieliśmy, żeby potencjalny nabywca pogubił się w naszym katalogu. Owszem pierwsza dziesiątka wydanych przez nas albumów była stricte jazzowa – ale to był czysty przypadek. Już w tym początkowym okresie wydaliśmy np. Sefardix, który grał właściwie muzykę etniczną, z awangardowym jazzem niemającą wiele wspólnego, podobnie było z Bester Quartet.

RW: Nie zgodzę się też ze stwierdzeniem, że ostatnimi czasy mniej u nas awangardy – bo jeśli spojrzeć na ostatnie 20 płyt przez nas wydanych to znajdziemy na nich sporo bardzo odważnej stylistycznie muzyki.

JF: Który z waszych albumów okazał się największym bestsellerem?

RW: Największe wzięcie do tej pory miała płyta duetu Myrczek & Tomaszewski „Love Revisited”. To zestaw standardów, pierwszy krążek w naszej rubinowej serii. Z założenia ten album prezentuje nieco lżejszą muzykę wokalną, co nie oznacza, że nie jest to płyta jazzowa. Nie ukrywam też, że wykonaliśmy w związku z nim sporą pracę promocyjną – ponieważ od początku wiedzieliśmy, że ma duży potencjał i jest znakomity artystycznie. Okazało się też, że artyści są bardzo aktywni koncertowo, co dodatkowo pomogło w promocji tego materiału. Pokazuje to też, że dobrze sprzedają się płyty muzyków, którzy często koncertują – dotyczy to zarówno polskiego, jak i światowego rynku.

Całkiem nieźle sprzedaje się też album High Definition Quartet „Bukoliki”. To zresztą płyta, która znalazła się w zestawieniu najlepszych wydawnictw polskiego jazzu JAZZ FORUM, bodaj jako jedyna z najświeższych propozycji na rynku. Jesteśmy z tego bardzo dumni.

JF: Jak jest z tą sprzedażą płyt For Tune? Czy jest jakiś postęp?

RW: Współpracujemy z większością polskich sklepów, także tych internetowych, muszę jednak przyznać, że najwięcej sprzedajemy przez naszą stronę: www.for-tune.pl. Fanów zapraszamy do współpracy z naszym sklepem, do zapisywania się do niedawno uruchomionego klubu kolekcjonera, gdzie proponujemy bardzo atrakcyjny program subskrypcji naszych wydawnictw.

JF: Jak przedstawia się wasza dystrybucja na świecie?

RW: Współpracujemy z partnerami w Niemczech, USA i Japonii. Mamy nadzieję, że nasz zasięg będzie się stopniowo rozszerzał. Niestety – na przeszkodzie stoi tu wspomniana nieufność zagranicznych odbiorców do polskiej muzyki. Mamy dobry kontakt z mediami w wielu krajach, co powinno nam pomóc w przełamaniu tej nieufności. Wysyłamy nasze płyty do wielu dziennikarzy zagranicznych. Jeden z utworów z płyty Wojtczak NYConnection znalazł się na samplerze dodanym do prestiżowego, brytyjskiego pisma „Wire”. Pojawiła się tam też recenzja tego albumu.

Zaczęliśmy też działać w drugą stronę – jako polski dystrybutor szwajcarskiej firmy Intakt.

JF: Do najnowszego numeru JAZZ FORUM dołączamy sampler For Tune.

RW: Mam nadzieję, że czytelnicy nie poprzestaną jedynie na tym samplerze, ale sięgną też do całych płyt. Wybraliśmy utwory z albumów, które ukazały się mniej więcej w ciągu ostatniego półtora roku. Lista prezentuje płyty, które świadczą o tym, że For Tune to nie tylko awangarda, ale także piękna muzyka, którą mogą zaakceptować również słuchacze o bardziej tradycyjnych gustach.

JF: Plany na przyszłość?

RW: 11 czerwca planujemy festiwal For Tune w Łodzi. Oczywiście będziemy także wydawać kolejne płyty w dotychczasowym tempie. Będą to zarówno debiutanci, jak i artyści już uznani – także międzynarodowo.

JF: Jesteś Ryszardzie profesjonalnym muzykiem. Czy to pomaga Ci w jakiś sposób w prowadzeniu spraw firmy, rozmowach z artystami, realizowaniu nagrań?

RW: Moją działalność muzyczną traktuję obecnie raczej w kategoriach hobbystycznych. Najtrudniej jest utrzymać sprawność instrumentalną ponieważ praca w firmie For Tune pochłania mi większość czasu. Spotykam się od czasu do czasu z moimi przyjaciółmi, z którymi współtworzę zespół Intuition Orchestra. Do tych spotkań mocno się przygotowuję i wówczas narzucam sobie ostry reżim ćwiczeń. Gra sprawia mi dużą radość, tym bardziej, że całe moje życie było związane z muzyką m.in. niegdyś w zespołach Sztywny Pal Azji i Róże Europy. Oczywiście moje doświadczenia bardzo mi pomagają w codziennej pracy producenckiej.

Rozmawiał: Marek Romański



Zobacz również

Artur Dutkiewicz: Okno na nieskończoność

Ambasador polskiego jazzu na świecie, szczodrze dzieli się medytacyjną trasą koncertową, zapraszając do szczególnego przeżywania… Więcej >>>

Theo Croker: Świat się zmienia

Dorastał w domu, w którym jazz rozpalał emocje w takim samym stopniu, jak dyskusje… Więcej >>>

Irek Dudek – 40 lat minęło

8 października w katowickim Spodku odbędzie się 40. edycja Rawy Blues. Z Ireneuszem Dudkiem,… Więcej >>>

Dominik Strycharski: nie boję się żadnej sytuacji

Kompozytor, eksperymentator, autor jedynej na świecie jazzowej płyty solowej na flet prosty Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu