Kiedy jesienią 2013 roku zacząłem przygotowywać do wydania album „Punkt styku”, dokumentujący studyjne nagrania Show Bandu Anatola Wojdyny z 1974 roku, zadzwoniłem do Jana Jarczyka z pytaniem, czy nie ma nic przeciwko wydawaniu tych nagrań – grał tam kilka soczystych partii na pianie Fendera.
Najpierw długo dopytywał się, co to za nagrania, stwierdzając wreszcie lekko zrezygnowanym głosem, z tym swoim charakterystycznym przeciąganiem: „Paaanie Michale. Ja tego tyle w życiu zrobiłem, że chyba już po prostu nie mogę pamiętać wszystkiego. Kiedy mieszkałem w Warszawie, to dzwonili do mnie, przychodziłem na trzy godziny do radia, grałem swoje, brałem pieniądze i znikałem. Mogłem prowadzić notatki. Teraz książkę bym napisał...” Niestety, już nie napisze.
Jan Jarczyk zmarł 3 sierpnia 2014 roku w Montrealu, przegrywając walkę z chorobą nowotworową. Świat stał się uboższy o wybitnego pianistę, puzonistę, kompozytora, aranżera i pedagoga, ale przede wszystkim niezwykle ciepłego, serdecznego człowieka.
Urodził się 7 października 1947
roku w Krakowie. Tam skończył liceum muzyczne w klasie fortepianu
i kompozycję na PWSM u Lucjana Kaszyckiego (1972). Swoją profesjonalną
karierę zaczynał jeszcze w pierwszej połowie
lat 60., grając m.in. w klubie jazzowym Helicon na Św. Marka z różnymi
formacjami Tomasza Stańki i Leszka
Żądło. Od 1965 roku był razem
z Januszem Stefańskim (dr)
i Janem Gonciarczykiem (b) członkiem Kwartetu Zbigniewa Seiferta –
w czasach, gdy Seifert jawił się jako obiecujący, coltrane’owski
saksofonista, a nie skrzypek. Razem zdobywali nagrody na wrocławskim
Jazzie nad Odrą i prezentowali swoje autorskie propozycje na festiwalach
Jazz Jamboree ’69 i ’70. Po tym drugim warszawskim występie muzycy
zdecydowali się pójść swoją drogą – Jan Jarczyk wybrał wówczas Warszawę
i pracę w licznych projektach studyjnych.
Był pierwszym nauczycielem fortepianu na Warsztatach Jazzowych w Chodzież,
począwszy od 1970 roku (a po
latach, w nowym stuleciu, dyrektorem artystycznym). Regularnie pracował ze
Studiem Jazzowym Polskiego Radia (1971 - 76), przez chwilę był także członkiem
zespołu Zbigniewa Namysłowskiego (1972 - 73). Spotykał się na scenie
i w studiu z Tomaszem Stańką, Januszem Muniakiem, czy
Włodzimierzem Nahornym, prowadził własny kwartet, z którym na Jazz
Jamboree ’74 śpiewała Ewa Bem. Nagrywał
razem z Piotrem Figlem w ramach jego Studia Instrumentalnego,
koncertował z Czesławem Niemenem podczas tournée w Finlandii
w 1974 roku. Nie stronił także od muzyki użytkowej, komponując wiele na
potrzeby filmu i telewizji (m.in. do „Spotkań z balladą”), występując
w skandynawskim Uncle Albin’s Band, czy nagrywając gościnnie ze
wspomnianym na wstępie Show Bandem.
Swój pianistyczny styl ukształtował przede wszystkim pod wpływem dominujących wówczas na scenie jazzowej pianistów Keitha Jarretta i Chicka Corei. Improwizował z fantazją i temperamentem. W roku 1974 zdobył Grand Prix w konkursie fortepianowym solo w Lyonie we Francji i ta nagroda zmieniła jego życie – wtedy poznał swoją przyszłą (trzecią) żonę, Kanadyjkę Danielle.
W drugiej połowie lat 70. wyjechał na stałe z Polski, najpierw do Szwecji, a potem do Stanów. W latach 1977-80 uczył się w bostońskim Berklee College of Music w klasie puzonu, by kolejne pięć lat pracować tam jako wykładowca i przekazywać młodszym kolegom tajniki harmonii i kompozycji. W 1985 roku przeprowadził się do Montrealu, gdzie związał się z McGill University. Uzyskawszy tytuł profesora, pracował tam do wiosny tego roku, gdy zdecydował się przejść na emeryturę.
W czasie działalności edukacyjnej nie zaniedbywał dalszego tworzenia. Jeszcze w 1979 roku znalazł czas, by w Szwecji nagrać swój solowy debiut – wydany chwilę później w Polsce album „To And Fro”. W ślad za nim poszły kolejne płyty, wydawane zarówno w Kanadzie, jak i w Polsce – w tym intrygujące „Cliffs” oraz najbardziej poruszająca ze wszystkich „Fall Songs”, nagrana przez Jarczyka-pianistę solo.
W 2010 roku zagrał obok Johna McLaughlina na płycie „Meeting Of The Spirits” wybitnego wiolonczelisty Matta Haimovitza, prowadzącego zespół złożony z... ośmiu wiolonczelistów, m.in. z córką Jana, Amaryllis (druga córka Corrine jest skrzypaczką). Płyta doczekała się nominacji do nagrody Grammy.
Wciąż szukał Jarczyk nowych pomysłów, porzucając czasami złożone, starannie zaaranżowane formy (których miał w dorobku wiele) na rzecz gorących, fascynujących improwizacji. Z takiego podejścia zrodziły się albumy „Smoked Pianos” (na dwa fortepiany, w duecie z Johnem Stetchem) czy „Full Circle”, zarejestrowany z sekcją, która stała się w ostatnich latach podporą jego pracy: Fraser Hollins (bas) i Jim Doxas (perkusja). To właśnie z nimi miał się pojawić w lipcu w Polsce.
Muzycy w kwartecie, z Andrzejem Olejniczakiem, mieli zaprezentować program złożony z kompozycji Kwartetu Zbigniewa Seiferta. Niestety odwołał swój przyjazd (godnie zastąpił go Adzik Sendecki). Jednak nawet wtedy nikt nie wiedział jeszcze – łącznie z muzykami jego zespołu – że poważnie choruje (śmiertelna choroba została rozpoznana w grudniu zeszłego roku, ale Jan i Jego rodzina trzymali to w głębokiej tajemnicy). Wciąż był tak samo rozbiegany, uśmiechnięty, mówił z prędkością światła i planował kolejne projekty. Jeszcze pod koniec marca tego roku wystąpił w Los Angeles ze swoim kanadyjskim jazzowym triem i kwartetem smyczkowym prezentując utwory Bronisława Kapera i Henryka Warsa.
Był muzykiem i pedagogiem bardzo cenionym, i bardzo lubianym, nie tylko w Polsce, ale i w Kanadzie, zwłaszcza w środowisku jazzowym Montrealu, o czym świadczą pożegnalne wpisy na jego facebookowym profilu. Polski jazz stracił wspaniałego artystę.
Michał Wilczyński
Zobacz również
Legendarny szwedzki kontrabasista i kompozytor zmarł 25 lutego 2024. Więcej >>>
Saksofonista, klarnecista, założyciel i lider Playing Family, zmarł 23 lutego 2024. Więcej >>>
Kontrabasista zespołu Flamingo zmarł 26 stycznia 2024 w Żukowie. Miał 77 lat. Więcej >>>
Jeden z najwybitniejszych gitarzystów fusion jazzu zmarł 26 stycznia 2024 w Los Angeles. Więcej >>>