Festiwale
The Puppini Sisters
fot. Jacek Michałowski

Ladies’ Jazz by Seat 2010

Grażyna Świętochowska


Co wniósł do marki Ladies’ Jazz organizowany w Gdyni już po raz szósty festiwal? Najprawdopodobniej świadomie zaprojektowane przez organizatorów przesunięcie co najmniej jednego skrzydła imprezy w stronę campu. Kryterium estetyczne rozumiane w dużym uproszczeniu jako upodobanie do zapomnianych popularnych form kulturowych, jako styl zawsze powiązany z przesadą, sztucznością, skrajnością, nadmiarem, podpowiadał przede wszystkim występ The Puppini Sisters (15 lipca).

Marcella Puppini (voc, acc), Kate Mullins (voc, p) i Stephanie
O’Brien (voc, viol) swingując w stylistyce lat 40. ubiegłego wieku, cały swój sceniczny image oparły na muzycznym cytacie, dominującym użyciu coverów, subtelnej zgrywie, która jak się wydaje przez część zgromadzonej publiczności odbierana była jednak bez koniecznego dystansu. Być może zawiniło w jakimś punkcie swojej kariery samo kobiece trio, skoro najczęściej nadużywane są w opisie ich muzycznego statusu określenia typu „rozkosznie łatwa”, „przyjemna”. „elegancka”, „urocza”.

Wychodząc od inspiracji ścieżką dźwiękową animowanego filmu „Trio z Belleville” The Puppini Sisters na nowo, ale w stylistyce anachronicznego przecież dziś swingu „ożywiły” w gdyńskim Teatrze Muzycznym takie przeboje jak Boogie Woogie Bugle Boy (oryginał w wykonaniu The Andrew Sisters pochodzi z 1941 roku), Mr Sandman (z 1954 roku), Sway (z 1954), Paroles Paroles (utwór pierwotnie wykonywany przez Minę Mazzini i Alberto Lupo w 1972 roku).

Wprowadzenie tych piosenek do jednego programu wywołuje bez wątpienia aurę nostalgii. Sztucznie współtworzą ją też swingowe stylizacje utworów takich jak I Will Survive Glorii Gaynor czy wyśpiewywanego z nieprawdopodobną szybkością debiutanckiego singla Beyonce Crazy in Love, obydwa z tradycją jazzu nie mające nic wspólnego.

Poważną perspektywę dyskontują wymyślne kreacje, nadmierne falbanki, kapelusiki. Jest w tym wszystkim, co robi żeński kolektyw, jak napisał jeden z krytyków, element retro-futurystycznej awangardy. To niewątpliwie nobilitujące określenie podważają takie tytuły autorskich kompozycji The Puppini Sisters jak I Can’t Believe I’m Not a Millionaire. Zresztą jedna z towarzyskich anegdot donosiła jakiś czas temu o przebywaniu kobiecego tria w środowisku rosyjskich oligarchów. Wokalistki wspierane były przez swingujacą męską sekcję: Blake Wilner - g, Patrick Levett - dr, Henrik Jansen - bg.

Czy kategoria campu jest w jakikolwiek sposób użyteczna w kontekście grupy wokalnej The Manhattan Transfer? W sensie fizycznym zespół o ponad czterdziestoletnim stażu swym koncertem wyprowadził cały festiwal w zupełnie nowe miejsce, bo do gdyńskiej Hali Sportowo-widowiskowej. Kwartet zamiast demonstracji samodzielnej kobiecości jest przykładem formacji męsko-kobiecej, z dominującym udziałem Tima Hausera, któremu przypisany jest przecież gest założycielski. Wraz z nim wystąpili tego wieczoru: Alan Paul, Janis Siegel i Cheryl Bentyne (z towarzyszeniem sekcji: Yaron Gershovski - p Steve Hass - dr, Gary Wicks - bg, Adam Hawley - g).

Zespół niejednokrotnie w czasie trwania koncertu odwoływał się do wcześniejszego, zagranego w Gdańsku przed 33 laty, fundując tym samym co poniektórym widzom sentymentalną podróż w czasie.

Wybrzmiała tego wieczoru najbardziej już chyba dziś anachroniczna Chanson d’amour z 1977 roku, pochodząca jeszcze sprzed stylistycznej przemiany zespołu, najsłynniejsza reinterpretacja Birdland z repertuaru Weather Report, z najsłynniejszej chyba również płyty tego zespołu „Extensions” (1979), czy utrzymane w dyskotekowej stylistyce Twilight Zone i Route 66. Każdy z wokalistów miał swoje „pięć minut”, repertuar niekiedy wędrował od sola do sola, na przykładzie The Boy from New York City Alana Paula, pokazując jednocześnie fizyczny, sprawnościowy triumf artysty nad upływającym czasem.

Koncert wypełniały też utwory z najnowszej płyty zespołu wypełnionej kompozycjami samego Chicka Corei. Perfekcyjność wykonań i synchronizacja głosów stworzyły niewątpliwie oryginalną i niepowtarzalną muzyczny wizerunek zespołu.

Najsłabszym ogniwem tegorocznego Ladies’ Jazz okazał się koncert Brazylijki Flory Purim. Reklamowany sześciooktawowym głosem wokalistki zawiódł właśnie w płaszczyźnie jej realnych możliwości. Purim, występująca na scenie ze swoim zespołem w składzie: Airto Moreira (dr, perc, mąż Flory Purim), Luiz Avellar (p), Bernardo Moreira (b), Joăo Moreira (tp, fl) i Junior Meireles (g), pozwoliła zaistnieć poszczególnym muzykom, zwłaszcza świetnemu, energetycznemu gitarzyście oraz swojemu życiowemu partnerowi. Ten ostatni z roli niemalże drugoplanowego statysty, dzięki dwóm podręcznym instrumentom i własnym wokalizom przyciągnął na gdyńską scenę nie widzianą tu chyba jeszcze aurę etnograficznego, brazylijskiego rytuału.

Jaśniejszym światłem świeciły występy obecnych na festiwalu polskich artystek, z których jednak tylko jedna bez wątpienia może zostać nazwana artystką jazzową. Oktawia Kawęcka, bo o niej mowa, wokalistka, flecistka i aranżerka czarowała słuchaczy młodością, urodą i przede wszystkim znanym już dobrze singlem Leave My Sorrow Behind, skomponowanym przez Michała Urbaniaka oraz Candelarię Saenz Valiente.

Natomiast muzyczne otoczenie, występujących również w Gdyni, Gaby Kulki i Natalii Grosiak z Mikromusic charakteryzuje się niekiedy kierunkiem progresywnego popu. Ciekawy artystycznie i muzycznie był przede wszystkim występ Gaby Kulki, w chronologicznym porządku otwierający cały kobiecy festiwal. Tylko, że jej muzyka lokuje się w rejonach konwencji teatralnej, musicalowej, zaciągając swój artystyczny dług u Kate Bush czy Tori Amos. Jazzowych powinowactw można się tak naprawdę doszukiwać jedynie w Bosso, wspartej tak, jak i wszystkie kompozycje Kulki ironiczną obserwacją, charakterystycznym poczuciem humoru i autorskim brzmieniem fortepianu, akompaniującego oryginalnemu wokalowi.

Wartością niepodważalną tegorocznego festiwalu był świetny występ Randy Crawford, której towarzyszyło Joe Sample Trio (Sample - p, Reggie Sullivan - bg, Moyes Lucas - dr). W półtoragodzinnym koncercie zabrzmiały niemal jej wszystkie przebojowe single: No Regrets, Street Lines, Almaz, One Day I Fly Away, ale i kompozycje zapożyczone i tak jednoznacznie jazzowe jak Me, Myself and I z repertuaru Billie Holiday. Crawford między utworami wspominała, opowiadała, śmiała się i była po prostu sobą.

Grażyna Świętochowska


Opublikowano w JAZZ FORUM 10-11/2010

 


Zobacz również

Jazz Forum Showcase

Pierwsza edycja Jazz Forum Showcase powered by Szczecin Jazz odbyła się w dn. 1-3… Więcej >>>

Jazz & Literatura 2017

Trzecia edycja śląskiego festiwalu odbyła się w dn. 6 - 15 października. Więcej >>>

Ad Libitum 2016

11. edycja Festiwalu Muzyki Improwizowanej odbyła się w Warszawie w dn. 19… Więcej >>>

Jazzbląg 2016

Trzy dni, od 22 do 24 września, trwał zeszłoroczny festiwal w Elblągu.  Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu