Książki

Tejumola Olaniyan, „Arrest the Music! Fela and His Rebel Art and Politics”
Indiana University Press, 2004

Recenzję opublikowano w numerze 9/2015 Jazz Forum.


Tejumola Olaniyan: Arrest the Music! Fela and His Rebel Art and Politics



Bohater tej książki, nigeryjski artysta Fela Anikulapo Kuti, to przykład osobowości, którą po angielsku określa się jako „larger than life” – przerastającej ramy normalnego życia ludzkiego.

Muzyk, wokalista, kompozytor, band­leader, nonkonformista i aktywista polityczny, był za życia jedną z najwybitniejszych (a niektórzy twierdzą, że najwybitniejszą) postaci muzyki afrykańskiej. Nie tylko stworzył nowy styl wykonawczy tej muzyki, któremu nadał nazwę Afrobeat, ale zrewolucjonizował charakter i funkcję muzyki, niezależnie od stylu, na znacznej części afrykańskiego kontynentu. Muzykę tę, która od wieków służyła głównie sławieniu ludzi słynnych i zamożnych, najczęściej patronów samych wykonawców (tak zwany praise singing), przekształcił w narzędzie bezlitosnej satyry, ośmieszając i drwiąc z ludzi władzy i bogactwa. Jego utwory, jak Vagabonds in Power, International Thief Thief, Authority Stealing czy Power Show, były otwartym wyzwaniem, rzuconym władcom Nigerii. Wymagało to niezwykłej odwagi osobistej, bowiem przez niemal cały okres dorosłego życia Feli, jego ojczyzną rządzili kolejni, coraz bardziej skorumpowani i amoralni dyktatorzy wojskowi. Ceną tej odwagi były wielokrotne aresztowania i uwięzienia Feli, czasem na długie miesiące, równie częste pobicia, wielokrotne napaści oddziałów wojskowych na jego domostwo połączone z niszczeniem instrumentów i sprzętu nagraniowego, wreszcie zamordowanie jego matki-staruszki.

Była też i druga strona Feli – nieograniczony żadnymi hamulcami hedonizm i libertynizm obyczajowy, którego manifestacją fizyczną był ślub z dwudziestoma siedmioma, pracującymi dla niego, młodymi dziewczętami, a artystyczną – słowa piosenek traktujące sprawy seksu w sposób graficznie dosłowny. Zaletą omawianej książki jest, pozbawione jakiegokolwiek lukru, ukazanie całej złożoności charakteru Feli, jak też sprzeczności tkwiących w nim samym i jego twórczości.

Autor książki, będący profesorem literatury na Uniwersytecie Wisconsin, jest z pochodzenia Nigeryjczykiem, wywodzącym się, podobnie jak Fela, z ludu Joruba. Pozwala mu to na zrozumienie i wydobycie z jego twórczości znaczeń niezrozumiałych dla większości postronnych słuchaczy. Umiejscawia on też jego twórczość w kontekście kulturowym i historycznym co, jak się okazuje, znakomicie tłumaczy specyficzne środki wyrazu stosowane przez artystę. Jedną z nich jest wybitnie dydaktyczny charakter tekstów utworów artysty, mających najczęściej formę umoralniających opowiastek. To z kolei kształtowało ich oryginalną formę muzyczną, na którą składał się długi (czasem dochodzący do połowy utworu) wstęp instrumentalny, część śpiewana i partie solowe instrumentów.

Fela zdobył sławę jako wokalista i saksofonista afrobeatowy, ale Olaniyan przypomina, że swą muzyczną karierę rozpoczął jako trębacz jazzowy w zespole Koola Lobitos, jak i to, że ukończył on wyższe studia w Londynie jako wykształcony „klasycznie” muzyk. Ten rewolucjonista, głos wielomilionowej biedoty ze stołecznego (ówcześnie) Lagos, śpiewający używanym przez biedotę Pidgin (mieszaniną angielskich słów dopasowanych do afrykańskich reguł gramatycznych), pochodził przecież z klasy wyższej, a jego rodzeni bracia to rządowi dygnitarze. 

Olaniyan sporo pisze o tym, jakie znaczenie w muzycznym i świadomościowym przełomie u Feli, w jego „powrocie do korzeni” ludowo pojmowanej afrykańskości, wywarł pobyt w USA. Mniej poświęca on uwagi wpływowi, jaki sam Fela wywarł w następnych latach na muzyków jazzowych. Przyjeżdżali do Lagos, by zagrać z nim, w jego „Świątyni” (The Shrine) najsłynniejsi muzycy. Niektórzy, jak Lester Bowie czy Roy Ayers, zostawali z nim na dłużej w Kalakuta Republic, artystycznej komunie, której Fela ogłosił się „prezydentem”.

Czego w omawianej książce brak, bo i słowami trudno jest to opisać, to hipnotycznego efektu występów Feli – orgii rytmów produkowanych przez kilkuosobową sekcję instrumentów perkusyjnych, niskiego ryku saksofonów (dwa barytony!) punktujących nieustannym riffowaniem chrapliwy głos lidera i orgiastycznych ruchów tancerek-chórzystek, których skąpe odzienie niewiele pozostawiało miejsca dla wyobraźni. Kto miał szczęście – jak niżej podpisany – zobaczyć Felę i jego zespół w akcji, ten, proszę mi wierzyć, nigdy tego nie zapomni.

Można tylko posłuchać znakomitego afrobeatowego zespołu, którym kieruje jego syn, Femi Kuti. Najlepiej jednak odwiedzić w tym celu The Shrine w Lagos, gdzie wspomnienie po Feli kultywowane jest w postaci umieszczonych wzdłuż ścian, typowo afrykańskich miejsc wotywnych, a dźwięki afrobeatu mieszają się z woniami przyrządzanych na sali afrykańskich przysmaków i ciężkiego dymu „trawki”.

Marek Garztecki



Zobacz również

Michaś

Biografia Michała Urbaniaka – rozmowa-rzeka z Jackiem Góreckim. Recenzuje Łukasz Maciejewski Więcej >>>

Quo Vadis

Transkrypcje solówek Zbigniewa Seiferta spisane przez Macieja Afanasjewa. Recenzuje Krzysztof Lenczowski. Więcej >>>

Grając na własną nutę

Niezwykła książka amerykańskiego trębacza Gary’ego Guthmana. Recenzja Piotra Iwickiego. Więcej >>>

Osobiste Odkrycia: Film i Muzyka

Niezwykłą książkę Grzegorza Kozyry recenzuje Stanisław Danielewicz Więcej >>>

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm   
Dokument bez tytułu