Koncerty
Stacey Kent
fot. Joanna Stoga

Stacy Kent

Monika Okrój


Stacey Kent dość regularnie odwiedza Polskę, a jej koncerty są słodyczą dla duszy i ciała. Jesiennego wieczoru 24 października br. w Sali Koncertowej Radia Wrocław wokalistka z zespołem  zaprezentowała repertuar z przekroju dziesięciolecia swoich nagrań, zahaczając także o świeżą, jeszcze ciepłą bułeczkę, wypieczoną przez Blue Note w przeddzień koncertu – „Dreamer In Concert”.

Czteroosobowa sekcja w składzie Jim Tomlinson - ts, ss; Graham Harvey - p, Jeremy Brown - b i Matt Skelton - dr zagrała mocniejszy, groove’owy wstęp i po chwili w jego rytm weszła Stacey Kent. Gdyby nie skromna, czarna sukienka, wyglądałaby jak młody chłopiec. Czarujący, ciepły uśmiech od tego momentu nie znikał z jej twarzy. Zaczęła tę ucztę od swingującego Breakfast on the Morning Tram, po czym fortepianowe solo połączyło attaca utwór kolejny, otwierający najnowszy album „It Might Be A Spring”. Stacey śpiewa delikatnie, czuć u niej dużo luzu, a zarazem pewności w kształtowaniu frazy, nie mówiąc o nienagannej intonacji. Pojawia się fragment śpiewany ad libitum, po czym w rytmie bossa novy porywa słuchacza dopełniający głos saksofonu. Jim Tomlinson, mąż wokalistki, gra dźwięki przewidywalne, które wypełniają przestrzeń harmoniczną na drugim planie, bo na pierwszym jest zawsze Ona. Tu przychodzi na myśl skojarzenie ze Stanem Getzem, szczególnie jeśli chodzi o rolę saksofonu w duecie z kobiecym głosem.

Nowe barwy wprowadza nieśmiertelne You Go to My Head, rozpoczęte riffem fortepianu i kontrabasu unisono. Stacey wychodzi mocno poza oryginalną linię melodyczną, a niedociągnięte, utknięte w gardle nuty wyzwalają melancholijny klimat. W tym samym tonie odpowiada wokalistce mąż, ukazując dużą wrażliwość i spokój – trzeba przyznać, że pod tym względem się dobrali.

Trudno jednak dłużej wytrzymać takie snucie. Na szczęście przełamuje je utwór Dreamer w brazylijskim klimacie, dobarwionym przez dość powściągliwe solo fortepianu Rhodesa, bez charakterystycznego dla tego instrumentu overdrive’u. Nastrój kontynuuje pościelowe Corcovado z dźwiękowym minimum, a maksimum prawdopodobieństwa przyśnięcia lub przynajmniej ziewnięcia. Dodatkowo Stacey przygrywa sobie na gitarze.

Francuski język, którym Amerykanka posługuje się w utworach z przedostatniej płyty – tytułowym Raconte-moi, Mi amor i C’est le Printemps, pojawia się w połowie koncertu. Przy okazji opowiada historię o swoim dziadku – Rosjaninie, który po emigracji do Francji zakochał się w rodzimej poezji i swoją pasję przelał na wnuczkę. W tym repertuarze figlarna Kent daje popis teatralności i wyrafinowanego gestu przywołującego sceny z kabaretu delikatnie nasyconego erotyką.

Melancholia powraca przy How Insensitive Jobima, po którym Ice Hotel niczym złote cięcie stanowi energetyczny „szczyt” koncertu. Przy okazji Postcard Lovers Stacey przyznaje się, że po prostu lubi smutne piosenki, ale nie zaszkodzi potem zanucić Let It Be So Nice. Koncert dopełniają If I Were a Bell, żartobliwe Waters of March na bis oraz dość powszechnie kończący jej występy What a Wonderful World. Słuchając ostatniego utworu z zamkniętymi oczami dostrzec można było uśmiech w jej głosie, uśmiech Louisa…

Monika Okrój


Koncert odbył się w ramach cyklu Ethno Jazz Festival. Stacey Kent wystąpiła także w Hotelu Sheraton w Sopocie (23.10) i warszawskiej Sali Kongresowej (25.10).


Artykuł opublikowany w JAZZ FORUM 10-11/2011

 


 


Zobacz również

Peter Brötzmann w Pardon, To Tu

Pójście na koncert Petera Brötzmanna przypomina decyzję o tym, czy chcemy skoczyć na bungee,… Więcej >>>

Adam Bałdych Sextet w 12on14

Spotkanie tych znakomitych muzyków na jednej scenie dawało szansę zarówno na ciekawą fuzję ich… Więcej >>>

Jazzmani dla bezdomnych

W warszawskim klubie Harenda odbył się 31 marca koncert charytatywny, z którego dochód w… Więcej >>>

Anna Maria Jopek & Gonzalo Rubalcaba

Koncert w warszawskim teatrze Roma (28 marca, mniej więcej w połowie całej trasy koncertowej)… Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu