Wywiady
Wierba & Shmidt Quintet

PIOTR SCHMIDT: Idzie jak burza

Wojciech Chamryk


Trębacz Piotr Schmidt idzie jak burza. Do bogatej kolekcji nagród dołączył w maju nagrodę indywidualną Grand Prix w konkursie „Nowa Nadzieja Jazzu” łomżyńskiego Novum Jazz Festivalu, a na początku lipca, prestiżowe zwycięsto na XXXIV Getxo Jazz Festivalu w Hiszpanii – wraz ze swoim firmowym zespołem Wierba & Schmidt Quintet. Grupa ta otrzymała tam również nagrodę publiczności, a Piotr nagrodę indywidualną dla najlepszego solisty, co otwiera nowy rozdział w karierze tego młodego, ale już bardzo doświadczonego muzyka.

JAZZ FORUM: Do konkursu w Hiszpanii zakwalifikowały się tylko cztery zespoły z Europy. Poziom był więc niezwykle wysoki. Rzadko też widać tam reprezentantów Polski. Na pewno występ ten był dużym przeżyciem.

PIOTR SCHMIDT: Tak, to prawda, emocje były bardzo duże, ale nie tylko to pozostaje w naszej pamięci, także wspaniałe widoki, bardzo mili i otwarci ludzie. Ogólnie świetne wspomnienia, jak choćby to, jak grałem z Marcinem Kaletką na ulicy w Madrycie. W Madrycie też graliśmy pierwszy koncert, potem pojechaliśmy do Bermeo, by wystąpić na Jazzber Festival, a więc mieliśmy okazję oswoić się trochę z hiszpańską publicznością. 4 lipca, w bardzo ważnym dniu dla wszystkich Polaków, odbył się nasz główny koncert w Getxo. Dzień później graliśmy jeszcze na koncercie laureatów. Oba koncerty zostały nagrane i w listopadzie powinna wyjść płyta „Live In Getxo” naszego Kwintetu.

Ten Festiwal ma dla nas szczególne znaczenie także dlatego, że był to pierwszy konkurs na arenie międzynarodowej, w jakim mieliśmy przyjemność wystąpić, co na pewno zwiększało poziom stresu i adrenaliny, tym bardziej że jedynym zespołem z Polski, któremu wcześniej udało się tam wygrać, było Simple Acoustic Trio w 1996.

JF: No właśnie, Kwintet, którego jesteś współliderem, jest jednym z najbardziej docenianych i znanych zespołów jazzowych młodego pokolenia w Polsce. W czym tkwi jego siła?

PS: Bardzo dużo ze sobą gramy i staramy się, żeby cały czas nasza muzyka się rozwijała. Staramy się też, by sprawy pozamuzyczne nie przesłaniały tego, na czym nam najbardziej zależy i wokół czego jesteśmy skoncentrowani. Wiele zawdzięczamy Akademii Muzycznej w Katowicach, z której wszyscy się wywodzimy, a zwłaszcza takim osobom jak Piotr Wojtasik, Wojciech i Jacek Niedzielowie, czy Grzegorz Nagórski. Poza tym gramy razem już pięć lat, a więc wystarczająco długo, by wypracować spójny sound zespołu. Taka grupa gra zupełnie inaczej niż składy organizowane okazjonalnie na potrzeby jakiegoś koncertu. To jest zupełnie inna jakość. Wszyscy muzycy z jakimi tu gram (Michał Wierba, Marcin Kaletka, Michał Kapczuk i Sebastian Kuchczyński) to niezwykle silne osobowości, a każda z nich ma bardzo dużo do przekazania.

JF: Wróćmy na moment do wcześniejszego twojego sukcesu. Co sprawiło, że zdecydowałeś się wziąć udział w konkursie Novum Jazz Festivalu? Jakie masz stamtąd wrażenia?

PS: O Novum Jazz Festivalu dowiedziałem się od basisty Maxa Muchy, z którym akurat jechałem na gig do Wisły. Nie było co się zastanawiać, bo pula nagród gwarantowała wysoki poziom, na czym mi zależało, a profesjonalizm ocen zapewniał doborowy skład jury, którego filarami byli Piotr Wojtasik oraz John Betsch. Bardzo miło wspominam ten festiwal, a szczególnie głównego organizatora, pana Mirosława Dziewę, któremu dziękuję za profesjonalizm i życzliwość.

JF: Co sprawia, że decydujesz się na kolejny konkurs? Chęć sprawdzenia się, podjęcie nowego wyzwania?

PS: Od kiedy dostałem się na studia, od razu pomyślałem, że konkursy jazzowe to bardzo fajna rzecz, zarówno jeśli chodzi o promocję, możliwość sprawdzenia się na tle innych muzyków, jak i poznawanie ludzi ze środowiska. Wraz z moim kwintetem od pięciu lat jeździmy na konkursy i wygraliśmy już do tej pory wszystkie najbardziej znaczące w kraju oraz teraz ten w Getxo w Hiszpanii. To wszystko bardzo mobilizuje do jeszcze większej pracy. Ma się świadomość, że słuchać cię będą ludzie, którzy znają się na muzyce. Docenienie daje mi poczucie sensu w tym, co robię. Bo nie ukrywam, często traciłem wiarę w sens grania na trąbce, głównie z powodu pewnych problemów z zadęciem, jakie miałem, także trochę z powodów finansowych. Ostatnio jednak idzie mi dużo lepiej, no i teraz te wygrane!

JF: Zaryzykowałbym stwierdzenie, że polski jazz przeżywa prawdziwe odrodzenie, czego potwierdzeniem jest wręcz inwazja młodych, utalentowanych muzyków, do grona których również się zaliczasz. Jak sądzisz, są szanse na to, że o naszym jazzie znowu będzie tak głośno w świecie, jak w latach 60. i 70.?

PS: Myślę, że o naszym jazzie nigdy nie przestało być głośno. Ostatnio ojciec mojej dziewczyny przywiózł kupioną w Londynie płytę Możdżera. W Nowym Jorku można kupić płyty Stańki, a np. Piotr Wojtasik częściej koncertuje za granicą niż w Polsce. Jest ponad 100 festiwali jazzowych w kraju, więc chyba jest dobrze. A co do młodych talentów, to obecnie jest bardzo wysoki poziom wykonawczy.

Kiedyś, w poprzednim systemie, nie było tak łatwego dostępu do tylu nagrań, do tylu materiałów edukacyjnych i ogólny poziom był dużo niższy i tylko nieliczne, uparte w swym rozwoju, jednostki się wybijały. Obecnie, dzięki wielu szkołom jazzu, jak np. Prywatna Szkoła Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Zbigniewa Czwojdy we Wrocławiu, czy wydziałom i instytutom  jazzu w kraju, poziom wykonawczy jest bardzo wysoki, i takich wybitnych osób mamy być może jeszcze więcej, tylko trudniej jest je zauważyć.

JF: Jednak sytuacja zmieniła się o tyle, że znacznie trudniej podpisać kontrakt, wypromować swoją muzykę – tym bardziej że jazz nie jest gatunkiem tak popularnym, jak bardziej komercyjne odmiany muzyki…

PS: Właśnie dlatego, że jest tylu tak dobrych muzyków, każdy chciałby podpisać kontrakt, wypromować płytę... Rynek jest przepełniony, mamy większą podaż niż popyt. Dla pocieszenia można zauważyć, że w Stanach Zjednoczonych jest pod tym względem dużo gorzej; a pracy dla muzyków jest chyba ogólnie coraz mniej. Kiedyś, gdy nie było radia, telewizji, kina, gier komputerowych itp., jedyną z nielicznych rozrywek było posłuchanie muzyki na żywo gdzieś w jakimś klubie, na pikniku w parku, czy spotkaniu towarzyskim u kogoś w domu. Muzyka na żywo była jedną z najczęściej spotykanych form rozrywki i uprzyjemniania czasu w społeczeństwie. Obecnie te wszystkie szkoły, które tak podnoszą poziom grania, produkują jednocześnie spore zastępy bezrobotnych. Wniosek jest prosty – przetrwają tylko najlepsi. Mam nadzieję, że będę jednym z nich.

JF: Interesowałeś się jazzem od dziecka, czy przyszło to stopniowo, po okresie fascynacji inną muzyką?

PS: Tak naprawdę zainteresowałem się jazzem dopiero na studiach. Wcześniej interesowałem się ekonomią, zwłaszcza makroekonomią, polityką, biznesem, gospodarką, trochę historią, potem różnymi innymi rzeczami, w zależności od fazy. Jazz słyszałem od dziecka dzięki tacie, wprawdzie brat puszczał trochę Metalliki, Beatlesów, Piersi, czy Big Cyca, to jednak dzięki wczesnemu osłuchaniu się z jazzem najbardziej polubiłem ten rodzaj muzyki. Już przed studiami grałem jazz, słuchałem go, ćwiczyłem skale, ale nie interesowałem się nim. I choć teraz jazz jest w centrum moich zainteresowań, to wciąż zgłębiam tajniki ekonomii, systemu monetarnego, historii gospodarczej świata, oglądam fakty i wydarzenia w telewizjach prywatnych...

JF: Dlaczego wybrałeś trąbkę? Czy pod wpływem jakiegoś muzyka, którego dokonania zafascynowały cię szczególnie?

PS: Zacznę od tego, że po I stopniu PSM w ogóle nie chciałem kontynuować edukacji muzycznej. Mimo iż zawsze grałem bardzo dobrze egzaminy z fortepianu, ten ostatni poszedł mi gorzej i dostałem tylko czwórkę. Do II stopnia szkoła nie chciała mnie na fortepian, ale na inny instrument. Ja nic w ogóle nie chciałem, bo mnie granie nie jarało, ale mama mnie zmusiła, więc postanowiłem wybrać saksofon. Niestety, nie było miejsca na saksofon i dali mi do wyboru trąbkę albo fagot. Dopiero po dwóch latach polubiłem trąbkę, kiedy poznałem Bartka Pieszkę i założyliśmy nasz pierwszy zespół jazzowy.

JF: Granie w różnych składach to dla ciebie sposób na uniknięcie rutyny, ciągły rozwój, poszukiwanie własnego stylu?

PS: Ciągły, wszechstronny rozwój to moje motto życiowe. Poszukiwanie własnego stylu to motto chyba każdego muzyka jazzowego. Rutyna jest dobra jedynie z witaminą C. Poza tym zabija życie. Ludzie, którzy wpadają w rutynę, nie żyją, tylko egzystują. To bardzo smutny stan. Nie życzę tego nikomu. Granie w różnych składach pozwala mi się lepiej rozwijać. Inna faktura brzmienia stawia inne wymagania przed muzykiem. Inaczej się gra w kwintecie z fortepianem i saksofonem, a inaczej w kwartecie z gitarą, inaczej też w trio bez perkusji. To wiąże się z różnymi możliwościami aranżacyjnymi. Różne brzmienia motywują do innego zachowania się na scenie, do innych dźwięków.

JF: Jakie są twoje plany na najbliższe miesiące? Myślisz o jakichś nagraniach, trasach koncertowych?

PS: Akurat jesteśmy (z Kwintetem) w trakcie krótkiej trasy ze świetnym puzonistą amerykańskim z Miami, Dante Lucianim, z którym nagrywamy płytę po 20 lipca w studiu Tokarnia Jana Smoczyńskiego. Album będzie wydany w listopadzie. Szczegółów na razie nie mogę zdradzić. Wciąż trwają rozmowy ze sponsorami. Ostatnio bardzo pomogła nam firma Supernova z Gliwic. Bardzo jesteśmy jej wdzięczni. Oprócz tego, dzięki wygranej w Getxo, mamy trochę koncertów organizowanych z ich inicjatywy, m.in. na Ibizie, Majorce; pojedziemy też w październiku na Hoeilaart Jazz Festival do Belgii, a zatem wszystko idzie do przodu, z czego się wszyscy bardzo cieszymy!

Rozmawiał: Wojciech Chamryk

www.myspace.com/schmidtpiotr


Artykuł opublikowany w JAZZ FORUM 7-8/2010


Zobacz również

Artur Dutkiewicz: Okno na nieskończoność

Ambasador polskiego jazzu na świecie, szczodrze dzieli się medytacyjną trasą koncertową, zapraszając do szczególnego przeżywania… Więcej >>>

Theo Croker: Świat się zmienia

Dorastał w domu, w którym jazz rozpalał emocje w takim samym stopniu, jak dyskusje… Więcej >>>

Irek Dudek – 40 lat minęło

8 października w katowickim Spodku odbędzie się 40. edycja Rawy Blues. Z Ireneuszem Dudkiem,… Więcej >>>

Dominik Strycharski: nie boję się żadnej sytuacji

Kompozytor, eksperymentator, autor jedynej na świecie jazzowej płyty solowej na flet prosty Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu