Wywiady

fot. Krystyna Andryszkiewicz

Grażyna Auguścik Orchestar

Adam Dobrzyński


Wokalistka Grażyna Auguścik i producent Ryszard Wojciul połączyli siły na jednym krążku, płycie szczególnej, wybitnej i niepowtarzalnej, na której spotkały się trzy różne muzyczne światy. Oboje opowiedzą nam o historii nagrania albumu „Orchestar” (For Tune), swoich refleksjach związanych z tym projektem, którego realizacja odbywała się w cieniu wielkiej osobistej tragedii Grażyny.


TRZY ŚWIATY

Ryszard Wojciul o genezie albumu „Orchestar”

To było wiosną 2012 roku. Byłem wtedy menedżerem Grażyny. Spędzaliśmy wiele czasu jeżdżąc na koncerty i po prostu rozmawiając. Jeden z występów nam się mocno opóźniał i w pewnym momencie nasza dyskusja zeszła na to, co można byłoby zrobić nowego. Grażyna powiedziała mi wtedy, że została zaproszona przez Elżbietę Penderecką do udziału w Wielkanocnym Festiwalu Ludwika Van Bethoveena. Takie otwarte zaproszenie bez określonych ram, ale było wiadomo, że musi być przygotowane coś specjalnego oraz, że kontekst nie może być jazzowy.

Wtedy wypłynął temat Lutosławskiego, którego ja bardzo szybko się chwyciłem, ale bez jakiegoś wielkiego entuzjazmu Grażyny. Witold Lutosławski, jeden z największych kompozytorów XX wieku, kształtował mój muzyczny światopogląd. Od razu przyszedł mi pomysł do głowy, by wykorzystać jego utwory z lat 50. ubiegłego wieku, czyli tę część twórczości, która ewidentnie ma związek z ludowością.

Chodzi o pierwszą połowę wspomnianego dziesięciolecia, czyli tę, którą świetnie znałem ze studiów muzykologicznych, ale również jako absolwent Szkoły Muzycznej II stopnia.

Elementem decydującym i definiującym to, co potem z tym projektem się wydarzyło, był moment, w którym podjęliśmy decyzję o wyborze odpowiedniego aranżera oraz wykonawców. Artystów, którzy są osadzeni w jazzowym świecie, ale nieobce im są ludowe konteksty. Wtedy jasne też było, że do muzyki współczesnej pasować nam będzie kwartet smyczkowy. Grażyna dokonała dwóch kluczowych wyborów, które w praktyce doskonale się sprawdziły.

Jakiś czas temu odwiedziła festiwal Wszystkie Mazurki Świata i tam poznała Trio Janusza Prusinowskiego. Było jasne, że to właśnie on i jego Kompania, jako kustosze ludowości w polskiej muzyce będą jedynymi odpowiednimi do naszego projektu. Badają materiały źródłowe, mają wielkie doświadczenie co do sposobu gry na odpowiednich instrumentach, co jest niezwykle ważne i przydatne, badają też z pasją materiały źródłowe.

Ważne było również to, kto te nowe kompozycje napisze. Wybór Grażyny padł na Janka Smoczyńskiego. Spotkaliśmy się bardzo szybo. Opowiedzieliśmy o połączeniu trzech muzycznych światów, o idei, wszystkich kontekstach, i co ważne Janek bardzo szybko podczas tej rozmowy wsiąkał w temat i równie konkretnie podjął satysfakcjonującą nas decyzję. Te ustalenia chyba zaczęły krystalizować się latem. Po czym zgłosiliśmy pomysł pani Pendereckiej, która bez żadnych wątpliwości przyjęła naszą koncepcję.

Wiadomo było, że do wymienionych muzyków potrzebny był wspomniany kwartet smyczkowy, a jedyny improwizujący kwartet w Polsce to Atom String Quartet. Świetnie się złożyło, bo na skrzypcach gra w nim brat Janka, Mateusz Smoczyński.

Zbliżał się termin koncertu, który osnuty został wielką tragedią, a dla mnie jednym z najtrudniejszych zawodowych wyzwań, z jakim musiałem się zetknąć. Dzień przed koncertem w wypadku samochodowym zginął mąż Grażyny, Marek. Koncert jednak się odbył i mogę teraz z pełnym uznaniem powiedzieć, że hart ducha, determinacja i kunszt Grażyny spowodowały, że ci spośród zebranych na sali, którzy o tym wypadku nie wiedzieli, myślę że nawet nie domyślali się rozmiaru tragedii, jaki poraził artystkę.

Przez cały tydzień po koncercie, w studiu miał być rejestrowany ten sam materiał, ale już z dedykacją na wydawnictwo płytowe. Tu znów pojawiło się pytanie, czy świeżo po tragedii Grażyna z tym wszystkim sobie poradzi. Na szczęście i te obawy okazały się bezpodstawne.

TA MUZYKA PRZETRWA LATA

Rozmowa z Grażyną Auguścik

JAZZ FORUM: W 1988 roku wyjechałaś do Bostonu, by podjąć naukę śpiewu w Berklee College Of Music. Do jakiego stopnia ta podróż zmieniła Twoje życie?

GRAŻYNA AUGUŚCIK: To była moja najważniejsza podróż. Najlepsza decyzja jaką podjęłam w życiu. Zawsze, kiedy odwiedzam Boston i przechodzę  obok szkoły, wspominam ten czas jako najfajniejszy w moim muzycznym życiu i w życiu w ogóle.  Było ciężko, trudno, ale również pięknie, radośnie, bo przecież byłam w jednym z najważniejszych miejsc edukacji jazzowej, robiłam to, co kocham. Ta podróż mnie wzmocniła, odmieniła, pozwoliła  uwierzyć, że  warto marzyć, bo  marzenia się spełniają, także nauczyła mnie, że w życiu wszystko jest możliwe, jeśli tylko chcemy i mamy odwagę iść za głosem serca i intuicji. Kiedy robimy coś, co lubimy, łatwiej pokonuje się trudności i wszelkie przeszkody. Poradziłam sobie i skończyłam amerykańską szkołę bez dolara długu, co nie jest proste, ale jak widać możliwe.

JF: Jak przez te dwadzieścia siedem lat zmienił się Twój sposób pojmowania, czy może postrzegania muzyki?

GA: Przede wszystkim nauczyłam się nie tylko muzyki, ale i wszystkiego tego, co składa się na organizację życia muzycznego. To jest istotne, by w życiu sobie poradzić samodzielnie. Nie czekasz na telefon, który może  zadzwoni lub nie, dlatego swoje sprawy, karierę mam w swoich rękach. Od początku do dziś cenię sobie niezależność ponad wszystko. Dzięki pobytowi w Stanach mam dystans do tego, co robię, co robią inni, a z drugiej strony chcę cały czas poznawać nowe, inne. Należę do osób, które nie czekają, by coś wydarzyło się samo lub bez mojej wiedzy.

Jestem muzykiem, menedżerem, producentem, organizatorem swojego życia muzycznego, czasem pomagam innym i tego nauczyła mnie Ameryka. Czasami prowokuję sytuacje, kreuję nowe, oczywiście  kontroluję je i ciągle szukam nowych inspiracji. Ameryka jest krajem, gdzie na ich brak nie narzekam. Poza wszystkim, myślę że to specyfika mojej osobowości. Muszę mieć głowę zajętą nowymi pomysłami, wyzwaniami. Im trudniejsze, tym mniej czasu na nudę. Ale w tym wszystkim jest ciągle muzyka i pomiędzy tak zwanym biznesem trzeba znaleźć czas na pracę nad nią, bo muzyka właśnie daje mi tę siłę napędową.

JF: Polonia często odwołuje się do folkloru. Ty też od zawsze włączasz elementy folkloru do swojego repertuaru. Wnosi to świeży powiew i nie ma nic wspólnego z przaśnością. Jednak to właśnie ta swojskość odnosi komercyjny sukces.

GA:  Polonia to wiele zróżnicowanych pokoleń ludzi. Są wśród nich ci, których przodkowie wyemigrowali ponad sto lat temu, czyli przed wojnami, następni po wojnie, dalej w czasach komunistycznych, czy nawet niedawno. Jest też Polonia urodzona za Oceanem. To są różne środowiska, różne światopoglądy. Chodzi tu oczywiście o mentalność. Jeśli folklor kojarzy się z filmem „Sami swoi”, to mamy do czynienia ze starą Polonią, która kultywuje tradycję, stare przyzwyczajenia. Są ośrodki, gdzie zespoły pieśni i tańca nadal istnieją i mają się świetnie. Ale jeśli chodzi o młodsze pokolenie, stosunek do muzyki ludowej jest zupełnie inny. Tu chodzi o kontekst, odniesienia i mnogość inspiracji. I tu na szczęście jest prawdziwa paleta muzycznych barw zakorzenionych czy odnoszących się do tradycji.

To, co sama mam w genach, jest osadzone w zupełnie innej estetyce, robię to z jednej strony naturalnie, a z drugiej w oparciu o to, co znam z dzieciństwa. To jest moja muzyka, z kraju, z którego pochodzę, nie ma tu miejsca na cepeliowski sznyt ani komercyjne zadęcie. A mówi się, że  jakiś tam sukces niekomercyjny też mam na swoim koncie.

Mam wielkie szczęście, że na swojej drodze spotykam genialnych muzyków, jak np. Janusz Prusinowski i jego zespół, gdzie muzyka ludowa, jej nowa forma, płynie z pasji, nauki i niezwykłego talentu. Będąc w Berklee zazdrościłam swoim kolegom z innych części świata, którzy doskonale znają swoje muzyczne korzenie, świetnie manewrują między tym, co stare, tradycyjne, co znane jest im od dziecka, a współczesnością. Ta droga, jaką odbyli, ukształtowała ich wiedzę, znajomość gatunków i muzyczną i kulturową erudycję.

JF: Opowiedz o genezie powstania płyty „Orchestar”.

GA: Szczerze mówiąc, do momentu, zanim narodził się ten projekt, mogę śmiało powiedzieć, że twórczość Lutosławskiego nie była mi dobrze znana. Wszystko zaczęło się od rozmowy z Rysiem Wojciulem, który wtedy jeszcze zajmował się moimi zawodowymi sprawami. Gdyby nie fakt, że temat ten podchwyciła Elżbieta Penderecka i wszystko to zbiegło się z rokiem setnych urodzin mistrza, być może nic z tego, co powiem, nie miałoby miejsca. Dzięki pewnego rodzaju zaufaniu Pani Elżbiety, dzięki wyznaczonej ramie czasu, w której powinniśmy zawrzeć nasze muzyczne pomysły, praca nad płytą zwyczajnie się odbyła.

Potem rozpoczęła się moja wielka penetracja jego twórczości, odkrywanie dzieł.

Pojawiły się pytania, kto sklei ową muzykę w całość. Mając bazę, czyli kompozycje gotowe, lecz oparte na inspiracjach muzyką źródeł, wracamy do korzeni, do pewnego rodzaju pra-utworów. Dotykamy tradycyjnej muzyki, którą fantastycznie zreinterpretował Janek Smoczyński, dochodzimy do kwartetu smyczkowego Atom String Quartet, dzięki któremu muzyka tradycyjna wkracza na salony muzyki poważnej, przeplatając się z muzyką korzeni graną po mistrzowsku przez Kompanię Janusza  Prusinowskiego.

Tu duży ukłon w stronę Janka, który to wszystko zaaranżował. Jako świetny muzyk, wręcz wizjoner, potrafił scalić te trzy światy – muzyki jazzowej, poważnej i ludowej. Muzyka tradycyjna nie jest mu obojętna,  jego rodzice prowadzili ludowe zespoły taneczne, w których Janek tańczył. Gra też na akordeonie i była to dla mnie naturalna decyzja, by zaprosić go do współpracy. Świetnie wykształcony, inteligentny, wrażliwy i do tego grający z feelingiem, z doskonałym wyczuciem sceny, dynamiki koncertu, znakomity aranżer, pianista, muzyk jazzowy i absolutnie nietuzinkowy człowiek.

JF: W tym zestawie mamy też Atom String Quartet.

GA: W Atom String Quartet gra brat Janka, Mateusz Smoczyński oraz Dawid Lubowicz, Michał Zaborski i Krzysztof Lenczowski. Wszyscy świetnie improwizują i robią to na najwyższym światowym poziomie. To dla mnie kolejny wybór z tych oczywistych.

JF: Powiedziałaś, że wybierałaś spośród kompozycji Lutosławskiego. Jak oddzielałaś ziarno od plew, co było w tych kompozycjach dla Ciebie ważne, istotne, co przemawiało bardziej od pozostałych utworów?

GA: Zdałam się w tym wypadku na znawcę muzyki współczesnej i twórczości Lutosławskiego, muzykologa Ryszarda Wojciula. Nie mieliśmy za dużo czasu, a to właśnie on sam znalazł nam ten repertuar, pokazał mi kilka opracowań, dotarł do oryginalnych nut, by było łatwiej nam nad tymi muzycznymi formami pracować. To był mój doskonały przewodnik.

JF: Na płycie „Orchestar” wszystko jest wyważone, wymienione wcześniej gatunki przenikają się, nie ma tego jednego nurtu wiodącego.

GA: Chyba po raz  pierwszy  w życiu zdałam się kompletnie na producenta, w tym wypadku  na Janka Smoczyńskiego. Janek, jako nasz muzyczny dyrektor, doskonale to wszystko przygotował, oczywiście konsultując na bieżąco pracę twórczą. Mało tego, ułożył właściwą kolejność następujących po sobie kompozycji, a to jest  bardzo ważne. Słuchacz jest ciekaw, co będzie dalej, a każde nowe ogniwo wypływa w sposób naturalny z poprzedniego.

JF: Jak wiele wydarzyło się w Twojej głowie od koncepcji do finalnego koncertu, jak bardzo zmienił się sposób postrzegania tych dźwięków, które możemy odtwarzać z płyty?

GA: To jest jak z każdym utworem czy płytą, którą dobieram w swoim repertuarze. Żeby wszystko się zgadzało, muszę czuć, że to nagranie jest moje, że się z nim utożsamiam i z przyjemnością wrócę do niego po latach. Silne osobowości, które stworzyły ten materiał, są niejako gwarantem jakości. Ja to dzieło firmuję, chyba bardziej dlatego, że śpiewam, bo wszyscy wcześniej wymienieni muzycy są współodpowiedzialni za jego powstanie. Uwierz mi, ja do końca nie wiedziałam, jaki będzie efekt finalny naszej pracy. Dopasować tradycyjnych instrumentalistów do innych muzycznych światów wcale nie jest tak prosto, a  żeby zabrzmiało niebanalnie i światowo to już wielkie wyzwanie. Poza tym, to już gdzieś tam było, choćby u Zbyszka Namysłowskiego. Znaleźć  coś nowego jest szalenie trudno, ale... nam się udało. To jedno z moich ulubionych dzieł. Ta muzyka przetrwa lata. Taki sens widzę w robieniu tego typu projektów.

JF: Zwykle jest tak, że artysta przygotowując swój nowy materiał zamyka w nim stos swoich emocji, wrażeń, inspiracji. Chwil pięknych, ale i tragicznych. Tak jest w Twoim wypadku, tym bardziej, że z premierą koncertu i rejestracją płyty zbiegło się bardzo smutne wydarzenie z Twojego życia.

GA: Gdy wykonuję materiał z tej płyty pewne obrazy i skojarzenia wracają. I tak będzie już zawsze. Dlatego ten projekt jest dla mnie jeszcze bardziej szczególny. Jest w pewnym sensie dedykacją, podziękowaniem i ukłonem dla człowieka, z którym przeżyłam dwadzieścia lat. Był moim największym fanem, grafikiem zaangażowanym w moje projekty. Zawsze mnie wspierał i czekał na moje kolejne muzyczne odsłony. To już tak będzie, że śpiewając te właśnie utwory Lutosławskiego będę o nim myśleć. To daje mi w pewnym sensie siłę, nie chcę od tego uciekać, wręcz przeciwnie.

Kiedy nie wiem, jak poradzić sobie z myślami, w głowie zawsze pojawia się sentencja: „Przecież ja to kocham, daj mi proszę trochę siły, bo przecież muszę temu podołać”. Marek na zawsze pozostanie w mojej pamięci, nie usłyszał nigdy finalnego brzmienia tego albumu, ale w ten sposób oddałam mu go w trochę metafizyczny sposób. Mimo tragedii, pokonałam w sobie rozpacz, strach, słabości, może działałam pod wpływem silnego szoku, do dziś nie wiem, jak zaśpiewałam tę trudną muzykę, premierowy koncert następnego dnia po tragicznej wiadomości. Po koncercie weszłam do studia i z pakietem wszystkich tych smutków, bagażem tragicznych doświadczeń, zarejestrowałam muzykę zaklętą pod hasłem „Orchestar”.

Rozmawiał: Adam Dobrzyński

www.grazynaauguscik.com



Zobacz również

Artur Dutkiewicz: Okno na nieskończoność

Ambasador polskiego jazzu na świecie, szczodrze dzieli się medytacyjną trasą koncertową, zapraszając do szczególnego przeżywania… Więcej >>>

Theo Croker: Świat się zmienia

Dorastał w domu, w którym jazz rozpalał emocje w takim samym stopniu, jak dyskusje… Więcej >>>

Irek Dudek – 40 lat minęło

8 października w katowickim Spodku odbędzie się 40. edycja Rawy Blues. Z Ireneuszem Dudkiem,… Więcej >>>

Dominik Strycharski: nie boję się żadnej sytuacji

Kompozytor, eksperymentator, autor jedynej na świecie jazzowej płyty solowej na flet prosty Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu