Wytwórnia: Greenleaf Music 1042

Molten Sunset;
House Hold Item;
Etiquette;
First Things First;
High Risk;
Tied Together;
Cardinals.

Muzycy: Dave Douglas, trąbka; Mark Guiliana, perkusja akustyczna i elektryczna; Jonathan Maron, gitara basowa, syntezator basowy; Shigeto, elektronika

Recenzję opublikowano w numerze 9/2015 Jazz Forum.


High Risk

Dave Douglas

  • Ocena - 4.5

Dave Douglas to wyśmienity muzyk, cały jego dorobek trzyma wysoki poziom. Jednak na regularnych albumach amerykańskiego trębacza z ostatniej dekady trudno doszukać się prawdziwie nowatorskiej i śmiałej inwencji. Douglas oscyluje na nich przede wszystkim między bły-skotliwym post-bopem i różnymi odcieniami wysublimowanego fusion, a pojawia się także dzieło na big band. Choć wszystkie te płyty wypełnia muzyka ze wszech miar inteligentna, zagrana z dużym profesjonalizmem i elegancją, u miłośników jego najbardziej brawurowych wydawnictw, jak „Witness” czy „Sanctuary”, może budzić niedosyt. 

Na niniejszym krążku, inaugurującym nowy projekt „High Risk”, trębacz wkracza na bardziej eksperymentalne, choć z pewnością nie awangardowe, poletko. Towarzyszą mu: ceniony na elektronicznej scenie Zach Saginaw, ukrywający się pod pseudonimem Shigeto, roz-chwytywany perkusista Mark Guiliana (znany m.in. z niedawnego projektu z Bradem Mehldauem) i odpowiedzialny za basy oraz syntezatory Jonathan Maron (związany m.in. z acid-jazzową grupą Groove Collective).

Mocną stroną „High Risk” jest brzmienie. Nawet jeśli na tle elektronicznych produkcji z ostatnich lat, choćby z takich wytwórni jak Warp czy Brainfeeder, nie jest ono odkrywcze, w tym kontekście wypada interesująco. W warstwie rytmicznej więcej jest tu odniesień do realizacji z obszaru tzw. abstract-hiphopu niż jazzu. Syntetyczne, mocno synkopowane, pomysłowe konstrukcje gładko przeplatają się z liniami basu i grą per­kusisty. Mimo dynamiki i momentami sporej gęstości, jest w nich dużo przestrzeni. Na ich tle płyną, zwykle melancholijne, ale nie­pozbawione pewnej przewrotności partie Douglasa, nadając całości nieco onirycznego wyrazu. Trębacz ociera się chwilami o ckliwe „molvaeryzmy”, jednak muzykę ratują podkłady – ciekawsze, nieco bardziej drapieżne niż na produkcjach spod znaku typowego skandy-nawskiego nu-jazzu i wspomniana już, surowa, lecz frapująca brzmieniowa aura.

To pewnie nie najlepsza, ale najbardziej intrygująca płyta Douglasa co najmniej od czasu „Freak In” z 2003 roku.


Autor: Łukasz Iwasiński

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm