Wytwórnia: Blue Note 96388

Here We Go Again

Willie Nelson & Wynton Marsalis feat. Norah Jones

  • Ocena - 4

Hallelujah I Love Her So (Gospel 2-beat / Boogaloo / 4/4 Swing); Come Rain or Come Shine (Walking Ballad); Unchain My Heart (Bolero with Habanera bass); Cryin’ Time (Country Ballad); Losing Hand (Dirge with Chain-Gang Shuffle); Hit the Road Jack (Gospel 2-beat / 4/4 Swing); I’m Moving On (Boogaloo with Afro-Latin Backbeat / 4/4 Swing); Busted (Gospel 12/8 Shuffle); Here We Go Again (Rhythm & Blues 12/8 Shuffle); Makin’ Whoopie (Hard-Bop 2-beat / 4/4 Swing); I Love You So Much (It Hurts) (Waltz); What’d I Say (Boogaloo)
Muzycy: Willie Nelson, śpiew (1, 3-9, 11, 12), gitara (1-9, 12); Norah Jones, śpiew (2, 4, 6, 9, 10, 12); Wynton Marsalis, śpiew (6, 8, 12), trąbka; Dan Nimmer, fortepian; Mickey Raphael, harmonijka; Walter Blanding, śpiew (6), saksofon tenorowy; Carlos Henriques, kontrabas; Ali Jackson, perkusja, instr. perkusyjne

Wynton Marsalis, nieprzejednany strażnik pieczęci i świętego ognia, z upływem czasu łagodnieje, staje się coraz bardziej tolerancyjny, w coraz większym stopniu jawi się jako apostoł nie tylko jazzu, ale całej amerykańskiej tradycji muzycznej, tej wyrosłej ze źródeł, od korzeni, a na którą składają się pieśni pierwszych pielgrzymów, afrykańskich niewolników, pieśni pracy, blues, gospel, rhythm and blues, folk, muzyka wielkiego miasta i muzyka wiejskich bezdroży, muzyka czarnych i muzyka białych. Nic więc dziwnego, że w tym szerokim kręgu jest również miejsce na muzykę country i jest miejsce na muzyczne spotkania z taki artystami jak legenda Teksasu Willie Nelson.

Z Willie’m Nelsonem Wynton dzielił już estradę trzy lata temu w nowojorskim Jazz at Lincoln Center, które to rendezvous zaowocowało płytą starych standardów „Two Men With The Blues”. Album odniósł komercyjny sukces, a obaj artyści spotkali się pod tym samym dachem ponownie na dwa wieczory 9 i 10 lutego 2009 roku, ale tym razem już nie w kameralnym Allen Room, lecz w wypełnionej do ostatniego miejsca dużej sali koncertowej w Frederick P. Rose Hall. I nie spotkali się po to, by zagrać to samo jeszcze raz, lecz z zupełnie innym zamiarem – by złożyć hołd Rayowi Charlesowi. Cel zupełnie zbożny, bowiem łączy ich obu szacunek i podziw dla Geniusza, w którego nieprzemijającej muzyce krzyżowały się i stapiały rozmaite gatunki – i blues, i gospel, i country, i różne odmiany jazzu (hard bop, soul jazz, swing i jazz nowoorleański).

Materiał zarejestrowany podczas tych dwóch wieczorów wydany został teraz na płycie, zatytułowanej jak należy: „Here We Go Again: Celebrating The Genius Of Ray Charles”. Na songbook Raya Charlesa składa się 12 hitów, wyświechtanych, zgranych na śmierć, ale na nowo ożywionych w natchnionych balladach i energicznych interpretacjach. To uczta dla miłośników Raya Charlesa, ale też uczta dla fanów Willie’ego Nelsona, Nory Jones i Wyntona Marsalisa. Słuchając ich występu można odnieść wrażenie, że było to luźne, spontaniczne spotkanie przyjaciół, z których nikt nie musi niczego udowadniać – wspólna zabawa, wymiana przyjaznych spojrzeń i gestów.

Nelson, który wiekowo należy do generacji Raya Charlesa, delikatnie mówiąc nie jest w najlepszej formie wokalnej (najbardziej przekonująco wypada w bluesie I’m Moving On); śpiewa, jak pokazuje zdjęcie, na siedząco, z gitarą na kolanach, a na gitarze tej gra może nie błyskotliwie, ale z wdziękiem, w solówkach przywołując styl dawnych mistrzów, jak Django Reinhardt czy Eddie Lang. Wtóruje mu na harmonijce nieodłączny, wypróbowany kompan Mickey Raphael.

Norah Jones w roli specjalnego gościa pokazuje się tylko w kilku utworach,  śpiewa stylowo, delikatnie, powściągliwie, bez emocji, jaka kojarzyć by się mogła z głosem Raya Charlesa, wnosząc za to kontrast i przeciwwagę. Nie można nie zauważyć, że jako trzeci wokalista włącza się miejscami Wynton. Wszelkie niedostatki rekompensuje z nawiązką jako trębacz, w pełnych ognia, przenikliwych interwencjach. Z wyczuciem stylu i zapamiętaniem gra cały jego zespół i każdy z muzyków zasługiwałby oddzielnie na specjalne pochwały.

Płytę otwiera wykonane z rozmachem Hallelujah I Love Her So, a zamyka, jak na koncertach Raya Charlesa, nieuchronny climax – What’d I Say wciągając do wspólnej zabawy rozszalałą publiczność.

Autor: Paweł Brodowski

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm