Wytwórnia: Blue Note Records 0602508789144 (dystrybucja Universal)
Atomised
Signal in the Noise
Open
F Maj Pixie
Kora
Totem
Embers
To the Nth
Don’t Go
Muzycy: Chris Illingworth, fortepian; Nick Blacka,
kontrabas; Rob Turner, perkusja
Recenzja opublikowana w Jazz Forum 12/2020
Klasyczne trio (fortepian,
kontrabas, perkusja), które z potocznie rozumianym jazzem nie ma nic,
ale to nic wspólnego, co nie jest, oczywiście zarzutem, a jedynie
odnotowaniem faktu. Bo zespół z Manchesteru ma swój autorski pomysł na
uprawianie współczesnej (czytaj: skierowanej w stronę dni, których jeszcze
nie znamy) muzyki improwizowanej, ma też znaczący już dorobek. I tutaj
widzę, po prawdzie, kłopot z tym materiałem
– bo o ile poprzedni krążek „A Humdrum Star” (czwarty
w dyskografii, a drugi wydany przez Blue Note Records) zasłużenie
okazał się światową rewelacją, o tyle piąty,
jubileuszowy i eponimiczny album „GoGo Penguin” nie jest niczym
innym, jak powieleniem formuły. Zamiast natchnionej kontynuacji mamy jednak
mozolnie wypracowaną, wymęczoną realizację zapisu w kontrakcie płytowym.
Żeby upewnić się, że uszy mnie nie okłamują, zgrałem sobie ten album do komputera, a pliki mp3 przepuściłem przez program do obróbki dźwięku. Graficzny obraz muzyki to długaśny prostokąt, wolny w zasadzie od śladów zróżnicowanej dynamiki, charakterystycznych dla muzyki granej na instrumentach akustycznych. Bo choć w użyciu jest typowe, „jazzowe” instrumentarium, to wszystko przepuszczone jest tu przez efekty, potem zaś skompresowane z myślą o udziale w loudness war.
Koniec końców, nie bardzo wiadomo, czemu w ogóle powstało takie nagranie, skoro intencją twórców było odtworzenie za pomocą fortepianu, perkusji i kontrabasu konstrukcji ułożonych wcześniej na laptopach. Bardzo lubię przebojową i nastrojową muzykę GoGo Penguin z poprzedniego krążka, dwa lata temu na Warsaw Summer Jazz Days biłem im brawo najgłośniej w całej Stodole, ale teraz przeważnie ziewam.
Brak tematów tak chwytliwych, jak Raven, można zrozumieć – ile razy z rzędu można strzelić gola lewą nogą w prawe okienko? – ale zamiast zestawu choć trochę się od siebie różniących kompozycji mamy tu utwory zlewające się w hałaśliwą, soniczną maź i minuty, minuty, minuty wypełnione repetycjami, crescendami i ostinatami. Wszystko to utopione w sosie futurystycznej postprodukcji, która ma podkreślać transowość muzyki, ale okazuje się pułapką, bo słynniejsi od przemiłych Anglików specjaliści od klubowej elektroniki i minimal music, o których w JF nie pisujemy,są jednak lepsi w te klocki.
Autor: Adam Domagała