Artykuł został opublikowany w numerze 12/2014 Jazz Forum.
Pod tym hasłem odbył się koncert inaugurujący stałą aktywność Muzeum Historii Żydów Polskich. Udział w plenerowym widowisku, które miało miejsce wieczorem 28 października, był wyzwaniem zarówno dla licznie zgromadzonych widzów, jak i dla artystów, gdyż silny wiatr i niska temperatura wystawiały wszystkich na poważną próbę. Stąd krótka konferansjerka i sprawna realizacja programu stanowiły o sukcesie całości. Widowisko realizowane na dwóch scenach składało się z trzech części. Prezentacjom towarzyszyły fantazyjne kolorowe projekcje świetlne na tylnej ścianie Muzeum i na ożywianym feeriami barw frontowym drzewie.
Pierwszy akt należał do sekstetu Ancestral Groove wybitnego amerykańskiego klarnecisty Davida Krakauera (z udziałem klawiatur, gitary, basu, perkusji i samplera), faworyta krakowskich festiwali na Kazimierzu. Krakauer jest od lat niekwestionowanym wirtuozem klarnetu hołdującym tradycji klezmerskiej, ale jest jednocześnie wyjątkowo otwarty na muzyczne nowinki jakie przynosi współczesność. Toteż występ jego dynamicznej formacji był utrzymany w tonie optymistycznym, jakby symbolicznie odwoływał się do przyszłości, która może przynieść pozytywy. Poszczególne utwory zostały zadedykowane miastom, takim jak Kraków, Bielsk Podlaski i Lwów (z dwóch ostatnich pochodzili dziadkowie Krakauera). Na tle nośnych podkładów rytmicznych o zmiennych tempach pływał rześki i bogaty ton klarnetu zagrzewając do pląsów, gaworząc, ubarwiając narrację przedęciami, karkołomnymi biegnikami, czy rekordowym wydłużaniem jednej nuty. Muzyka rozgrzewała skutecznie i ciało, i duszę.
David Krakauer Ancestral Groove
fot. Danuta Matloch
Kolejna
odsłona kontrastowała wspomnieniowym nastrojem. Na scenie zgromadzili się
soliści, chór i orkiestra. Spektakl „My, Żydzi polscy” według poruszającego
utworu Juliana Tuwima, w reżyserii Andrzeja Strzeleckiego
i z muzyką Marka Stefankiewicza, składał się z pieśni po polsku
i w jidysz zaśpiewanych wzruszająco przez Natalię Sikorę, Katarzynę
Dąbrowską i Mieczysława Szcześniaka oraz tekstów wyrecytowanych
z patosem przez Piotra Machalicę. Zamykająca pieśń Tych lat nie odda
nikt, wykonana z pełnym dramatyzmem, zabrzmiała jak gorzki wyrzut
sumienia.
Trzecią część wypełniła premierowa prezentacja jazzowej suity Polin zamówionej na tę okazję u Tomasza Stańki. Pięcioczęściowy utwór charakteryzował typowy dla naszego mistrza styl komponowania i aranżacji. Stańko ściągnął ze Stanów oryginalny skład wykonawców, z jakim wcześniej nagrał płytę, Ravi Coltrane - saksofon tenorowy, David Virelles - fortepian, Dezron Douglas - kontrabas i Kush Abadey - perkusja. Wysoka renoma pierwszego nie wymaga prezentacji, wschodząca gwiazda – Virelles grywa już ze Stańką od pewnego czasu, natomiast dwaj ostatni to młode talenty, których wytrawna gra nie zdradza jakichkolwiek oznak nowicjuszostwa.
Zaproponowana suita o charakterze elegijnym w wersji studyjnej doznała ożywienia w wersji koncertowej. Wyczuwało się pewną różnicę w pracy amerykańskiej sekcji rytmicznej, w porównaniu z europejską, co umiejscowiło muzykowanie nieco bliżej głównego nurtu jazzu. Akuratnie wyważone partie solowe zaprezentował każdy z muzyków, choć najsilniej pozostały w pamięci perliste frazy fortepianu. Niezapomnianym wspomnieniem pozostanie finał, gdy Stańko na trąbce solo z efektem echa, jakby przywoływał dusze tych wszystkich, którym nie dane było dożyć tak ważnego momentu.
Zobacz również
Pójście na koncert Petera Brötzmanna przypomina decyzję o tym, czy chcemy skoczyć na bungee,… Więcej >>>
Spotkanie tych znakomitych muzyków na jednej scenie dawało szansę zarówno na ciekawą fuzję ich… Więcej >>>
W warszawskim klubie Harenda odbył się 31 marca koncert charytatywny, z którego dochód w… Więcej >>>
Koncert w warszawskim teatrze Roma (28 marca, mniej więcej w połowie całej trasy koncertowej)… Więcej >>>