2. Heaven Earth – Earth Heaven 6:54
3. Don’t Be Afraid Little Flock feat. Natalia Przybysz 5:35
6. Don’t Be Afraid Little Flock – Instrumental 8:56
Muzycy: Joanna Gajda, fortepian; Borys Janczarski, saksofon tenorowy; Andrzej Święs, kontrabas; Sebastian Frankiewicz, perkusja; oraz goście specjalni: Kazimierz Jonkisz, perkusja (6), Marian Pawlik, bas (6), Natalia Przybysz, śpiew (3)
JOANNA GAJDA: Jazz jest muzyką piękna
Późne wrześniowe popołudnie. W studiu kaliskiego Radia Centrum gościmy młodą pianistkę, która jest dla mnie autorem jednej z największych niespodzianek tego roku. To Joanna Gajda, która wraz ze swoim kwartetem, prezentuje nam swoją debiutancką płytę „Heaven Earth – Earth Heaven”, która trafi do rąk prenumeratorów JAZZ FORUM.
JAZZ FORUM: Zawsze wydawało mi się, że dość dobrze znam kaliskie środowisko muzyczne. A Ciebie Asiu, poznałem przecież niedawno. Co zadecydowało, że młoda i bardzo obiecująca pianistka jazzowa znalazła swoją życiową przystań właśnie w Kaliszu?
JOANNA GAJDA: Po ukończeniu studiów w klasie fortepianu u profesora Wojciecha Niedzieli w katowickiej Akademii Muzycznej otrzymałam propozycję podjęcia pracy ze studentami tej jazzowej uczelni. Dlatego teraz, już jako wykładowca, prowadzę w Katowicach zajęcia z fortepianu jazzowego, jako instrumentu dodatkowego dla aranżerów, instrumentalistów i wokalistów. Pierwszym moim przystankiem stał się Kraków. Potrzeba zmiany sprawiła jednak, że gdy pojawiła się możliwość pracy na Uniwersytecie Adama Mickiewicza, postanowiliśmy wraz z rodziną zamieszkać w Kaliszu. I teraz, także w grodzie nad Prosną, wykładam harmonię jazzową i historię jazzu, a w wolnych chwilach akompaniuję również wokalistom.JF: Jak przebiegała Twoja droga do jazzu?
JG: Urodziłam się w Bydgoszczy i kontynuując rodzinną tradycję muzyczną mojego dziadka, zdecydowałam się na naukę w klasie fortepianu Szkoły Muzycznej I i II stopnia. Odkąd pamiętam, nasz dom był zawsze pełen jazzu. Rodzice mieli mnóstwo płyt. Szczególnie lubiłam „Blue Train” i „Crescent” Johna Coltrane’a. Potem dużo słuchałam Jarretta i już w tamtym czasie nie chciałam grać wyłącznie muzyki poważnej. Wtedy też mama zapisała mnie na Warsztaty w Puławach. Później były prywatne lekcje fortepianu u Wojciecha Niedzieli i decyzja o podjęciu studiów w Katowicach.
JF: Jak odebrałaś wtedy katowicką uczelnię?
JG: Muszę przyznać, że najpierw zaczęłam studiować na Akademii aranżację i kompozycję. Później jednak dojrzała we mnie decyzja o zmianie kierunku. Ponownie rozpoczęłam studia, ale tym razem w klasie fortepianu u Wojciecha Niedzieli, który położył fundament pod mój jazzowy rozwój i któremu wiele zawdzięczam.
Atmosfera panująca na uczelni wprost mnie oczarowała, do tego akademik pełen młodych adeptów. Te niekończące się długie rozmowy, o muzyce, ciągłe próby, a przede wszystkim wspólne, wieczorne jam sessions. Miałam niezwykłe szczęście poznać tam wspaniałych muzyków. Bo przecież w tym samym czasie studiowali w Katowicach m.in. Anna Serafińska, Kuba Badach, członkowie Simple Acoustic Tria, Michał Tokaj, Łukasz Żyta...
Jednak największe wrażenie wywarły na mnie zajęcia z Piotrem Wojtasikiem. To wielka osobowość, znakomity pedagog, świetny muzyk i zarazem wspaniały kolega. Zresztą, to właśnie Piotr wyprowadził mnie na „szerokie jazzowe wody”. Dzięki niemu poznałam cały zespół Billy’ego Harpera i mogłam wystąpić wspólnie z prawdziwą legendą jazzu.
JF: Kiedy dojrzała w Tobie potrzeba posiadania własnego zespołu?
JG: Zostałam zaproszona do Neunkirchen, na południu Niemiec na Warsztaty Jazzowe zorganizowane przez Susan i Martina Weinertów. Zajęcia prowadził... Piotr Wojtasik. Właśnie tam poznałam absolwenta Sorbony, jednocześnie bardzo zdolnego saksofonistę Borysa Janczarskiego. Od pierwszych chwil grało nam się świetnie. Rozumieliśmy się bez słów, bo Borys ma podobną wrażliwość muzyczną. Od tej pory wiedziałam, że musimy grać już razem, a wspólne próby, kolejne grania, jeszcze bardziej potwierdzały słuszność tego wyboru. Wykonywaliśmy najczęściej moje utwory i z tego wspólnego muzykowania powstawał już zarys koncertowego programu.
JF: A co z sekcją rytmiczną?
JG: Grywając z Borysem napisane przeze mnie kompozycje, wymarzyliśmy sobie w naszej sekcji muzyków czujących podobnie jak my. Wybór padł na perkusistę Kazimierza Jonkisza i na basistę Mariana Pawlika. W tym składzie, w studiu „Tokarnia” dokonaliśmy przed dwoma laty naszych pierwszych nagrań. Przesłuchując potem materiał z sesji zrozumiałam, że muszę nabrać do niego jeszcze trochę dystansu. Ale wspólne granie z tak uznanymi muzykami było dla mnie wspaniałym doświadczeniem.
JF: No i kiedy doszło wreszcie do nagrania płyty?
JG: Płytę „Heaven Earth – Earth Heaven” nagraliśmy w Warszawie dopiero rok później, w lutym 2009 roku. I było to bezpośrednio po bardzo udanej trasie po Słowacji, zakończonej koncertami także w kilku polskich miastach. Skład Kwartetu, oprócz Borysa uzupełnił basista Andrzej Święs oraz na bębnach Sebastian Frankiewicz. Grało nam się wspaniale, a ja szczególnie zapamiętałam niesamowity koncert w Bratysławie.
Na debiutanckim krążku znalazło się sześć utworów. To wyłącznie moje kompozycje. Płytę otwiera hymniczny utwór pod znamiennym tytułem Play David Play... inspirowany Psalmami Dawida. Zresztą ten utwór, jak i cała płyta, pokazują moją fascynację jazzem modalnym. To próba naszego wkładu w ciągle żywy nurt post-coltrane’owskiego grania. Jestem przekonana, że liczni wyznawcy Trane’a odnajdą na naszym albumie inspiracje jego muzyką.
Aż dwukrotnie nagraliśmy balladę pt. Don’t Be Afraid Little Flock. W podstawowej wersji śpiewa ją, niezwykle pięknie, Natalia Przybysz. Natalię zaprosiłam ze względu na frazowanie i potężny głos. Moim zdaniem to jedna z najlepszych polskich wokalistek soul i r’n’n obecnej doby. Natomiast album kończy ta sama ballada, jednak w wersji instrumentalnej, pochodząca jeszcze z pierwszej sesji z Kazimierzem Jonkiszem i Marianem Pawlikiem w składzie.
JF: Jak wspomniałaś, cały repertuar płyty jest wyłącznie Twoim dziełem. A ja, słuchając tych niebiańsko-ziemskich utworów, oceniam je jako bardzo dojrzałe. Opowiedz jak powstają Twoje kompozycje?
JG: Bardzo lubię pisać muzykę, ale nie jest to łatwe przedsięwzięcie. Komponując, staram się umieszczać konkretne dźwięki, w odpowiednim czasie. Pisząc nowy utwór, zapisuję w nutach to, co gra mi w duszy. Kierując dźwięki do słuchacza, mam marzenie, by były one odbierane jako dobre przesłanie, z serca do serca, a ludzie mieli przyjemność słuchania.
Bo przecież muzyka to nie tylko sztuka. To forma komunikacji, a także, a może przede wszystkim, próba sięgnięcia do sfery duchowości. Spodziewam się więc że niektórzy odbiorą naszą płytę transcendentnie, jako swoisty hymn i radość wiary. Wiele w tej materii nauczyłam się od Judy Bady, z którą występowałam przed rokiem w Szczecinie. To właśnie Judy posiada, pochodzącą jeszcze z muzyki gospel, umiejętność śpiewania o rzeczach ważnych w bardzo piękny i jakże prosty sposób.
JF: Dzięki temu, co mówisz o muzyce, zaczynam rozumieć znaczenie tytułu płyty „Heaven Earth – Earth Heaven”.
JG: No tak, bo sam tytuł ma tutaj znaczenie symboliczne. Jestem przekonana, że wszelkie dobro pochodzi z nieba, a ja w tym wypadku jestem beneficjentem. Jazz jest przecież muzyką piękna, piękna, które ma być momentem zatrzymania choć na chwilę, skłaniającym nas do zastanowienia się nad sobą, pewnego zamyślenia...
Odnosząc to do warstwy muzycznej – kompozycje, jakie zamieściłam na swojej debiutanckiej płycie, obrazują zmianę mojego podejścia do muzyki, ale także szersze spojrzenie w kierunku korzeni. I muszę się przyznać, że wejście w „muzyczną orbitę” Billy’ego Harpera i Piotra Wojtasika całkowicie odmieniło moje dotychczasowe, trochę powierzchowne, postrzeganie jazzu. Mam nadzieję że jest to słyszalne w muzyce.
JF: Wydanie debiutanckiego albumu zamyka w pewnym sensie dość ważny etap w Twoim życiu. Jak w najbliższym czasie widzisz swoje miejsce w polskim jazzie?
JG: Lubię poważne wyzwania. A utwierdziły mnie w tym wspólne grania z takimi muzykami jak Billy Harper, Judy Bady, Urszula Dudziak, John Betsch, czy Piotr Wojtasik. W miarę możliwości, chciałabym jak najczęściej grać z własnym Kwartetem. I jak się domyślasz, zdecydowanie poszukuję menedżera, bo warto byłoby zagrać trasę promocyjną tej płyty, choćby po najważniejszych klubach w naszym kraju.
Ostatnio skupiam się jednak najchętniej na komponowaniu. I właśnie te nowe kompozycje pochłaniają mnie bez reszty. Słuchając ostatniej orkiestrowej płyty Petera Gabriela oraz podziwiając na poznańskim stadionie symfoniczny koncert Stinga, ponownie uświadomiłam sobie ogromną chęć zrobienia czegoś wraz z symfonikami. Zastanawiam się, jak zabrzmiałyby utwory z mojej płyty w wersji orkiestrowej. Sądzę, że determinacji mi nie zabraknie i już niedługo zrealizuję ten projekt, być może również w wersji płytowej.
JF: Wierząc w Twój wielki talent, z niecierpliwością będę czekał na nowe „urocze orkiestrówki”, dlatego już teraz życzę Ci spełnienia Twoich wszystkich, bardzo ambitnych, planów muzycznych.
JG: Będąc marzycielem mocno zdecydowanym do dalszego poruszania się w przestrzeni muzycznej, mam również nadzieję, że to wszystko mi się uda.
Rozmawiał: Jan Cegiełka