Wytwórnia: Agora J0496-RPK

I Wish You Love

Wojtek Gąssowski

  • Ocena - 4

Blue Moon; Change Partners; Dream a Little Dream of Me; Capuccina; I’m Lost; Destination Moon; The Frim-Fram Sauce; That’s All; Mambo Italiano; La Piů Bella del Mondo; My One and Only Love; The Tender Trap; The Very Thought of You; I Wish You Love
Muzycy: Wojtek Gąssowski, śpiew; Krzysztof Herdzin, fortepian, akordeon, organy Hammonda, wibrafon, saksofon tenorowy, instr. perkusyjne; Marek Napiórkowski, gitara; Robert Kubiszyn, kontrabas; Marcin Murawski, kontrabas; Cezary Konrad, perkusja; i inni

Wojciech Gąssowski – znany nam przede wszystkim jako rock-and-rollowiec, solista Czerwono Czarnych, Chochołów, Tajfunów, założyciel grupy Test – o takiej lekko swingującej płycie i o repertuarze, na który składają się standardy, myślał już od dawna, od wielu lat. Zaczął ją nagrywać dopiero w początkach tego roku, gdy z Krzysztofem Herdzinem ustalił, jaki ma być jej repertuar, i jak mają brzmieć piosenki. Okazało się, że obaj Panowie podobnie czują stylistykę Nata Kinga Cole’a, elegancję Franka Sinatry, pulsację swingowej epoki, i gdy do nagrań zaproszono doskonałych muzyków jazzowych, praca ruszyła.

Herdzin wybrał sobie kilku instrumentalistów z czołówki młodego polskiego jazzu: on sam gra tu na fortepianie, akordeonie, organach Hammonda, wibrafonie, tenorze i instrumentach perkusyjnych. Gąssowski najpierw wstępnie wybrał 50 piosenek, potem zmniejszył tę pulę do 30, ostatecznie nagrał ich 18, na płytę trafiło 14 – cztery są więc w zapasie.
Efekt ich wspólnej pracy może się podobać. Całość brzmi doskonale, profesjonalnie i efektownie, gdy trzeba – jak świetny amerykański big band ze swingiem, innym razem jak słodko grająca orkiestra ze smyczkami, a nawet jak mała swingująca sekcja. Głos Wojtka pasuje do tej muzyki, brzmi subtelnie, chwilami czujnie jak muszka, chwilami ostrzej, jak ukąszenie komara. Nie ma w jego interpretacji fałszu, angielszczyzna brzmi bez zarzutu, on to rzeczywiście lubi, zawsze lubił. Wiem to, bo zwykle najpierw rozmawialiśmy o Elvisie, ale potem – w każdej rozmowie – o takich croonerach jak Sinatra, Nat King Cole, Tony Bennett, Bing Crosby.

Pamiętam, że on to śpiewał równolegle z rock-and-rollem. Jednego dnia z Chochołami w Stodole śpiewał Raya Charlesa czy Beatlesów, a następnego z Zabieglińskim w Hybrydach swingowe standardy. Środowisko jazzowe doceniło Wojtka i w roku 1967 dostał I nagrodę na Jazzie nad Odrą jako wokalista jazzowy. Z towarzyszącym mu wtedy zespołem Włodka Nahornego ruszyli potem na serię koncertów, zwieńczoną Jazz Jamboree 1967, znów z Włodkiem, bo wtedy nie było lepszego.

Nie powiem, że Herdzin jest lepszy od Nahornego, on jest inny, słychać, że do tej płyty przygotował się fantastycznie, że słuchał fortepianowych wstępów Basie’ego, orkiestrowych introdukcji Billy’ego Maya, partii solowych zawodowych, najlepszych na świecie sessionmanów, aranżacji Nelsona Riddle’a, Klausa Ogermana, różnorodnych stylistycznie piosenek śpiewanych przez Nata Kinga Cole ’a. Zresztą piosenek śpiewanych przez niego jest na tej płycie najwięcej – aż 11 z 14, toż to prawie Nat King Cole Songbook!
Ja też wolę Nata Kinga Cole’a od Sinatry, ma on piękniejszą barwę głosu, jest od Sinatry spokojniejszy, bardziej wszechstronny. Ale Sinatra nie jest Gąssowskiemu obojętny, i stąd to zdjęcie na okładce. Dobrze, że Wojtek nie włożył kapelusza, to było by już zbyt proste nawiązanie do stylistyki tamtej epoki. A ja wyraźnie słyszę, że na nic i na nikogo się nie stylizuje. Jest po prostu sobą, i śpiewa to, co lubi.

Od lat lubi też włoskie piosenki – cóż jest sentymentalny, mimo bardzo konkretnego podejścia do życia, jest w nim pewna delikatność, ckliwość nawet, czy włoski sentymentalizm. Wiele razy był we Włoszech, śpiewał w tamtejszych klubach, nasłuchał się trochę włoskiej klasyki muzyki rozrywkowej. Te stare, włoskie piosenki brzmią na tej płycie świetnie, wcale nie rażą przy quasi-swingowych standardach. Są trzy: Cappucino, La Piu Bella del Mondo (z repertuaru Marino Mariniego) i Mambo Italiano, choć to czysto amerykańska piosenka, bez żadnych sentymentalnych odniesień, ale ta słoneczna Italia jest w jej tytule.

Słucham wszystkiego od początku, niczego nie opuszczam, a przy różnych płytach zdarza mi się to często. Jest wieczór, płyną dźwięki dobrych piosenek, dobrze zaśpiewanych, czytam teksty Adama Halbera wydrukowane w książeczce. Niczego tam nie brakuje, są ciekawie opowiedziane historie poszczególnych piosenek i ich kompozytorów. Cała płyta to robota fachowców: muzyków w sekcji, aranżera, wokalisty, autora komentarza.

Autor: Marek Gaszyński

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm