To był prawdziwie tryumfalny powrót. Etiopski wibrafonista, bębniarz i kompozytor Mulatu Astatke po raz pierwszy bawił w Polsce 24 lata temu. Zaproszony przez PSJ spędził tu parę miesięcy. Z polskimi muzykami, Krzysztofem Ścierańskim, Januszem Szprotem, Henrykiem Majewskim, Tomaszem Szukalskim, Zbyszkiem Wegehauptem i Jerzym Bartzem, grywał w klubach, m.in. w Akwarium, i na festiwalach, np. na XXVII Jazz Jamboree, uczył perkusistów w Chodzieży, a nawet nagrał płytę dla Poljazzu. Choć bardzo się starał, nie zachwycił. Nie był wirtuozem, ani nawet ścigantem, na wibrafonie grał dwoma
pałkami, a nasi Karol i Benek czterema, a idea ethio-jazzu wydawała się albo zbyt naiwna, albo zbyt przebiegła. Muzycy traktowali go nieco protekcjonalnie, co udzieliło się publiczności, a nawet krytykom. JAZZ FORUM w numerze 3/1990 tak recenzowało LP „Ethio Jazz”: „Z takimi kompozycjami ich autor nie miałby czego szukać na Jazz Juniors”.
Teraz, 28 października w warszawskim Palladium Mulatu zapowiadał te kompozycje jako „old classics”. Nadal nie jest wirtuozem, choć bywa, że na wibrafonie gra już trzema pałkami. Towarzyszył mu The Heliocentrics, zespół o pewnej sławie na niezwykle bogatej brytyjskiej scenie progresywnej, z dwoma albumami wydanymi przez poważaną w tej branży wytwórnię Stones Throw/Now-Again. W podstawowym składzie to mały big band w rodzaju naszego Young Power sprzed lat i podobnie jak oni inspirowany Jamesem Brownem i Sun Ra. W trasy z Mulatu jeżdżą w dziesięciu, twardy rdzeń. Nie ma tam fascynujących solistów, choć to kompetentni, muzykalni i świetnie zgrani muzykanci. Każdy gra na paru instrumentach, co pozwala na oryginalne zestawienia w sekcji dętej, np. fletu z obojem. Te ściśle zaaranżowane „old classics” grają precyzyjnie, ale swobodnie, ze swingiem sprężystej sekcji rytmicznej pod wodzą lidera, perkusisty Malcolma Catto. To dzięki nim formuła ethio-jazzu zwyciężyła. O ile jednak niemal cały znany afro-beat pochodzi z zachodu i południa Afryki, w leżącej na wschodzie Etiopii skale i rytmy są inne, dzięki czemu ethio-jazz może zabrzmieć świeżo i atrakcyjnie, jeśli jest grany tak zawodowo, jak przez The Heliocentrics.
A jednak The Heliocentrics wcale nie traktowali Mulatu Astatke protekcjonalnie, a wręcz przeciwnie, jako gwiazdę swego show, wybitnego artystę, z którym grać to zaszczyt, sztuka i frajda, co udzieliło się publiczności Palladium. Stawiła się w nadkomplecie, bawiła się świetnie i wywalczyła dwa bisy. Dokładnie tak samo, jak publiczność innych europejskich metropolii. To świadczy o tym, że także w Warszawie jest popyt na produkcje oryginalne, wręcz niszowe, im dalej od głównego nurtu, tym lepiej. I tu także znaczący jest udział publiczności typu „hip”, czyli wtajemniczonej, która kontestując niejako oficjalną komunikację i promocję po wtajemniczenie sięga do źródeł alternatywnych, przede wszystkim społeczności internetowych. Wracając po prawie ćwierć wieku Mulatu uświadomił nam, jak bardzo się u nas przez ten czas zmieniło.
Tomasz Tłuczkiewicz
Artykuł opublikowany w JAZZ FORUM 12/2009
Zobacz również
Pójście na koncert Petera Brötzmanna przypomina decyzję o tym, czy chcemy skoczyć na bungee,… Więcej >>>
Spotkanie tych znakomitych muzyków na jednej scenie dawało szansę zarówno na ciekawą fuzję ich… Więcej >>>
W warszawskim klubie Harenda odbył się 31 marca koncert charytatywny, z którego dochód w… Więcej >>>
Koncert w warszawskim teatrze Roma (28 marca, mniej więcej w połowie całej trasy koncertowej)… Więcej >>>