Jaki jest werdykt, każdy widzi. Grand Prix nie przyznano, są za to trzy pierwsze nagrody. Werdykt rzadko spotykany, z pewnością dla wielu dyskusyjny. Byłem wśród tych, którzy taką decyzję podjęli i będę jej bronił. Wrocławski Konkurs nawiązujący do tradycji laty 60. i 70. zawsze promował solistów i to właśnie z pieczątką Jazzu nad Odrą ruszali w Polskę i świat laureaci, m.in. Zbigniew Seifert, Tomasz Szukalski, Henryk Miśkiewicz i Sławomir Kulpowicz.
Pytanie, które stawiali sobie oceniający, było i jest podobne. Na ile mamy do czynienia ze sprawnością instrumentalną, a na ile z artystą? Czy te dwie postawy powinny się wzajemnie uzupełniać czy mogą istnieć niezależnie? Odpowiedź nie jest prosta, bo każdy przypadek inny. Są wizjonerzy z brakami warsztatowymi (jak to sformułował ostatnio jeden z muzyków – „nie umie grać, a gra!”), ale bywa odwrotnie. Działają świetni jazzowi rzemieślnicy, którym solidne uprawianie sztuki jazzowej sprawia ogromną, całkowicie wystarczającą przyjemność.
Tu zresztą widać zasadniczą różnicę w stosunku do muzyki klasycznej. Precyzyjne i zgodne z intencjami kompozytora odczytanie tekstu utworu jest sztuką, ale zbyt subiektywne spojrzenie na dzieło bywa uważane za ekstrawagancję. W jazzie odwrotnie – jazzowy standard zagrany z nut to byłaby wręcz obraza dla jazzowego audytorium, które czeka na odrobinę szaleństwa, na przygodę, na wykonanie zaskakujące, niespodziewane i skrajnie indywidualne.
Jak to się ma do jazzowych konkursów? Akademizm akceptowany w murach szkół i uczelni jako sprawdzian warsztatu może być zaledwie punktem wyjścia dla startu w konkursie. Tu nie wystarczy po prostu dobrze bądź bardzo dobrze grać. We Wrocławiu organizatorzy konkursu postawili na „indywidualność jazzową”, a to jest coś znacznie więcej niż „umieć dobrze grać”.
Wydaje mi się, że jest to kwestia ważna i wykraczająca poza ramy wydarzenia, o którym mowa. Bogata i wciąż rozwijająca się scena jazzowa w Polsce (festiwale, publiczność) ma charakter paradoksalnie zachowawczy, może nawet konserwatywny, na co złożyło się szereg uwarunkowań, głównie historycznych. Wszelkie postawy alternatywne, często wybitne, uznane i podziwiane, funkcjonują na obrzeżach głównego nurtu, który nadal obraca się u nas wokół szeroko rozumianej tradycji hard bopu, Davisa i Coltrane’a. Przez ostatnie lata odbiciem tej sytuacji były propozycje muzyków na konkursach, rzadko nowatorskie, w kółko obracające się wokół tych samych stylistyk, podobnych fraz, zagrywek i schematów, które grywano w nowojorskich klubach pół wieku temu.
Ta sytuacja na szczęście się zmienia. Bo przecież nie chce się wierzyć, by w młodych artystach nie drzemały emocje ich czasu, ich młodości, ich namiętności i tęsknot! Jakim językiem je wyrażać? To jest właśnie kluczowe pytanie, na które nie tylko można ale trzeba odpowiedzieć. „Indywidualność jazzowa”, dla której zarezerwowana jest Grand Prix konkursu Jazz nad Odrą jest wyrazem poszukiwania i takich artystów, i takich postaw.
Tomasz Szachowski
Artykuł opublikowany w JAZZ FORUM 4-5/2010
Zobacz również
Pierwsza edycja Jazz Forum Showcase powered by Szczecin Jazz odbyła się w dn. 1-3… Więcej >>>
Trzecia edycja śląskiego festiwalu odbyła się w dn. 6 - 15 października. Więcej >>>
11. edycja Festiwalu Muzyki Improwizowanej odbyła się w Warszawie w dn. 19… Więcej >>>
Trzy dni, od 22 do 24 września, trwał zeszłoroczny festiwal w Elblągu. Więcej >>>