Wytwórnia: ACT 9817-2 (dystrybucja GiGi)


Prelude
Elegy
Faith
Love
One
Brothers
Hallelujah
Shadows
Coda

Muzycy: Adam Bałdych, skrzypce, skrzypce renesansowe; Helge Lien, fortepian; Frode Berg, kontrabas; Per Oddvar Johansen, perkusja; Tore Brunborg, saksofon


Recenzja opublikowana w Jazz Forum 9/2017


Brothers

Adam Bałdych & Helge Lien Trio feat. Tore Brunborg

  • Ocena - 5

Stonowana introdukcja, chwilami przywodząca skojarzenia z kościelną pieśnią Któryś za nas cierpiał rany, tak bardzo polska w swojej melodyce i emocjonalnej afektacji. I nagle rozwinięcie tematu w Elegii. Wspaniałe, osadzone mocno w oczyszczonej ze zbędnych dźwięków harmonii (klarowna, ale i mocna podbudowa fortepianowa, unikająca określających jednoznacznie tryb akordów tercji). I wreszcie solo Adama z końcówką podobną do tego, co zrobił Pat Metheny w Are You Goin’ with Me, gdzie urwał solo czymś, co przypomina zacinającą się syrenę alarmową.

Faith powiewa chopinowskim duchem. Misterna faktura utkana jest z dźwięków dalekich od dynamicznej afektacji, intensywność wynika z trafności doboru każdej nuty, wyboru środków wyrazu. Posłuchajcie choćby Love, z tematem zagranym pizzicato, techniką tak genialnie eksplorowaną przez Adama Bałdycha, jak nigdy dotąd w jazzie. Tu jego skrzypce wchodzą w klimaty arabskiej lutni oud, a zacieranie skali dwunastotonowej (pozorne rozedrganie intonacji) dodaje tej muzyce czegoś, czego dotąd nie doświadczaliśmy. Kiedy Adam kończy swoje solo, do głosu dochodzi Helge Lien, a nasz skrzypek przejmuje rolę… akompaniatora.

One słyszymy uniesione tłumiki fortepianu w introdukcji, budowanie pogłosu poprzez niestłumione nuty, niemal ludowo-pieśniowa melodyka. Nagle pojawia się melodyjny kontrabas, piękne, delikatne piony. I wreszcie wchodzi saksofon! Tore Brunborg to ikona skandynawskiego jazzu, człowiek brzmieniem zawieszony gdzieś między Janem Garbarkiem i Bendikiem Hofstethem. Gra dokładnie tyle, ile trzeba. Ani dźwięku więcej! Kolejna sztuczka – odwołanie do techniki typowej dla polifonii – stretto, nałożenie nie tyle tematów ile solówek – skrzypiec i kontrabasu. I znowu dialog!

Gdybym miał szukać jednego słowa opisującego cały album, byłby to „dialog”. Muzycy rozmawiają ze sobą. Nie przekrzykują, ale uważnie wsłuchują w to, co ma do powiedzenia (zagrania) kolega.

Tytułowa kompozycja albumu jest nerwowa, jak żadna z wcześniejszych. Zdublowanie saksofonu i skrzypiec w kontrapunkcie do demonicznej solówki lidera przywodzi skojarzenie z passacaglią (podążający cały czas z nami główny temat) i nadpisanym nad nią solem. I wreszcie improwizacja saksofonu z rytmicznym podkładem skrzypiec. Mistrzostwo!

Pojawienie się Hallelujah Leo­nar­da Cohena w tym miejscu jest w pełni uzasadnione. Tu Adam nie tyle gra, ile łka na instrumencie, korzystając z całego arsenału wiolinistycznych technik. Potem następuje improwizacja fortepianu, czy może raczej powściągliwa zabawa rozłożonymi akordami. Para-polifonicznie powracająca im­prowizacja skrzypiec. I powrót pizzicato w outro. Znak rozpoznawczy naszego skrzypka.

Przedostatnia kompozycja płyty, Shadows, jest najbardziej skandynawska z całego zestawu. Melanż romantyzmu z norweską liryką. Najbardziej konkretne wejście w jazz mainstreamowy z tradycyjną formą – temat, improwizacje, coda… I najbardziej spektakularna obecność Brunborga. To on zaczyna tu rozmową, wprowadza nowe wątki, które przejmuje Adam, snuje swoją własną opowieść, a pojawiające się szybsze frazy kojarzą nam się z rozedrganymi liśćmi na wątłej gałęzi. Niby wirtuozowsko, ale bez epatowania, kokietowania. Tu wszystko jest na usługach rozumu i serca. Żadnej zbędnej nuty. I wreszcie Coda. Bałdych i jego kompanii wracają do motywu z Preludium, piano na pograniczu urwania dźwięku, nuty jak krople spadają, jedna za drugą…

Słowa nie oddadzą piękna tej płyty, słuchałem jej już 20 razy, posłucham jeszcze raz.


Autor: Piotr Iwicki

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm