Wywiady

fot. Catherin Cammett

Opublikowano w JAZZ FORUM 10-11/2015

Miller time

Agnieszka Antoniewska


Kiedy pojawił się na konferencji prasowej w warszawskim hotelu Marriott w swojej słynnej czarnej koszulce i kapeluszu, wydał mi się kolejnym wyniosłym gwiazdorem – nie patrzył na dziennikarzy, nie uśmiechał się. Ale cóż – ma prawo, pomyślałam. Był i jest muzycznym wizjonerem jakich mało, jednym z największych żyjących artystów. Wydał w tym roku kolejną płytę, „Afrodeezia”, z ważnym przesłaniem, promując Program Szlaków Niewolników UNESCO.


Jednak kiedy zaczął opowiadać o swojej zbliżającej się trasie po Polsce, powoli lody zaczęły topnieć, a pierwsze wrażenie przekształciło się w totalną sympatię podczas wywiadu w cztery oczy. Czy to możliwe, by wcześniej taka gwiazda w obecności tylu dziennikarzy była stremowana? Okazało się bowiem, że Marcus Miller to człowiek skromny, miły, zabawny, idealny kompan do rozmów i włóczęgi po klubach jazzowych.

Grał z największymi, bo najwięksi nie chcieli grać z nikim innym. Wie o jazzie wszystko i dzieli się tym w audycji „Miller Time” w SiriusXM Satellite Radio’s Real Jazz i nie bierze za to kasy. Chciałam z nim mówić o wszystkim, wypytywać o muzykę, w tym oczywiście o Milesa, ale też jaką przyszłość jazzu widzi w szklanej kuli, czego powinnam słuchać, co jest cool, a co nie jest. No i w ogóle. Co ma w życiu sens. Ale dzisiaj relacjonuję Państwu tylko jego refleksje muzyczne z nadzieją, że na inne przyjdzie jeszcze czas:

O jazzie

Jazz jest jak film z 1943 roku, dwugodzinny, czarno-biały, taki, który przykuwa całą twoją uwagę. Teraz to się robi na różne sposoby. Kiedyś programy telewizyjne trwały maksymalnie pół godziny. Teraz zainteresowanie widzów kupuje się dodatkowymi smaczkami, rozciąga akcję, tak by trwała miesiącami, obiecując zarazem – zostań z nami, daj się wciągnąć, a będziesz nagrodzony. Obserwuję też często takie podejście w jazzie. Moi przodkowie pochodzili z Zachodniej Afryki, a tam pozycję muzyka w lokalnej społeczności wyznaczała jego umiejętność porwania ludzi do tańca. A potem właśnie jazz pełnił taką funkcję...

1939. Duke Ellington. I tańczący ludzie! Przy dźwiękach jazzu. Cała tajemnica była i jest jedna. To rytm. Dlatego kiedy gram koncert, zaczynam od rytmu, by poruszyć ciało. Dopiero potem daję coś dla umysłu i ducha. Zaczynam improwizować. Lubię to, co lubią ludzie. To takie naturalne, nie robię żadnej chłodnej kalkulacji – czy to się spodoba, czy nie. Bo ja wiem i czuję, że jak ja to lubię, to pewnie ty też to polubisz. Czy to ma sens?

Gram jazz, ale nie w jego tradycyjnej odmianie, tylko takiej, która jednoczy ludzi. Podstawowym celem muzyki zawsze było wyzwolenie poczucia, że jesteśmy częścią jednej całości. I ja tak to czuję na każdym swoim koncercie. Niektórzy muzycy jazzowi lubią grać dla samych siebie. Ja taki nie jestem. Chcę dać coś więcej niż tylko zagrać koncert, na który jacyś ludzie kupili bilety. Chodzi mi o głębszy przekaz. Chciałbym coś pokazać, nauczyć, a nie wywyższać się, że wiem to czy tamto lepiej od ciebie. Ale nie chcę też krytykować takiego podejścia. Często muzyka zostaje niewłaściwie odebrana, niezrozumiana, i może dlatego artyści czasem osłaniają się takim pancerzem. Myślę, że muzyka bezpośrednio odzwierciedla rzeczywistość, w jakiej żyją jej twórcy. Kiedy czasy są nudne, muzyka też jest nudna. My żyjemy teraz w interesujących, intensywnych, dziwnych czasach, jestem ciekaw, jak to się odbije w muzyce. Gdy na świecie trwała II wojna światowa, oczy wszystkich zwrócone były właśnie na ten problem. Teraz jest wiele poważnych spraw, na których skupiamy uwagę – imigracja, terroryzm, zmiany klimatyczne. Wydaje mi się jednak, że dopiero gdy wszyscy zjednoczymy się w jednym temacie, muzyka stanie się znowu naprawdę niesamowita. I to niekoniecznie będzie jazz. Może hip-hop, a może coś jeszcze innego. Jazz był kiedyś silnym manifestem muzycznej wolności, w dążeniu do której wszyscy byli zjednoczeni. A teraz... stał się wieloma różnymi rzeczami, więc nie poszukuje się w nim tego, co kiedyś. Chciałbym tworzyć muzykę, która sprawi, że ludzie poczują się wolni. I powiedzą: „tak, muzyka powinna być właśnie taka”.

O swojej grze

Niektórzy muzycy traktują instrument jak kobietę, ale dla mnie to jak część mojego ciała. Nigdy bym przecież nie powiedział, że kocham moją rękę. Potrzebuję go, by wyrazić to, co mam do powiedzenia. Mam go na ramieniu, odkąd skończyłem 13 lat. Ludzie mnie pytają – twój koncert trwał dwie godziny, nie jesteś zmęczony? A ja nawet tego ciężaru nie czuję, mam go przy sobie przez całe życie.

Kiedy zacząłem grać, po prostu cieszyłem się, że potrafię wydobyć dźwięki z instrumentu. Mój ojciec był muzykiem, jego ojciec też był muzykiem, więc cieszył się, że i syn – być może – nim zostanie. A potem zacząłem być całkiem niezły i to się podobało ludziom. Miałem pierwsze koncerty, za które dostawałem pieniądze. Niedługo potem wzniosłem się na wyższy poziom – grałem z moimi największymi idolami, takimi jak George Benson, Chaka Khan, Aretha Franklin. Ale wtedy zrozumiałem, że aby być prawdziwym artystą, muszę odkryć coś własnego. I kiedy to się stało, odpowiedź publiczności była nadzwyczajna.

Natomiast teraz wchodzę na poziom, który wiąże się ze zrozumieniem, jak wielką moc ma muzyka. I może w tym w ogóle nie chodzi o mnie personalnie. Jeśli potrafię ludzi zjednoczyć, jeśli ta muzyka może dać nadzieję, siłę – to tylko to się liczy. Napisałem Tutu dla Milesa Davisa i kiedy pojechałem do Południowej Afryki, ludzie mi dziękowali, mówili, że właśnie ten utwór dał im siłę, i pytali, czy zdaję sobie z tego sprawę. Nie miałem o tym pojęcia, bo tworzyłem go w innym środowisku, mając w myślach innego rodzaju problemy. I zrozumiałem, że muzyka migruje, dociera do ludzi w najdalszych zakątkach świata. A oni przychodzą do mnie i mówią o wsparciu, jakie ta muzyka im dała w dramatycznych chwilach. Wiedząc takie rzeczy, jak mógłbym po prostu myśleć o sobie?

W mojej głowie ciągle kłębią się pomysły, ale do realizacji wybieram tylko te, w których to, co mam do powiedzenia, potrafi najlepiej wybrzmieć. To nie jest łatwe zadanie, bo podejmuję się nagrania jakiegoś albumu z konkretnego powodu, który za mniej niż rok może być prawie nieaktualny. Dlatego najpierw długo te moje idee obserwuję, by mieć pewność, co ta muzyka ma dać ludziom, którzy jej będą słuchać, co jeszcze mogę dla nich poprzez tę muzykę zrobić. I właśnie na tym poziomie teraz jestem. Mam nadzieję, a właściwie pewność, że ponad nim są do poznania jeszcze inne, wyższe wymiary.

O Milesie

Tak, myślę, że Miles byłby ze mnie dumny. Wielu muzyków, którzy z nim grali, jest zmęczonych pytaniami o niego. Ale nie ja. Dzieliła nas ogromna różnica wieku. Był dla mnie jak ojciec. Czy kiedykolwiek mogę być zmęczony pytaniami o mojego tatę? Przecież to tak ważna postać z niezaprzeczalnym wpływem na to, kim jestem. Tak samo myślę o Milesie. Poza tym, dla niektórych muzyków grających z nim wtedy, ten okres był szczytem ich kariery, potem ludzie przestali się nimi interesować. Dlatego kiedy kilkadziesiąt lat później ktoś ich prosi, by znowu opowiedzieli o sesjach nagraniowych z Milesem, krew ich zalewa. Bo najlepsze za nimi. I pewnie nie powróci. Ja tak nie czuję. Miałem swój czas z Milesem i kontynuowałem intensywny rozwój na własnej ścieżce.

O polskich muzykach

Z Michałem Urbaniakiem zacząłem grać fusion jak miałem 18 lat, rozmawiałem z nim wtedy dużo o Polsce, a teraz to moja siódma czy ósma wizyta tutaj. Tym razem opowiem w muzyce o moich afro-amerykańskich korzeniach, które sięgają Zachodniej Afryki, Wysp Karaibskich i Ameryki Południowej. Zaprosiłem do studia muzyków pochodzących właśnie z tych stron. Za mną dużo podróżowania w tej sprawie, dużo logistycznej gimnastyki. Na koncertach w Polsce dodatkowo wystąpią ze mną polscy muzycy, z którymi bardzo lubię grać – Leszek Możdżer i Zbigniew Namysłowski. Ze Zbigniewem po raz pierwszy muzycznie spotkałem się 37 lat temu! Kto jeszcze pojawi się z nami na scenie – na razie ta kwestia pozostaje otwarta.

Marcus Miller „Afrodeezia” feat. Leszek Możdżer i Przyjaciele: 17.11 Poznań, 18.11 Warszawa, 19.11 Katowice, 21.11 Gdynia



Zobacz również

Artur Dutkiewicz: Okno na nieskończoność

Ambasador polskiego jazzu na świecie, szczodrze dzieli się medytacyjną trasą koncertową, zapraszając do szczególnego przeżywania… Więcej >>>

Theo Croker: Świat się zmienia

Dorastał w domu, w którym jazz rozpalał emocje w takim samym stopniu, jak dyskusje… Więcej >>>

Irek Dudek – 40 lat minęło

8 października w katowickim Spodku odbędzie się 40. edycja Rawy Blues. Z Ireneuszem Dudkiem,… Więcej >>>

Dominik Strycharski: nie boję się żadnej sytuacji

Kompozytor, eksperymentator, autor jedynej na świecie jazzowej płyty solowej na flet prosty Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu