Wytwórnia: Polskie Radio Katowice PRK CD 0130

Bartosz Dwoark Quartet
Live At Radio Katowice

1. Zwyrtaniec (Bartosz Dworak) 6:07
2. If You Have an Extra Power Don’t Forget to Use a Towel (Bartosz Dworak)  5:58
3. Mikell’s (Joey Calderazzo)  8:36
4. Train People (Sławomir Kulpowicz) 9:59
5. Ballad I (Piotr Matusik) 6:50
6. Turbulent Plover (Zbigniew Seifert) 5:41

Muzycy: Bartosz Dworak - skrzypce; Piotr Matusik - fortepian; Jakub Dworak - kontrabas; Szymon Madej - perkusja

Bartosz Dworak Quartet Live At Radio Katowice

Bartosz Dworak: liryzm i żar

...JF: Twoja płyta „Live At Radio Katowice” jest w jakimś sensie odzwierciedleniem credo zespołu, które przytoczę: „główną muzyczną ideą bandu jest w pełni akustyczne brzmienie oraz synteza tradycji z nowoczesnością i elementami polskiej muzyki ludowej”.
BD: Nie jest to jakieś sztywne założenie, które kiedyś powstało, a teraz musimy je realizować za wszelką cenę. Po prostu próbowaliśmy nazwać to, co robimy. Ten element polski, etniczny jest bardzo istotny. Moja muzyka wynika w dużym stopniu z miejsca, w którym się urodziłem, z kontaktów z ludźmi, którzy mnie otaczali, krajobrazu, przyrody. Przed tym nie można uciekać, trzeba to raczej pielęgnować.

JF: Dzieje się tu wiele zaskakujących rzeczy. Mam na myśli zarówno utwory, jak i całą kompozycję albumu. I dobrze, bo jazz musi być nieprzewidywalny.
BD: I niedopowiedziany! Właśnie w tym kierunku staramy się podążać. Dlatego pewne sprawy zostawiamy otwarte, tylko naszkicowane, a potem obserwujemy, co się wydarzy na scenie. Wyznaczamy sobie jakiś zarys, punkt wyjścia, spotkania, i to się sprawdza, bo dobrze się znamy i możemy sobie zaufać. Taki sposób działania bardzo ożywczo wpływa na naszą muzykę.

JF: Jak wyglądała praca w studiu? Nagranie przebiegło chyba gładko, bo część tych utworów graliście wcześniej na koncertach i konkursach.
BD: Tak, wszystko poszło bardzo sprawnie. Zarejestrowaliśmy materiał z koncertu i, awaryjnie, przed koncertem, całość raz jeszcze. Na płycie znalazł się materiał „lajfowy”, nagrany na setkę, bez najmniejszych poprawek, nie licząc miksu i masteringu.

JF: Płyta brzmi świetnie, realizator wykonał kawał dobrej roboty.
BD: To prawda. Nasz przyjaciel Mateusz Sołtysik jest rewelacyjnym realizatorem. Współpracuje z nami od pewnego czasu, więc doskonalewie, jak ma brzmieć nasz zespół i mój instrument.

JF: Album otwiera Zwyrtaniec – czy tytuł tego utworu pochodzi od „zwyrtania”, zakręconej figury w tańcu góralskim?
BD: Tak, ale pisząc ten kawałek miałem też na myśli pewną karkołomność tematu i parcie muzyki do przodu.

JF: Mamy tu dynamiczny temat ze zmieniającym się metrum i kontrastującą z nim kantylenę, która płynnie przechodzi w liryczne solo skrzypiec, potem ciekawą improwizację pianisty i powrót do „bazy”.
BD: Początkowo może się wydawać, że ten numer będzie w całości taki ofensywny, ale w pewnym momencie wszystko się wycisza i dopiero po chwili muzyka zaczyna stopniowo dążyć do kulminacji. Forma tego utworu jest prosta, ale dzięki temu Zwyrtańca można grać na wiele sposobów. I tak też czynimy – za każdym razem staramy się, by zmierzał w inną stronę.

JF: To niewątpliwie jeden z hitów albumu i zarazem wizytówka zespołu.
BD: Rzeczywiście, wiele osób kojarzy ten numer z nami, pyta o niego. Bardzo lubimy go grać na koncertach i zawsze jest owacyjnie przyjmowany.

JF: W If You Have an Extra Power, Don’t Forget to Use a Towel! operujesz bardziej zawansowanymi środkami, utwór posiada wyrafinowaną linię melodyczną i swobodniejszą formę.
BD: To na pewno ciekawy utwór, zupełnie inny od poprzedniego. Jest jakby nie do końca zdefiniowany, ale właśnie o coś takiego mi chodziło. Pokazuje pewien kierunek, w jakim chciałbym rozwijać moją muzykę. Pętla akordów i harmonia dają nam wielką swobodę interpretacji.

JF: Skąd pomysł, by na płycie znalazł się Mikell’s, piękny temat („na trzy”) Joeya Calderazzo?
BD: Graliśmy wiele utworów innych artystów, ale zawsze brakowało nam jakiegoś numeru właśnie „na trzy”. W końcu trafiliśmy na Mikell’s, który okazał się idealny. Jego stosunkowo prosta konstrukcja wyzwoliła w nas szaloną inwencję i dała nam dużo radości muzykowania. Nie byliśmy pewni, czy ten utwór wejdzie na płytę, ale po przesłuchaniu nagrania doszliśmy do wniosku, że musimy je pokazać, bo jest tam dużo dobrej muzyki.

JF: Train People Kulpowicza rozpoczyna się od tajemniczego intro kontrabasu, które po chwili przechodzi w dynamiczną narrację – tutaj silnie nawiązujesz do stylu Seiferta, a pianista do estetyki Tynera.
BD: Genialny kawałek! Jest w nim tradycja, polskość i niesamowita moc. To prawda, w naszym graniu jest sporo Seiferta i Tynera, ale to wynika właśnie z charakteru tego utworu, jego dynamiki. Kiedy wykonujemy Train People, to zawsze gęba nam się śmieje, bo możemy sobie solidnie pograć, uwolnić naszą energię.

JF: Zaskoczył mnie Ballad I Piotra Matusika ze względu na impresyjny charakter muzyki i wasze intuicyjne granie; słychać tu wpływy „etniczne” i klasyczne – najpierw echa impresjonizmu i awangardy XX wieku(fortepian), a później postromantyzmu (partia skrzypiec).
BD: Niezwykle ciekawa kompozycja, z fajną harmonią, lekko preparowanym fortepianem i pięknym tematem; bardzo nam zależało, by zabrzmiał on właśnie w taki postromantyczny sposób, by czuło się w nim liryzm, a jednocześnie rozdarcie i żar. Nie ma tutaj typowej solówki, poza intrem, gdzie jednak sporo się dzieje. Ten utwór Piotrek Matusik grał też z innymi składami, ale inaczej, w bardziej konwencjonalny sposób. Warto dodać, że jest on też autorem Eternal July, fantastycznego utworu, który wykonywałem na konkursie Seiferta. Mam nadzieję, że znajdzie się na naszej następnej płycie.

JF: Album wieńczy Turbulent Plover Seiferta, w którym zespół pokazuje doskonałe zgranie i precyzję. Wymarzony finał płyty.
BD: Turbulent PloverZwyrtaniec tworzą taką mocną klamrę, obramowanie całego albumu. Oba są bardzo Seifertowskie w charakterze. Turbulent Plover to również nasz popisowy numer, którym przeważnie kończymy koncerty. W tym utworze ogromną rolę odgrywa sekcja rytmiczna – wrażenie precyzji i zgrania powstaje właśnie dzięki wspaniałej postawie mojego brata Kuby i perkusisty Szymona Madeja. Chłopcy spisali się na medal, obaj są motorem tej kompozycji, dają jej solidny napęd.

JF: Układ utworów na płycie jest idealny, muzyka przez cały czas jakby faluje, wciąż coś się dzieje.
BD: Bardzo to lubię. W graniu, w utworach mojego autorstwa i w konstrukcjach albumów. Te zmieniające się emocje, jedna wynikająca z drugiej... Nie przepadam za muzyką i płytami, które od początku do końca rozgrywają się na tym samym poziomie.

JF: To samo mogę powiedzieć jako odbiorca – lubię być poniewierany emocjonalnie.
BD: To musi działać w obie strony, na tym polega relacja artysta – słuchacz.

JF: Twój album uświadomił mi, że nie jesteś typem wirtuoza, nie próbujesz olśnić słuchacza biegłością palców.
BD: Jest coś takiego, że gdy ludzie widzą na scenie skrzypka,to od razu oczekują od niego fajerwerków technicznych. To dziwne, bo jak ktoś gra np. na trąbce, publiczność nie ma takich oczekiwań. Nie wiem, dlaczego.

JF: To chyba wynika z tradycji klasycznej – sporo repertuaru na skrzypce powstało z myślą o wirtuozach, często na ich zamówienie. Paganini był samowystarczalny – tworzył dla siebie.
BD: To prawda, skrzypce kojarzą się z wirtuozerią, bo ten instrument ma niesamowity potencjał techniczny i wyrazowy. Ja staram się znaleźć jakiś złoty środek, wykorzystuję technikę tam, gdzie jest niezbędna, nie dla niej samej. Oczywiście, nie sposób uciec od pewnych rzeczy, ale trzeba zachować czujność, żeby nie przesadzić w żadną stronę. Bardziej niż na technice koncentruję się na intonacji, brzmieniu, artykulacji, melodii – w ogóle, myślę w sposób melodyczny...


Z Bartoszem Dworakiem rozmawiał Bogdan Chmura.

Pełny tekst wywiadu w wydaniu papierowym JF 10-11/2014.



 

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm