Wytwórnia: BarbNicole Records

Bonita;
Lady Like a Lady;
Tenderly;
How Do You Keep the Music Playing;
Loverman;
Gratitude;
So Many Stars;
Manha de Carnaval;
Autumn Leaves;
Medley: What a Difference a Day Makes/When I Fall in Love;
Waltz for Chopin

Muzycy: Basia Moore, śpiew; Mark Murphy, śpiew (3, 4); Rave Tesar, fortepian

Recenzję opublikowano w numerze 12/2015 Jazz Forum.

Gratitude

Basia Moore

  • Ocena - 4

Oto dedykacja i słowa Marka Murphy’ego – mówią wszystko o płycie „Gratitude” Basi Moore: „Te nagrania są dedykowane tym wszystkim niezłomnym artystom, którzy walcząc z wszelkimi przeciwnościami losu kontynuują swoją muzyczną przygodę, a ich pasja, miłość i kreatywność stają się dla innych niewyczerpanym źródłem inspiracji!!! (…) Basia Moore nie poddała się tam, gdzie wielu innych rezygnuje. (…) Jej ogromna determinacja i odpowiednia rekonwalescencja sprawiły, że po ciężkich zmaganiach z chorobą (wylew krwi do mózgu i częściowy paraliż) odzyskała siły i możliwości wokalne”. Ten album jest tego najlepszym dowodem.

Zanim skoncentrujemy się na samej muzyce, warto przypomnieć, że Basia Moore vel Barbara Kowalska to polska wokalistka jazzowa mieszkająca w Stanach Zjednoczonych od początku lat 80. Ma za sobą bogatą, pełną sukcesów karierę artystyczną w Polsce i na świecie. Zdobyła m.in. Grand Prix na Festiwalu Jazzu Tradycyjnego Old Jazz Meeting – Złota Tarka, była laureatką Festiwalu Wokalistów Jazzowych w Lublinie, a na Festiwalu Polskiej Piosenki – Opole ’81 wyróżniono ją za wspólny „eksces” muzyczny – piosenkę Zagraj ze mną – „popełniony” przez Szczepana Dudka i niżej podpisanego.

Współpracowała z czołówką polskich jaz­zmanów, m.in. z zespołem Sami Swoi, a także z Michałem Urbaniakiem (album „Basia Moore Sings Michael Urbaniak”, 1993), po wyjeździe z Polski z pianistami – Robertem Ariesem, Jeremym Wahlem i ostatnio z legendą wokalistyki jazzowej – Markiem Murphym. Na „Gratitude” Basi i Markowi towarzyszy pianista Rave Tesar i – trzeba przyznać – z roli AA (Aktywnego Asystenta) wywiązuje się bez zarzutu.

Cóż można napisać o tych nagraniach, które nas głęboko wzruszają, ale nie wzbudzają podziwu, zachwytu, czy nawet uznania? Tej muzyki powinno się po prostu słuchać i tylko słuchać – a nie przesłuchiwać, jak to zwyczajowo czynią recenzenci. Jakoś nie godzi się o tym pisać w sposób wartościujący, ferując oceny i wyroki. Wybieram więc tryb oznajmujący, zakładam bowiem, że o prawdziwej wartości sztuki decyduje nie tylko kunszt wykonawcy i doskonałość formy, lecz także, a nawet częściej, zawarty w niej ładunek emocjonalny – echo życiowych doświadczeń i przeżyć.

Gdy słucham, jak Basia i Mark śpiewają Tenderly, jak frazują, jak wyraziście interpretują poszczególne słowa tego songu – odczuwam wzruszenie i to mi całkowicie wystarcza. Wolę muzykę, która porusza mnie do głębi, od tej którą (tylko) się zachwycam. Przyjrzyjmy się więc bliżej niektórym piosenkom i zacytujmy kilka symptomatycznych zdań.

Na początek blues Gratitude – z muzyką i słowami wokalistki: „I’d like to sing a blues about joy and celebration. I’d like to honor you with huge appreciation. (…) The goodness of others helped me built up the power of my satisfaction”.

Jak przyznaje sama Basia: „Ten album to podziękowanie konkretnym osobom za okazaną pomoc, a także pewna forma wdzięczności za wiele szczęśliwych zdarzeń, które pojawiły się na mojej drodze zaraz po chorobie”.

Manha de Carnaval (Black Orpheus) Luiza Bonfy jest śpiewany w trzech językach – portugalskim, angielskim i polskim (autor nieznany):

„Przez łzy spójrz na świat tak jak ja. Przez żal mnóż minuty co dnia. Goryczy poznaj znak, słodyczy poznaj smak, jednak ostrzegam cię – trudna to gra! (…) Bo los przyszłość już skrył, lepiej porzuć te drogi, posłuchaj przestrogi i wróć, gdy za mało masz sił...”

Lady Like a Lady (kolejna kompozycja Basi) – piosenka, a zarazem miniatura aktorska o kobiecie – damie, która się nigdy nie poddaje, zawsze wychodzi na swoje w relacjach z innymi i robi to w eleganckim stylu: „Lady like a lady never exhibits the pain, uncertain of future she accepts life nature, with bravery confronts the fear. She unveils the charm in elegant style. (…) Lady like a lady she is more than a lady, she is a Champ.”

I wreszcie jakże wymowne zakończenie How Do You Keep the Music Playing z optymistycznym przesłaniem o uzdrawiającej potędze miłości i muzyki:

„If we can be the best of lovers
Yet be the best of friends
If we can try with every day to make it better as it goes
With any luck than I suppose
The Music Never Ends”

Poza tymi utworami na płycie przeważają wolne ballady: Bonita A.C. Jobima, Loverman – z odniesieniami do Billie Holiday, So Many Stars Sergio Mendeza, Autumn Leaves – śpiewany po francusku i angielsku; medley „duszoszczypatielnych poduszkowców” What a Difference a Day Makes i When I Fall In Love, a na końcu kompozycja Damiana i Elżbiety Kulec, śpiewany po polsku, tęskny Waltz for Chopin, który przez amerykańskich emigrantów uznawany jest jako nieoficjalny hymn Polonii.

Na koniec jeszcze jedna refleksja. Nie tylko teksty piosenek, lecz cała muzyka na tej płycie jest symptomatyczna i sympatyczna zarazem. Potencjalnym słuchaczom wystarczy odrobina empatii, aby polubić tę muzykę, zaś ci, którzy oczekują tam fajerwerków wokalnych i popisów improwizacji, powinni omijać te nagrania „szerokim łukiem”. Podziwiamy Basię Moore za coś znacznie ważniejszego – za to, co osiągnęła w walce z chorobą i okrutnym losem. Śpiewa jazz i nagrywa płyty nie po to, aby się wypromować, chce tylko o sobie przypomnieć i zwrócić uwagę: „Jestem i śpiewam, a gdy śpiewam, to jestem”. Oby jak najdłużej!

Autor: Janusz Szprot

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm