Wywiady

fot. Sony Pictures Classics

Opublikowano w JAZZ FORUM 6/2016

Miles Ahead

Paweł Brodowski


Film, o którym głośno jest w mediach od ponad pół roku, po­jawił się w kwietniu na ekranach kin w Stanach Zjednoczo­nych i Wielkiej Brytanii. Z okazji 90. rocznicy urodzin Milesa Davisa wydany został album „Miles Ahead” ze ścieżką dźwiękową, ale na sam obraz musimy jeszcze poczekać, do jesieni.

„Miles Ahead” miał premierę 10 października zeszłego roku na zakończenie New York Film Festival. Komentarze krytyków były rozmaite, od entuzjastycznych do bardzo krytycznych, ale przeważają opinie pozytywne. Niektórzy twierdzą, że za swoją rolę Don Cheadle, aktor, reżyser, współautor scenariusza i jeden z producentów, powinien dostać nominację do Oscara.

Don Cheadle już od dziesięciu lat nosił się z zamiarem zrobienia filmu o Milesie. Ten pomysł podrzucił mu siostrzeniec Milesa, Vince Wilburn, Jr, który ujrzał w nim idealnego odtwórcę głównej roli. Od tamtego czasu obaj wymieniali się pomysłami, szukali współproducentów, scenarzystów, aktorów, muzyków, zbierali fundusze. Film nakręcony został latem 2014.  Rok później  prawa do jego dystrybucji przejął koncern Sony Pictures Classics.

„Miles Ahead” nie jest typowym filmem biograficznym, który opowiada historię swojego bohatera „od kołyski do grobu”, zbyt bogate było życie Milesa Davisa, by upchnąć wszystkie ważne zdarzenia i zwro­ty w jego karierze w jednym obrazie, musiałby powstać cały serial. Cheadle wybrał inne podejście, postanowił zrobić improwizowaną impresję na temat życia Milesa, fabularyzowany film akcji, miejscami gangsterski. Dodał wiele zmyślonych faktów, ale całość utrzymał w konwencji i klimacie, jakie kojarzą się z „Księciem Ciemności”. 

Wyjaśniał Cheadle w jednym z wywiadów: – Chciałem opowiedzieć coś, co Miles sam chciałby zobaczyć, coś co jest hip, cool, żywe i do przodu (ahead). On zawsze był o krok dalej niż inni, nieustannie wyprzedzał swój czas, zmieniał kierunki, wpływał na modę, kreował nowe style, nowe tendencje – mówił Don Cheadle. – Skupiłem się na pewnym punkcie jego życia, by zbadać jego stosunek do muzy, jego głos, jego obawy i wyzwania, jakie przed nim stały, gdy chciał się wydostać ze swego cichego okresu i powrócić do muzyki. Chciałem opowiedzieć historię, która przemówi do wielu ludzi, nie tylko fanów jazzu.

To film nie tylko o muzyce. To film o tym, z czym sami się spotykamy w tym czy innym momencie naszego życia, kiedy zadajemy sobie pytania, kim naprawdę jesteśmy, co mamy do powiedzenia i jak to powiemy. I jak zostaniemy zdefiniowani. Miles w trakcie swojej kariery grał różne rodzaje muzyki, dlatego odrzucił termin „jazz”, wolał definiować swoją twórczość jako „social music” (muzykę społeczną).

Główna akcja filmu rozgrywa się w ciągu dwóch dni, zanim Miles miał swój comeback (1980). To film o prawdzie, nie o faktach – tłumaczy Cheadle. –Woleliśmy zrobić fikcję historyczną, biorąc Milesa jako inspirację, by opowiedzieć tę historię z naszego punktu widzenia.

W drugiej połowie lat 70. Miles Davis przestał występować i nagrywać z różnych powodów, głównie zdrowotnych, cierpiał na przepuklinę, po operacji biodra miał trudności z chodzeniem, był zmęczony, odczuwał wrogość ze strony krytyków, którzy negowali jego flirt z muzyką elektryczną, a może to był też kryzys wieku średniego, nie wiedział, co dalej zrobić ze swoim życiem. Miał wtedy około 50 lat, mniej więcej tyle samo co teraz Cheadle.

Sam Miles rozpisuje się o tym okresie w swoje biografii i jest to jeden z najbardziej tajemniczych, kontrowersyjnych, ale i intrygujących okresów w jego życiu. Zaszył się w swoim nowojorskim domu, przez kilka lat w ogóle nie brał trąbki do ręki – wieczne party,
kokaina, seks, podejrzane towarzystwo.

Znamy dobrze ten epizod z opowieści Jarka Śmietany, który w 1980 roku po powrocie z trzymiesięcznego tournée z Extra Ballem po Ameryce opowiedział na łamach JAZZ FORUM o swojej nieprawdopodobnej wizycie w domu Milesa Davisa. Mówił podekscytowany Jarek: „Miles od lat się nie pokazuje, nie wiadomo, co i z kim gra, co robi. Jest chory, podobno w ogóle nie wychodzi z domu. Od czasu do czasu przecieka jakaś informacja, że niby to Miles montuje nowy zespół albo nagrywa nową płytę. Niektórzy utrzymują, że Miles zwariował, a są i tacy, którzy przysięgają, że widzieli, jak Miles wymyka się nocą z domu przebrany w damskie ciuchy. Jaki jest Miles naprawdę? Jak wygląda? Jaką gra teraz muzykę? – postanowiłem zaryzykować i sprawdzić na własne oczy. Został nam tylko jeden dzień, jedna jedyna szansa. Nazajutrz rano z Adamem Kawończykiem, bo koledzy pękli, po prostu poszliśmy do Davisa… (cała historia tej wizyty opublikowana została w JF 66/4 1980).

Podobnie niespodziewanym gościem w kryjówce Milesa Davisa jest drugi bohater filmu, fikcyjny reporter magazynu „Rolling Stone” (w tej roli aktor Ewan McGregor), który odwiedza trębacza w poszukiwaniu historii do artykułu, bo doszły go słuchy, że Miles szykuje comeback. W drzwiach, na powitanie, Davis uderza dziennikarza w twarz, ale powoli wywiązuje się między nimi więź i rośnie zaufanie. Reporter pomaga Milesowi w zdobyciu kokainy. Kiedy na przyjęciu razem wciągają kokę, ktoś kradnie taśmę z nagraniem Milesa. Taśmę przejmuje nieucz­ciwy agent, który próbuje ją sprzedać. Wytwórnia Columbia nie może się doczekać od Milesa nowego albumu. Rozpoczyna się pościg samo­chodowy ulicami miasta i strzelanina. Davis jest raniony, ale słuchając taśmy, pod wpływem wydarzeń, postanawia powrócić na scenę. W ten
quasi-gangsterski scenariusz wplecione są na zasadzie flashbacku wspomnienia z dawnych lat – rasistowskie aresztowanie przed klubem Bidrdland, burzliwe małżeństwo z Frances Taylor (tancerką, której twarz zdobi album Davisa „Someday My Prince Will Come”), jest krótka scena z sesji studyjnej z Gilem Evansem („Sketches Of Spain”), w jakimś momencie pojawia się na krótko John Coltrane. 

Don Cheadle jako Miles jest podobno przekonujący. Te same manieryzmy, ten sam ton i ochrypły głos mówiący szeptem, nieustanny potok „motherfuckerów”. Ma fryzurę afro, nosi, jak wtedy Miles, wielkie słoneczne okulary, kolorową koszulę z szeroko rozpiętym kołnierzem, w ustach zawsze papieros. Cheadle był muzykiem, w młodości grał na saksofonie, przygotowując się do roli Milesa uczył się grać na trąbce, studiował transkrypcje jego solówek i próbował odtworzyć je nuta w nutę, ma opanowane palcowanie, ale jako Miles w filmie tylko imituje grę na trąbce, do kamery. Muzyka, którą słyszymy, to oryginalne nagrania Milesa Davisa albo napisane specjalnie do filmu nowe kompozycje Roberta Glaspera (konsultanta muzycznego filmu), w których partie trąbki wykonuje Keyon Harrold.

– Wziąłem do serca wskazówki Milesa – mówi Cheadle: „Play what’s not there”.



Zobacz również

Artur Dutkiewicz: Okno na nieskończoność

Ambasador polskiego jazzu na świecie, szczodrze dzieli się medytacyjną trasą koncertową, zapraszając do szczególnego przeżywania… Więcej >>>

Theo Croker: Świat się zmienia

Dorastał w domu, w którym jazz rozpalał emocje w takim samym stopniu, jak dyskusje… Więcej >>>

Irek Dudek – 40 lat minęło

8 października w katowickim Spodku odbędzie się 40. edycja Rawy Blues. Z Ireneuszem Dudkiem,… Więcej >>>

Dominik Strycharski: nie boję się żadnej sytuacji

Kompozytor, eksperymentator, autor jedynej na świecie jazzowej płyty solowej na flet prosty Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu