1. Little Giant (Giant Steps) (John Coltrane)  3:25

2. Polish Chant (Michał Wróblewski)  2:58

3. One for Dotti (Michał Wróblewski)  6:24

4. Seven Days Only (Michał Jaros)  7:04

5. I Remember (Michał Wróblewski)  3:02

6. Open Take (Michał Wróblewski, Michał Jaros, Michał Bryndal)  9:59

7. 26-2 3:47

Muzycy: Michał Wróblewski - p, Michał Jaros - b, Michał Bryndal - dr

I Remember

Michał Wróblewski Trio

 „Dawno już nie słyszałem tak dobrej polskiej płyty!” – pisze Ryszard Borowski w pięciogwiazdkowej recenzji o krążku, który w tym numerze JAZZ FORUM otrzymują nasi prenumeratorzy. Oddajmy głos autorowi tego sensacyjnego debiutu:

Mam bardzo jazzowe nazwisko. Jestem absolwentem Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach. Studiowałem w Instytucie Jazzu u prof. Andrzeja Zubka na wydziale kompozycji i aranżacji oraz dodatkowo u Wojciecha Niedzieli w klasie fortepianu. Dyplom zrobiłem z kompozycji (pisałem o „Birth Of The Cool” Milesa Davisa). Uczelnię skończyłem trzy lata temu, mam 27 lat.

Pochodzę z Gorzowa Wielkopolskiego, tam zainteresowałem się jazzem dzięki Pomorskiej Jesieni. Tam działa Bogusław Dziekański, który od wielu lat prowadzi Jazz-Club Pod Filarami i organizuje Akademię Jazzu dla młodych adeptów sztuki jazzowej. Za jego namową zacząłem jeździć na Jazz Camping Kalatówki. Po raz pierwszy pojechałem tam jeszcze jako młody chłopak razem z Bogusiem i Adamem Bałdychem, i tam już na dobre złapałem tego bakcyla. Janusz Muniak miał ze sobą kwartet, graliśmy z nimi na jamach i zaprzyjaźniliśmy się. Byliśmy na Kalatówkach jeszcze trzy czy cztery razy.

Pozostawałem wtedy jeszcze trochę w cieniu, ale stopniowo złapałem to wszystko. W pewnym momencie człowiek zaczyna to czuć, siada do instrumentu i zaczyna dłubać siedem czy osiem godzin dziennie i muzyka zaczyna nabierać kształtów.

W Gorzowie skończyłem szkołę muzyczną II stopnia. Tam też robiłem swoje pierwsze projekty ze smyczkami, z udziałem lokalnych instrumentalistów. Na studiach w Katowicach graliśmy w zespole Marysi Namysłowskiej, pograliśmy rok, a potem każdy poszedł w swoją stronę. Teraz czasem współpracuję z Maćkiem Obarą, kolegą ze studiów, z akademika. Brałem lekcje u Piotra Kałużnego w Poznaniu, jeździłem na te wszystkie warsztaty w Puławach i Chodzieży. Byłem wszędzie.

Ale to już przeszłość. Ciekawe rzeczy dzieją się teraz. 10 czerwca zagramy w Filharmonii w Gorzowie, nie tylko ze smyczkami czy z drewnem, czy nawet big bandem, lecz 70-osobową orkiestrą! Pełny symfoniczny skład – robiłem już takie rzeczy. Mam mnóstwo pracy, żeby to wszystko dopiąć. Zagramy w trio, gościnnie wystąpi z nami Maciek Obara, zagramy coś nowszego, odjazdowego. W pierwszej części wykonamy suitę na trio i orkiestrę, w tym trzy utwory z tej najnowszej płyty, z tym że zostaną przearanżowane. Część tego orkiestrowego materiału umieścimy na kolejnej płycie, zrobię z tego spójną opowieść.

W grudniu zeszłego roku moje Trio zdobyło I nagrodę w konkursie Jazz Juniors. Wszyscy trzej mamy na imię Michał – Michał Jaros gra na kontrabasie, Michał Bryndal na perkusji, a ja na fortepianie. Zauważyłem, że jeśli samemu się czegoś nie zrobi, to nie ma sensu robienia czegokolwiek, wtedy te składy są nietrwałe. Mam nadzieję, że przy odrobinie konsekwencji uda się nam pograć razem przez dwa, może nawet trzy lata. Jazz to zjawisko niszowe – trzeba dużo determinacji, zawzięcia i serca, by w tym wytrwać i do czegoś dojść.

Graliśmy już ze sobą wcześniej w różnych sytuacjach, w Puławach czy Katowicach, znamy się nie od dziś, ale w tej kombinacji, z tym materiałem wystartowaliśmy rok temu. W kwietniu rozpoczęliśmy próby, w maju weszliśmy do studia Janka Smoczyńskiego w Nieporęcie, we wrześniu on to zmiksował i zmasterował, no i teraz wreszcie płyta ujrzała światło dzienne.

Michał Jaros jest trochę starszy, celowo z nim gram – z tego względu, że jest doświadczonym muzykiem, od którego można się dużo nauczyć. Jestem mu wdzięczny, że przystąpił do nas, ze względów muzycznych. Mamy podobne upodobania, lubimy starego Jarretta, jego płyty z lat 70., np. „Survivors Suite”. Jarrett miał wtedy bardzo ciekawy język.

Michał Bryndal to z kolei taki człowiek pogranicza. Jest muzykiem bardzo otwartym, bardzo dobrze gra, ma solidne podstawy jako bębniarz i bardzo otwartą głowę – lubi czerpać z wielu dziedzin muzyki, nie zamyka się w jazzie, śledzi to, co się dzieje w muzyce klasycznej czy elektronicznej. Ja też jestem ciekaw wszystkiego. Michał Bryndal gra także z Aśką Dudą – taką muzykę nowoczesną, odjazdową, z wykorzystaniem elektroniki. Natomiast ja postanowiłem, przynajmniej na razie, iść główną drogą.

Największe moje inspiracje? Teraz słucham Tria Brada Mehldaua, tego Jarretta starego, lubię jego solowe koncerty, nagrania Standards Trio, ale najbardziej podobają mi się te jego autorskie wypowiedzi z lat 70. Jest tego oczywiście cała masa.

Czasem słyszę obawy, że trio fortepianowe zostało do cna wyeksploatowane. Zdaje sobie sprawę, że jest to bardzo trudne wyzwanie. Wydaje mi się, że odpowiedź na to nie jest w jakichś ekstremalnych poszukiwaniach, odkrywczych środkach, rewolucyjnych eksperymentach. Trzeba znaleźć własną drogę i dochodzić do celu przez granie razem, przez indywidualny rozwój. Zawsze jest miejsce na zrobienie czegoś innego, bo każdy człowiek rodzi się inny. Niby wszystko zostało już dokonane, a jednak ta muzyka wciąż się rozwija.

Co jest w tej muzyce moje? Wydaje mi się, że ciekawe jest np. moje podejście do Giant Steps. Nie zagrałem tego na siedem, jak to już niektórzy zrobili, nie kombinowałem, zagrałem po prostu te motywy, które gra Coltrane, durowe, a ja wykonałem inaczej harmonicznie, z zachowaniem tego wszystkiego, co było u Coltrane’a, ale na trochę innych pentatonicznych skalach; u Coltrane’a pentatonika jest zwykła, podstawowa, a ja gram to też na skalach molowych i w ten sposób uzyskuję trochę inne brzmienie. Wychodzi z tego nowa jakość artystyczna, wyłania się jakiś indywidualny język. Dałem temu utworowi nową nazwę – Little Giant, bo jest to w pewnym sensie re-kompozycja.

Figuracje lewej ręki to wpływ Mehldaua, to daje dużo energii. W lewej ręce na pewno jest dużo jeszcze do zrobienia, jeśli chodzi o trio fortepianowe. Mehldau jest pierwszym człowiekiem, który to rozwinął. Lewa ręka dawniej akompaniowała, np. stride piano, a Mehldau wprowadza do jazzu różne rzeczy z romantyzmu.

Na początek płyty dałem I Remember – to jest moja kompozycja, temat zaczerpnąłem z muzyki elektronicznej, ale tak przearanżowałem, że ciężko nawet poznać. One for Dotti to też taka piosenka, moja pierwsza miłość. Jestem dumny z tego utworu, siedziałem nad tym chyba rok, codziennie coś dopisywałem. Seven Days Only to z kolei kompozycja Michała Jarosa, zaś Polish Chant to przerobiony średniowieczny chorał, do którego wprowadziłem pewne elementy z „Survivors Suite” Jarretta. To są utwory, które powstawały w czasie studiów i nigdy nie były pokazane.

Open Take, który jest na końcu płyty, to otwarta improwizacja. Nic tam nie wiadomo. Zagraliśmy to spontanicznie, bez żadnych wstępnych ustaleń. Michał Jaros i ja mamy słuch absolutny, i mamy też słuch wyuczony, wyćwiczony poprzez długie obcowanie z muzyką. Dzięki temu możemy grać ze sobą free reagując na szybko zmieniającą się harmonię. Można w ten sposób bez przygotowania tworzyć całe sekwencje, które brzmią jak kompozycje.

Zawsze będziemy grać na koncertach taki jeden długi utwór w formie luźnej muzycznej rozmowy, jako pierwszy albo drugi, żeby zacząć się wzajemnie słuchać. Nie jest to jakieś odkrywcze ani awangardowe, bo free grano przecież już w latach 60. i 70., ale nie chodzi nam o to, by być super oryginalnym. Nie można udawać kogoś, kim się nie jest, wolę na taki moment jeszcze trochę poczekać.

„I Remember” to moja pierwsza jazzowa płyta. W zeszłym roku, mieszkając przez pewien czas w Warszawie, wziąłem udział w kilku sesjach z gwiazdami muzyki pop, jak Maleńczuk, Kukiz, Ewelina Flinta, Kayah, Renata Przemyk, którzy śpiewali piosenki Starszych Panów w alternatywnych aranżacjach. Był tam i Michał Jaros, Tomek Grzegorski grał na bas-klarnecie.

Ostatnio dużo czasu spędzam także w Szczecinie. Uczyłem tam w szkole na wydziale jazzu, który zamieniono teraz w Akademię Sztuki. Raz w miesiącu w Loft Art prowadzę trzydniowe warsztaty dla młodych muzyków, a co tydzień występuję w Royal Jazz Clubie. Mamy przed sobą z triem kilka grań w różnych miejscach Polski. Mam co robić. Ale teraz myślami jestem przede wszystkim na tym czerwcowym koncercie w Filharmonii Gorzowskiej z moim triem i orkiestrą symfoniczną. To będzie moje największe dotąd wyzwanie.

Notował: Paweł Brodowski

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm