Wywiady
Jan Pilch

JAN PILCH: Nie ma muzyki bez wyobraźni

Agnieszka Stańczyk


Uważany za jednego z najbardziej wszechstronnych perkusistów w Europie. Z jednej strony jazzman, solista i sideman, z drugiej wykładowca akademicki, profesor Sztuk Muzycznych, wychowawca młodzieży. Członek takich grup jazzowych jak Laboratorium, Confirmation, Axis, międzynarodowego tria Crossover Ryszarda Szeremety oraz zespołów Little Egoists i Digital Jazz. Współpracował z Markiem Bałatą, Markiem Grechutą i grupą Anawa, Antoniną Krzysztoń, Andrzejem Sikorowskim, Stanisławem Sojką, Grzegorzem Turnauem, Ryszardem Rynkowskim, Tomaszem Stańką, Jarosławem Śmietaną, Ryszardem Styłą i Willfriedem Jentzschem. Współpracował także z zespołem muzyki współczesnej MW2, orkiestrą symfoniczną Filharmonii Krakowskiej, Orkiestrą Giovanile z Lanciano (Włochy), Operą Factory z Zurychu, Orkiestrą Symfoniczną Gran Canaria i Orkiestrą Kameralną z Bazylei.

Do tego należałoby dodać – Krakus, który przeszedł już do historii krakowskiego jazzu, jako twórca i pierwszy kierownik
Katedry Muzyki Współczesnej i Jazzu na Akademii Muzycznej w Krakowie, co nastąpiło w 2007 roku, założyciel Krakowskiej Grupy Perkusyjnej (1984) oraz inicjator Międzynarodowego Festiwalu Perkusyjnego „Źródła i Inspiracje”.

Od 1994 roku realizuje projekt o nazwie Inside Drumming (Wewnętrzne Bębnienie), wyrażający jednocześnie jego swoiste credo artystyczne. Na kształt projektu wpływ miały doświadczenia autora na płaszczyźnie różnych gatunków muzycznych i refleksja nad ich relacją do innych rodzajów sztuki, m.in. nad funkcją muzyki w teatrze. Inside Drumming jest prezentacją muzyki napisanej i zaaranżowanej w połączeniu z rozległymi partiami improwizowanymi, czemu towarzyszy autorska wizja muzyki świata (World Music), New Age z silnymi wpływami jazzu i fascynacją instrumentarium perkusyjnym z jego nieograniczonymi możliwościami w zakresie barwy dźwięku. Obecnie członek zespołów Eastcom, JWP.org, Fractal Beats.

JAZZ FORUM: Za nami 44. edycja festiwalu „Jazz nad Odrą”. Pamięta Pan edycję piętnastą?

JAN PILCH: Oczywiście. To był mój pierwszy sukces. Wraz z zespołem Confirmation braci Cudzichów „wybębniłem” tam II nagrodę. Byłem na drugim roku studiów, ale jeszcze nie miałem sprecyzowanych planów co grać. Nagroda mnie niejako ukierunkowała. Złapałem bakcyla jazzu, a z tą muzyką jest tak, że jak się jej raz spróbuje, to trudno się od niej wyzwolić. Tak się akurat składa, że od tamtego czasu mija dokładnie 30 lat. Czyli krakowskim zwyczajem pora na jubileusz…

JF: Ten i inne sukcesy, dobre wyniki w nauce oraz studia ukończone z wyróżnieniem spowodowały, że od profesora Józefa Stojki otrzymał Pan propozycję pracy na uczelni. Nie od razu Pan jednak tę pracę pokochał.

JP: Wydawało mi się, że jest to taka niewdzięczna praca, która nie przynosi efektów. Nie widać jej owoców, a przecież każdy, zwłaszcza młody człowiek, chciałby od razu widzieć efekt. Po latach nauczyłem się, że na to wszystko potrzeba czasu, cierpliwości, że ta wiedza, którą przekazuję studentom, wcześniej czy później przyniesie owoce. Należy tylko poczekać. I uczeń, i nauczyciel muszą uzbroić się w cierpliwość i wiarę, że to co robią ma sens.

JF: Łatwo się wykłada muzykę?

JP: Przede wszystkim samo mówienie o muzyce jest trudną sprawą. Bo jak przełożyć na słowa to, co zachodzi w procesie twórczym? I jak tego nauczyć? Jak sprawić, by zainteresować tym studentów? Otóż myślę, że najpierw potrzebna jest wyobraźnia. Einstein mawiał, że wyobraźnia jest ważniejsza od wiedzy, bo ta bywa ograniczona. Tak właśnie jest z muzyką. Nie ma muzyki bez wyobraźni, nie ma dobrych muzyków bez wyobraźni. Chodzi tu o taki rodzaj wyobraźni, który nie da się zwerbalizować, który nie dotyczy rzeczy konkretnych, ale nastrojów i emocji.

JF: Powiedział Pan „proces twórczy”. Czym on jest dla Pana? Jak w Pana przypadku on przebiega?

JP: Wszystko zaczyna się od pomysłu i próby jego rozwijania. Czasem zaczyna się od motywu, który gdzieś tam się plącze, czasem od pomysłu na cała formę. To jest bardzo różnie. Ja generalnie czuje się bardziej wykonawcą niż kompozytorem. Większość rzeczy, które tworzyłem lub tworzę wraz z kolegami muzykami, odbywa się na żywo, a to, co należy do specyfiki muzyki jazzowej, czyli improwizacja i wszystko, co jest z nią związane, odbiega od klasycznego pojmowania procesu komponowania. W moim przypadku model procesu twórczego na zasadzie siedzenia z papierem i ołówkiem nie znajduje zastosowania. Chodzi mi bardziej o taki rodzaj kreatywności, który ma charakter spontaniczny. Poza tym, grywam głównie muzykę współczesną, a ta pozostawia pewną część niedopowiedzianą, gdzie rola wykonawcy nie sprowadza się wyłącznie do perfekcyjnego odczytania zapisu nutowego, ale również do „dołożenia” własnej wizji danego utworu. Takie rzeczy najbardziej mnie fascynują. Nie umiem się zamknąć w jednym gatunku muzyki. To jest jak oddychanie, jak poruszanie się. Jest mnóstwo gatunków, które mnie interesują, a których jeszcze nie potrafię grać, w które powoli próbuję wchodzić.

JF: Na przykład?

JP: Chociażby muzyka klubowa, czyli to, co tworzą didżeje, co jest domeną najmłodszego pokolenia muzyków. Ponadto hinduska teoria rytmu – Tala, w której zapis jest fonetyczny. Chciałbym go kiedyś przełożyć na nutowy. Muzyk musi rozwijać się cały czas. Interesuje mnie również muzyka wywodząca się z Czarnego Lądu. To z Afryki – jak wiemy – wywodzi się instrumentarium perkusyjne. Uprawiając jazz, nie wyobrażam sobie braku zainteresowania tym, co dzieje się w tamtej muzyce. Przecież wiemy, że cały jazz to muzyka niewolników afrykańskich przemieszanych z kolonizatorami z Europy. Poza tym uczę się grać na nowych instrumentach perkusyjnych. Cały czas powstają nowe. Parę lat temu Szwajcarzy wymyślili bardzo ciekawy instrument perkusyjny, który nazywa się Hang. Noszę się z zamiarem jego kupna, choć na razie jest trudny do zdobycia. Nie znaczy to, że nie cenię i zazdroszczę tym, którzy potrafią skupić się tylko na jednym gatunku muzycz-nym i doprowadzić go do perfekcji. Ja po prostu tak nie potrafię… i muszę się z tym pogodzić.

JF: Skąd i dlaczego w Pana życiu pojawiła się perkusja? Przypadek?

JP: Absolutnie nie. Naukę w podstawowej szkole muzycznej zacząłem od gry na skrzypcach, ale odbywały się tam również zajęcia zwane rytmiką, na których dzieci przebrane w tuniki – doskonale to pamiętam (tutaj pojawił się na ustach profesora nostalgiczny uśmiech) – rozwijały w sobie predyspozycje rytmiczne. I tam zwróciła na mnie uwagę pani profesor Słomczyńska, która zauważyła, że te szczególne zdolności, jakie posiadam, mogłyby zostać rozwinięte na innym instrumencie. Przekonała moją mamę, że powinienem zmienić skrzypce na perkusję. I tak się stało. Szkołę podstawową ukończyłem wprawdzie w klasie skrzypiec, ale pobierając jednocześnie naukę gry na perkusji.

JF: Podążając za rozwojem muzyki perkusyjnej stworzył Pan na Wydziale Instrumentalnym Katedrę Muzyki Współczesnej i Jazzu. Wydawałoby się, że specjalności jazzowe są w Krakowie – mieście jazzu – od zawsze. Czym Pan się kierował zabiegając o stworzenie katedry?

JP: Obserwując z jednej strony bardzo mocne środowisko jazzowe w Krakowie, z drugiej zaś paradoksalną sytuację, że młodzi ludzie chcący studiować kierunki jazzowe musieli wybierać Katowice, zadałem sobie pytanie: dlaczego nie można stworzyć im warunków do nauki właśnie tutaj, na naszej Akademii. Jest to przecież gatunek muzyczny, którego należy uczyć, który obecny jest na całym świecie w postaci osobnych wydziałów jazzowych.

Przypomnę, że pierwszą uczelnią, na której prowadzono w Polsce seminaria jazzowe, był właśnie Kraków. Tutaj zaczynał Lucjan Kaszycki, później Roman Kowal. Zawalczyłem o to, aby kształcić w Akademii instrumentalistów. W ten sposób studenci mają do czynienia z aktywnymi muzykami sceny jazzowej a ja, poprzez włączenie do nauki przedmiotów klasycznych, poszerzam ich horyzonty.

System edukacji polega na zasadzie kontaktu mistrz – uczeń. W Stanach Zjednoczonych system odszedł od takiego nauczania (przez ogromną ilość chętnych studentów i tworzenie schematów gotowych programów, co zaowocowało tym, że zaczęto „produkować” świetnych, ale podobnych do siebie). W jazzie nie chodzi o to, aby wszyscy grali biegle. Tu chodzi o pewną osobowość, przekaz, wyobraźnię. W Indiach uczeń przebywa cały dzień ze swoim mistrzem, który jest dla niego pewnym guru. Uczy się od niego nie tylko techniki gry, ale widzenia i postrzegania świata. W naszej kulturze jest to nierealne.

JF: Jest Pan twórcą Międzynarodowego Festiwalu Perkusyjnego „Źródła i Inspiracje”.

JP: Idea festiwalu powstała już wiele lat temu. Chciałem, by poza taką codzienną dydaktyką rozszerzyć sposób postrzegania tego instrumentu. Chciałem wyjść poza kanony klasycznej perkusji. Jest to związane z tym, że interesuje mnie wiele odmian muzyki perkusyjnej. Pomyślałem, że przybliżę tę muzykę studentom, dam im szansę zetknięcia się z nią, że pokażę muzykę źródłową, czyli wykonywaną przez oryginalnych twórców. Jeśli więc mówimy o hinduskiej muzyce, to zapraszam Hindusów, bo oni grają ją najlepiej. Jeżeli chcemy zająć się np. tym, co dzieje się na Dalekim Wschodzie, Japonii, zapraszamy muzyków stamtąd. Byłem ciekaw, co powstanie dzięki inspiracji tą mu-zyką. Stąd tytuł festiwalu.

Oprócz tego oczywiście jazz, gdzie rytm i perkusja, jako instrument stanowią jeden z najważniejszych elementów. Nie lubię muzyki, która jest nachalnie reklamowana, „wciskana” na każdym kroku. Nie lubię jej słuchać i nie chciałbym przykładać ręki do jej pokazywania. To taka „przekora” wynikająca z mojego charakteru. W związku z tym staram się szukać świetnych, ale nieznanych muzyków. A ich jest na świecie mnóstwo. Wydaje mi się, że udało mi się stworzyć wokół tego festiwalu pozytywną aurę. Zawsze zabiegałem o to, aby poziom tych koncertów był jak najwyższy, co oczywiście związane jest z bardzo ciężką pracą. Powrócę do festiwalu za rok i jak zwykle postaram się, aby był niezapomnianą przygodą z muzyką perkusyjną.

JF: Brał Pan udział w wielu festiwalach. Które z nich pamięta Pan najbardziej?

JP: Warszawską Jesień, z którym to festiwalem współpracowałem przez wiele lat i był okres kiedy uczestniczyłem w nim intensywnie. Ważnymi były również festiwal berliński Inventionen, Festiwal Polskiej Muzyki Współczesnej Musica Polonica Nova we Wrocławiu, a także Poznańska Wiosna Muzyczna. Tam w 1980 r., za interpretację Wariantów Krystyny Moszumańskiej-Nazar otrzymałem Medal Polihymnii, którego (śmiech) nigdy fizycznie nie dostałem. Przyznano mi nagrodę, ale samego medalu nie posiadam, gdyż był w trakcie projektowania. Odbyłem też bardzo ciekawe podróże do Japonii, gdzie koncertowałem na olbrzymich salach mieszczących kilkadziesiąt tysięcy osób, do czego muzyk kameralny nie jest przyzwyczajony.

JF: Mistrzowsko łączy Pan wiele gatunków muzyki – klubową, etniczną, jazz, elektroniczną. Grupa Eastcom, z którą Pan występuje, wyróżnia się tymi inspiracjami. Zebrał Pan owacje na stojąco podczas koncertu grupy w krakowskiej Akademii Muzycznej.

JP: Kompozytorami większości utworów są Sebastian Bernatowicz i Ryszard Krawczuk. Elektronika rozwija się bardzo dynamicznie i wchodzi coraz głębiej w muzykę jazzową. Podążamy za tym nurtem. W maju będziemy realizować kolejny projekt. Zaprosiłem do Krakowa marokańskiego perkusjonistę Ranji Krija, mającego za sobą występy z wieloma znanymi muzykami, m.in. Stingiem. Spróbujemy coś ze sobą zagrać..

JF: Stworzył Pan w latach 80. Krakowską Grupę Perkusyjną. Jak do tego doszło?

JP: Wróciłem właśnie z Włoch, gdzie mogłem zobaczyć jak działają takie grupy i postanowiłem przenieść to na grunt krakowski. W Polsce działała wtedy tylko jedna grupa perkusyjna – warszawska. Składała się ze studentów Akademii Muzycznej i pedagogów. Zaczęliśmy ze sobą grać. Pierwszy koncert, jak pamiętam, odbył się na Małej Scenie Teatru J. Słowackiego w Krakowie. Potem tych koncertów było coraz więcej. Byliśmy zapraszani na największe europejskie festiwale muzyki współczesnej. Grupa istnieje do dziś, choć jej skład się zmienia. Koncertujemy niezbyt regularnie, ale wierzę, że to się zmieni. Obecnie studiuje bardzo zdolna grupa studentów i zespół „odżył”.

JF: Na co Panu brakuje czasu?

JP: Na wiele rzeczy brakuje mi czasu. Na bycie z żoną i psem. Brakuje mi czasu na zajęcie się własnymi projektami. Zawsze mam coś innego do zrobienia i swoje sprawy odkładam na później. Ale szczęśliwie doprowadziłem do wydania płyty zespołu Inside Drumming. Nagraliśmy ten materiał na jednym z koncertów w Radiu Kraków. To moje autorskie dzieło.

Rozmawiała Agnieszka Stańczyk

 


Zobacz również

Artur Dutkiewicz: Okno na nieskończoność

Ambasador polskiego jazzu na świecie, szczodrze dzieli się medytacyjną trasą koncertową, zapraszając do szczególnego przeżywania… Więcej >>>

Theo Croker: Świat się zmienia

Dorastał w domu, w którym jazz rozpalał emocje w takim samym stopniu, jak dyskusje… Więcej >>>

Irek Dudek – 40 lat minęło

8 października w katowickim Spodku odbędzie się 40. edycja Rawy Blues. Z Ireneuszem Dudkiem,… Więcej >>>

Dominik Strycharski: nie boję się żadnej sytuacji

Kompozytor, eksperymentator, autor jedynej na świecie jazzowej płyty solowej na flet prosty Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu