Wywiady
Piotr Lemańczyk, Adam Pierończyk, Maciej Grzywacz

PIOTR LEMAŃCZYK: Village Time

Jarosław Kurek


Z Piotrem Lemańczykiem rozmawia Jarosław Kurek

JAZZ FORUM: Jako autor własnych projektów płytowych możesz uchodzić za wzór regularności. Twój debiut, „Follow The Soul”, ukazał się w 2003 roku. Drugi projekt, „Freep” – dwa lata później. Od pewnego czasu jest w sprzedaży trzeci, „Village Time”, nagrany z Adamem Pierończykiem, Maćkiem Grzywaczem i Krzysztofem Gradziukiem. Czym jest dla Ciebie ta płyta?

PIOTR LEMAŃCZYK: Na pewno świadectwem ciągłego rozwoju. (śmiech) Mówiąc poważnie, dążę do tego, by każdy nowy projekt stanowił podsumowanie doświadczeń, jakie zebrałem podczas współpracy z wieloma świetnymi, kreatywnymi muzykami, z jakimi zdarzyło mi się zetknąć. Tak było w przypadku „Follow The Soul”, gdzie udało mi się zebrać ludzi, z którymi wtedy grywałem; tak było również z płytą „Freep”, która stanowiła przejście do tego, co gram dziś.

Nie chcę przez to powiedzieć, że przy realizacji autorskich płyt zaczynam od kompletowania składu, a muzyka przychodzi później. Jest wprost przeciwnie, najpierw powstaje projekt, dopiero później pojawiają się muzycy odpowiadający mojej artystycznej koncepcji. Naturalnie zawsze szukam ludzi, którzy znają tradycję, potrafią ją w swojej grze twórczo wykorzystać, a jednocześnie są wszechstronni i otwarci.

„Village Time” to moja druga płyta wydana przez prężną, ciągle rozwijającą się wytwórnię BCD Records. Znalazły na niej rozwinięcie pomysły pączkujące już na płytach poprzednich. To muzyka na pewno bardziej zaawansowana pod względem rytmicznym, harmonicznym i aranżacyjnym. Jest na niej sporo rytmów nieparzystych, granie w unisonach, spora dowolność wypowiedzi... Mam jednocześnie nadzieję, że nie wyda się trudna w odbiorze. Elementem, który zawsze sprzyja czytelności, przejrzystości muzyki, jest w naturalny sposób melodia, a ja... cóż, jako kompozytor czuję się melodykiem i wydaje się, że nie sprawia mi kłopotu poprowadzenie wyrazistej linii melodycznej.

JF: Mógłbyś komponować przeboje?

PL: Hmm... To jest myśl! (śmiech)

JF: Jesteś na jazzowej scenie od ponad dziesięciu lat, stanowisz podporę wielu projektów jazzmanów polskich, i nie tylko. Grałeś np. z Dave’em Kikoskim, Brianem Melvinem czy trębaczem Avishaiem Cohenem. W Twojej grze słychać znajomość i szacunek dla dorobku wielkich postaci jazzu. Jakie były Twoje pierwsze jazzowe fascynacje?

PL: To może trochę dziwić, ale – Weather Report i Jaco Pastorius. Gdy usłyszałem go w końcu lat 80, jako kilkunastolatek, kompletnie oszalałem! Wcześniej w rodzinnych Kartuzach grałem na gitarze, podrabiałem Hendrixa, ale Pastorius – to był cios!

JF: Jak trafiłeś na jazzową scenę?

PL: W 1995 roku pojechaliśmy na festiwal Jazz Juniors z zespołem Orangetrane. Zostaliśmy laureatami, zajęliśmy II miejsce. W rok później zostałem laureatem Jazzu nad Odrą jako kompozytor, a nasz zespół otrzymał Klucz do Kariery na Pomorskiej Jesieni Jazzowej. Te sukcesy dobrze wróżyły, dodatkowo pozytywnie motywowali mnie starsi koledzy. Wciąż jednak grałem głównie na gitarze basowej.  

Prawdziwa fascynacja jazzową tradycją przyszła za sprawą Maćka Sikały, który przyjął mnie do swego trio. Jego muzyka zmieniła moje spojrzenie na jazz. Szybko zdałem sobie sprawę, że właśnie kontrabas będzie tym instrumentem, który pozwoli mi rozwinąć się najpełniej. Wpływ Macieja i innych muzyków, z którymi zetknąłem się wtedy, był na tyle silny, że podjąłem decyzję: jazz będzie moją życiową drogą. Kroczę po niej  powoli, staram się wchłaniać jak najwięcej artystycznych zjawisk i transponować je na własne potrzeby. Zdaję sobie sprawę, że przede mną jeszcze wiele muzycznych odkryć. Muszę przyznać, że niesłychanie mnie to kręci!

Na dwóch utworach z „Freep” pojawił się Zbyszek Namysłowski. Jego postawa wzbudza mój podziw. Gra jazz od tylu lat, mógłby uznać, że wie już wszystko, tymczasem on się nie poddaje. Śledzi nowe zjawiska, jest wciąż bardzo otwarty. Chciałbym w jego wieku mieć taką świeżość i chłonność, taką ciekawość muzycznych światów.

JF: Na tej płycie saksofonistą „podstawowym” był Duńczyk Jacob Dinesen. Jak doszło do waszego spotkania?

PL: Słuchałem jego nagrań i spodobał mi się jego przekaz. Okazało się, że dobrze zna go Jacek Kochan, grający na „Freep” na perkusji. Reszta była już prosta. Jacob, podobnie jak Zbyszek, to postać „zarażona” muzyką, oczywiście w pozytywnym sensie. Splata motywy z różnych kultur, jeździ po świecie i wciąż poszukuje.
Nawiasem mówiąc, ciągłe bycie w drodze, ciągłe poszukiwania – to pewnie dobry sposób na to, by, w sensie mentalnym, nigdy się nie zestarzeć. (śmiech)

JF: Na Twoich płytach ważną rolę odgrywa gitara, nie ma natomiast fortepianu. Wspominam o tym, bo niektórzy kontrabasiści, jak choćby Dave Holland, najwyraźniej unikają wykorzystywania tego instrumentu w swoich projektach autorskich. Jak to jest w Twoim przypadku?

PL: Bardzo cenię pianistów, z wieloma gra mi się świetnie. Lubię też współpracę z gitarą, stąd obecność Maćka Grzywacza na wszystkich moich płytach. Ja z kolei biorę udział w jego projektach. Być może niektórzy muzycy odbierają fortepian jako instrument zawłaszczający zbyt wiele przestrzeni, krępujący ich swobodę wypowiedzi – nie wiem, trudno mi się wypowiadać w ich imieniu. Na moich płytach akurat go nie ma, ale zapewniam: nic się za tym nie kryje. Fortepian nie jest dla mnie problemem. Po prostu moje koncepcje nie zakładały jego wykorzystania.

JF: Na jakim grasz instrumencie? W jego brzmieniu jest coś intrygującego. Organizuje przestrzeń muzyczną zespołu, pozostając jego podporą. Czyni to jednak w specyficzny sposób: mocny, a jednocześnie delikatny.

PL: Mam dwa wspaniałe kontrabasy, oba pochodzą z Czech. Do nagrań studyjnych używam starego instrumentu z przełomu XVII-XVIII wieku. Prawda, że to słychać? Natomiast w trasy jeżdżę z jego młodszym bratem, „zaledwie” 50-letnim. Moim zdaniem, stare instrumenty po prostu lepiej brzmią, dlatego je preferuję.

JF: Na naszą rozmowę przyjechałeś spoza Trójmiasta. Skąd konkretnie?

PL: Mieszkam w małej wsi pod Kartuzami. To piękne miejsce – lasy, jeziora, cisza. Dobrze się tam żyje, świetnie komponuje. Nie jest to zarazem jakiś koniec świata – do Trójmiasta czy na lotnisko mogę dotrzeć w ciągu 40 minut.

JF: „Village Time”, Twoja trzecia płyta autorska, od dłuższego czasu jest już na rynku. Co dalej?

PL: Naturalnie będę ją promował na koncertach. W planach mam też trasy z Dave’em Kikoskim i perkusistą Brianem Melvinem. Poza tym stale udzielam się w kwartecie Maćka Grzywacza, w trio i kwartecie Maćka Sikały, w kwintecie Emila Kowalskiego. Polski rynek jazzowy jest coraz chłonniejszy, rozwija się. Gra u nas coraz więcej muzyków z zagranicy, w tym z USA, i to w klubach, nie tylko w Sali Kongresowej. Ważne wydaje się to, że oni chcą tu grać! Cieszę się z tego, w końcu jazz nie może się rozwijać bez wzajemnych inspiracji!

Rozmawiał: Jarosław Kurek

 


Zobacz również

Artur Dutkiewicz: Okno na nieskończoność

Ambasador polskiego jazzu na świecie, szczodrze dzieli się medytacyjną trasą koncertową, zapraszając do szczególnego przeżywania… Więcej >>>

Theo Croker: Świat się zmienia

Dorastał w domu, w którym jazz rozpalał emocje w takim samym stopniu, jak dyskusje… Więcej >>>

Irek Dudek – 40 lat minęło

8 października w katowickim Spodku odbędzie się 40. edycja Rawy Blues. Z Ireneuszem Dudkiem,… Więcej >>>

Dominik Strycharski: nie boję się żadnej sytuacji

Kompozytor, eksperymentator, autor jedynej na świecie jazzowej płyty solowej na flet prosty Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu