Legendarny męski kwartet wokalny a cappella Hilliard Ensemble swą działalność rozpoczął w 1974 roku. Od tamtego czasu swego składu w pełni nie wymienił – ostoją zespołu po dziś dzień jest śpiewający kontratenorem David James. W skład zespołu wchodzą też Rogers Covey-Crump, Steven Harrold (tenor) i Gordon Jones (baryton). W 40. rocznicę swej działalności Hilliardzi postanowili przejść na muzyczną emeryturę; ostatni koncert grupy ma odbyć się 20 grudnia br. w londyńskiej Wigmore Hall.
Jednym z największych sukcesów komercyjnych zespołu były projekty z Janem Garbarkiem. Minęło dokładnie dwadzieścia lat od rozpoczęcia ich owocnej współpracy – wydali wtedy dla ECM „Officium” (1994). Płyta od razu stała się bestsellerem; polska publiczność szczególnie ciepło przyjęła ten projekt. Muzyków – z odległych przecież muzycznych światów – połączył szef monachijskiej wytwórni Manfred Eicher (Hilliard specjalizuje się w śpiewie gregoriańskim, muzyce renesansowej, a także współczesnej). Trzeba wspomnieć, że zespół, podobnie jak saksofonista, nagrywał wcześniej dla ECM – choćby udany debiut w tej wytwórni „Passio” (1988) z kompozycjami Arvo Pärta. Brytyjczycy i Norweg już od pierwszego spotkania znaleźli wspólny muzyczny język, piękną jedność opartą na duchowości, strzelistych dźwiękach – u jednych pochodzących z muzyki dawnej i o charakterze sakralnym, u drugiego zakorzenionych w kojących dźwiękach Skandynawii oraz tamtejszych nurtów jazzowych.
Koncerty z Garbarkiem nie były ostatnimi Hilliardów w Polsce. Jak wskazuje kalendarz koncertowy, mają wystąpić jeszcze 12 grudnia na festiwalu „Actus Humanus” w Gdańsku i na tym koncercie ostatecznie pożegnać się z polskimi melomanami. Program tego wydarzenia ma zawierać dzieła raczej ze świata stricte muzyki poważnej. Natomiast nasi fani jazzu ostatnią okazję do usłyszenia na żywo zespołu z Garbarkiem mieli podczas czerwcowej trasy koncertowej z projektem „Officium Novum”, nagranym w 2009 roku. Ja miałam przyjemność wysłuchać występu 5 czerwca w kościele oo. Dominikanów na Służewie w Warszawie.
Występy Garbarka z The Hilliard Ensemble mają swoje stałe cechy: ich przestrzenią są świątynie, dominuje muzyka ze średniowiecza i renesansu oraz współczesna z rodzaju spiritual minimalism. Utwory komponuje również Garbarek, a saksofon przyjmuje rolę solisty-improwizatora na tematy oryginalnych utworów śpiewanych a cappella.
„Officium Novum” to nie tylko koncert. To spektakl o przemyślanej dramaturgii, o duchowości – podobnie jak misteria religijne. Garbarek otoczony przez płonące czerwone świece grał introdukcję, śpiewacy szli i śpiewali kierując się spod chóru do ołtarza-sceny, każdy z innego punktu. Taka topofonia w ascetycznych murach kościoła, dla których ta muzyka o sakralnym charakterze została stworzona, brzmiała cudownie. Ten sam scenariusz, tylko ku wyjściu, mieliśmy na zakończenie wieczoru.
Utwory „Officium Novum” jednak w większości nie pochodzą stricte ze sfery sacrum. Mamy pieśni kościoła z Armenii (które zebrał i opracował na początku XX wieku, nadając im „ludowych korzeni”, muzykolog, a także ksiądz, Komitas Vardapet), Kedrova i Seferisa z I poł. XX w., polifonie Perotinusa z wieku XII, albo utwór Most Holy Mother of God Arvo Pärta z 2003 roku. Pomimo odległości geograficznych i czasowych dzielących dzieła, charakter ich jest spójny – łączy je podobne duchowe przesłanie. Paradoksalnie udało się uzyskać jedność też w obsadzie – a saksofon przecież wyemancypował się w XX wieku, i to jeszcze w sferze muzyki popularnej.
Garbarek improwizował na temat muzyki w pełni komponowanej. Opierał się na wykorzystaniu prostych skal – głównie modalnych, pentatonikach, oraz na brzmieniach raczej nieskomplikowanych, w tempach wolnych. Przebiegi saksofonu sopranowego już przed połową koncertu wydawały się być wtórne, jednolite i jednostajne. Garbarek chce przekładać duchowość muzyki dawnej Hilliardów na swoje jazzowe rozumienie sztuki, niestety jego jazz nie pochodzi z wyżyn. Muzykom jednak wspólnie udało się wejść w ciekawy rezonans – np. za sprawą saksofonu Garbarka u Perotina usłyszeliśmy groove, nawet lekko swingujący.
Głos Hilliardów był niemal nieskazitelny. Obcowanie z ich muzyką na żywo, z literaturą jaką wykonują, było dla mnie zawsze dużym wydarzeniem.
Zobacz również
Pójście na koncert Petera Brötzmanna przypomina decyzję o tym, czy chcemy skoczyć na bungee,… Więcej >>>
Spotkanie tych znakomitych muzyków na jednej scenie dawało szansę zarówno na ciekawą fuzję ich… Więcej >>>
W warszawskim klubie Harenda odbył się 31 marca koncert charytatywny, z którego dochód w… Więcej >>>
Koncert w warszawskim teatrze Roma (28 marca, mniej więcej w połowie całej trasy koncertowej)… Więcej >>>