Freedom;
The Game;
The New Game;
Lean In;
Right Where You Are;
River Man;
Somewhere Down the Mystic;
Real Life Painting;
To Love Somebody;
Here and Now;
You;
Blessed the Brave;
Surrender
Muzycy: Lizz Wright, śpiew; Kenny Banks, fortepian; Billy Childs, Peter Kuzma, Fender Rhodes, organy Hammonda; Dean Parks, gitara; Dan Lutz, bas; Vinnie Colaiuta, perkusja; i inni; gościnnie: Gregory Porter, śpiew (5)
Recenzję opublikowano w numerze 10-11/2015 Jazz Forum.
Gdy
usłyszałem pierwsze nuty nowej płyty Lizz Wright, nerwowo sięgnąłem po okładkę,
wyjąłem krążek z odtwarzacza i zacząłem sprawdzać, czy to nie jakaś
pomyłka. Artystka niebagatelna, mimo młodego wieku już utytułowana, poruszająca
się swobodnie w estetyce zarówno gospel, jak i jazzu, nagrała płytę
popową. Niby nic w tym złego, bo to świetna płyta, ale jest jeszcze coś
takiego jak oczekiwania słuchacza. I możemy teraz zacząć dywagacje
o sprawczej wolności artysty i biernej roli odbiorcy, tylko po co,
skoro ta płyta już jest i z pewnością odniesie wielki sukces
w stosownych rankingach...
Jasne strony są niewątpliwe, bo jeżeli pop, to taki. Pop śpiewany, grany i doskonale zrobiony przez ludzi jazzu. Tu nie można nie wspomnieć śpiewającego gościnnie w jednym z utworów Gregory’ego Portera, grającego na fluegelhornie Tilla Broennera, pianisty Billy’ego Childsa, Vinniego Colaiuty – legendy perkusji, czy (last, but not least) producenta płyty, Larry’ego Kleina, który w Polsce grał jazz na basówce z big bandem „Killer Force” Buddy’ego Richa w 1977. To niewątpliwie piękna muzyka, znacząco inspirowana jazzem i zawierająca w sobie tego jazzu niemało. Ale to nie jest jazz. To już nie jest „Verve” sound. Pozostaje życzyć Ms Wright wiele szczęścia na nowej drodze. Ale przecież nikt jej nie zabroni wrócić do domu. Nie ukrywam – na to liczę. Zatem do usłyszenia!
Autor: Piotr Baron