Wytwórnia: Blue Note 00602557921717 (dystrybucja Universal)


Within Everything
Body and Shadow (Noon)
Traveling Mercies
Have Thine Own Way, Lord (solo)
Have Thine Own Way, Lord (Band)
Body and Shadow (Morning)
Duality
Body and Shadow (Night)
Broken Leg Days


Muzycy:
Brian Blade, perkusja; Jon Cowherd, fortepian, harmonium, mellotron; Melvin Butler, saksofon tenorowy; Myron Walden, saksofon altowy, klarnet basowy; Dave Devine, gitary; Chris Thomas, bas


Recenzja opublikowana w Jazz Forum 3/2018


Body And Shadow

Brian Blade & The Fellowship Band

  • Ocena - 4

Piąta płyta zespołu, ukazuje się w 20. rocznicę wydania debiutanckiego krążka. I przyznam się, z jednoznaczną oceną tego albumu mam wielki problem. Dzieje się tak za sprawą stylistycznego pomieszania, balansowania całości między rockową, amerykańska balladą niestroniącą od folku, smooth jazzem (otwierający całość Within Everything), a solidnym mainstreamem na poziomie, do jakiego przyzwyczaił nas lider projektu (Duality).

Kiedy pierwszy raz usłyszałem kompozycję tytułową, to, podobnie jak w wypadku finałowej (Broken Leg Days), szybko skojarzyły mi się one z dokonaniami Pata Metheny’ego. Dla mnie album zaczyna się tak na prawdę kompozycją Traveling Mercies, bowiem poprzedzające dwa utwory to w zasadzie klimatyczne miniaturki. Odnoszę też wrażenie, że sam Blade kompozycje ujęte na płycie traktuje bardziej jako informację, że tak brzmi to w wydaniu studyjnym, a na koncertach będzie dłużej i ciekawiej. Co tu ukrywać, trzy utwory mają po minucie „z ogonkiem” kolejne trzy, po około trzy minuty, jedynie wspomniane Traveling Mercies, Duality i finałowe granie o dniach ze złamaną nogą, to kompozycje o wymiarze do jakiego jazzfani są przyzwyczajeni. Dodam jedynie, że skrajne z trzech wymienionych oscylują koło pięciu minut, najlepszy na krążku Duality to ośmiominutowy solidny mainstream.

„Body And Shadows” to płyta dosyć niesztampowa w kontekście głównego nurtu działalności amerykańskiego perkusisty. Wystarczy posłuchać zagranego na harmonium hymnu Have Thine Own Way, Lord, który z solowego popisu wchodzi w zespołowe granie bliskie gospelowym popisom dalekim od głównego nurtu jazzu. Nic dziwnego, że album już ma przypiętą łatkę krążka, który jest dosyć ciekawą propozycją z pogranicza nowoczesnego jazzu, religijnej muzyki Ameryki, folku, bluesa i wspomnianego gospel. Dodałbym do tego szeroko pojmowaną muzykę gitarową, a Dave Devine jest tutaj istotnym filarem projektu. Ciekawym elementem jest suita tytułowa, która powraca w trzech oddzielnych, a jednak spójnych klimatem sekcjach Noon, Morning i Night.

To, co czyni ten album dziwnym (mowa o bardzo krótkich sześciu kompozycjach), może być przepustką na radiowe anteny, bowiem często bywa, że prowadzącemu program potrzeba kilkudziesięciu sekund do wypełnienia. Choć na czele albumu stoi gigant perkusji, nie uświadczymy tutaj ani jednego perkusyjnego sola w jego demonicznym wydaniu. To album genialnego, rozchwytywanego jazzmana, który już wszystko pokazał, co pokazać należało, a teraz może spokojnie bawić się muzyką.


Autor: Piotr Iwicki

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm