Wytwórnia: Concord 7233237

 

 

CD1
Fatima Aisha Rokero 400
New New Orleans (King Adjuah Stomp)
Kuro Shinobi (Interlude)
Who They Wish I Was
Pyrrhic Victory of Atunde Adjuah
Spy Boy/Flag Boy
Vs. The Kleptocratic Union (Mrs McDowell’s Crime)
Kiel
Of Fire (Les Filles de la Nouvelle Orleans)
Dred Scott
Danziger


CD2
The Berlin Patient (CCR5)
Jihad Joe
Van Gogh (Interlude)
Liar Liar
I Do
Alkebu Lan
Bartlett
Trayvon
Cumulonimbus (Interlude)
Away (Anuradha and the Maiti Nepal)
The Red Rooster
Cara

Muzycy:
Christian Scott, trąbka;
Matthew Stevens, gitara;
Lawrence Fields, fortepian;
Louis Fouche, saksofon altowy;
Kenneth Whalum, saksofon tenorowy
Corey King, puzon
Kris Funn, bas
Jamire Williams, perkusja
Corey King, puzon
Kris Funn, bas
Jamire Williams, perkusja

aTunde Adjuah

Christian Scott

  • Ocena - 4.5

Christian Scott jest trębaczem totalnym. Ma wszelkie predyspozycje, by zostać nowym chorążym jazzowej trąbki. Czas, brzmienie, inwencja, narracja, melodyka, wielki wpływ wielkiej tradycji (słyszalny w pięknej kontynuacji wielkiej linii Satch – Sweets – Eldridge – Diz – Lee – Byrd – Hub – Woody – Mganga) i bezczelnie załadowany do odpalenia blues na każdą okazję. Tym bardziej zaskakuje jego najnowsza i to podwójna (!) płyta.
Sam tytuł i okładka odsyłają nas do etnicznego dziedzictwa artysty, rzec by można Creole Love Call. Ale gdy tylko zaczniemy słuchać tej na wskroś autorskiej (o tym za chwilkę) muzyki, zostajemy porwani w zupełnie inny „matrix”. To jest świat nieistniejący, wymyślony przez nieistniejącego dotąd aTunde Adjuah, świat, w którym każdy znajdzie coś dla siebie.

Sam początek wbija w fotel – muzyka sprawiająca wrażenie medytacyjnej natychmiast kojarzy się (tym osłuchanym) z długimi wstępami ad libitum granymi niegdyś przez wielkiego Freddie’ego Hubbarda. Zachęceni do poczucia się swobodnie, natychmiast zostajemy skarceni i poczęstowani nie mniej piękną, jakkolwiek skrajnie różną od poprzedniej muzyką i tak jest... przez cały czas słuchania płyty. W 22 utwory dookoła świata? Czemu nie, tylko nie bardzo wiadomo, jaki to jest świat. Tego rodzaju płyta to przekleństwo dla recenzenta, bowiem wszystko tu z czymś się kojarzy, ale nie do końca. Trudno zaklasyfikować nawet rodzaj impresyjności, jaki autor stosuje, by wywołać odpowiedni nastrój potrzebny do wysłuchania następnego utworu.

To nie jest płyta do słuchania w trybie „shuffle”. Tego trzeba słuchać po kolei, najlepiej od deski do deski. Długie, monotonne sekwencje padowych brzmień i syntetycznie generowanych drum’n’bassowych sekcji okraszone w tle etnicznym instrumentarium, a ponad tym wszystkim fruwająca trąbka lidera... I nagle łup! Jazz. I łup! Klimat rodem z płyt ECM. Łup! Przecież to normalny rock?! Tak zmieniają się utwory, nastroje, reakcje słuchającego. Konia z rzędem (jakby rzekł nieoceniony JPW) temu, kto rozezna się w tym całym galimatiasie. Jedno jest pewne: Christian Scott i jego doborowa paczka radzą sobie z tym, czego nie potrafię nazwać, doskonale.

Jedyne, co przeszkadza mi w życiu, gdy słucham omawianej płyty, bo w płycie nie przeszkadza mi nic, to jej długość. Aby dobrze się nią uraczyć, trzeba być albo bezrobotnym, albo milionerem. Zaganiany średniak (vide piszący te słowa) może nie znaleźć na to czasu...

Autor: Piotr Baron

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm