Wytwórnia: Stunt Records STU CD 07 172

Ibrahim Electric Meets Ray Anderson Again

Ibrahim Electric

  • Ocena - 5

Funkorific; Splash; Red Room; Lobi; Skip It; En Kold Fra Kassen; Blue Balls; Absinthe
Muzycy: Niclas Knudsen, gitary; Jeppe Tuxen, organy Hammonda B3; Stefan Pasborg, bębny; Ray Anderson, puzon

To już drugi album nagrany wspólnie przez radosnych Duńczyków z gigantem jazzowego puzonu Rayem Andersonem. To co dostajemy, śmiało można  nazwać genialnym zjednoczeniem sił. Z jednej strony doświadczenie i legenda Andersona, z drugiej spontaniczność i jajcarstwo znakomitego tercetu. Muzyka wynika wprost z tradycji organowo-gitarowego  tria, nie bez naleciałości transowych konwencji Medeski Martin & Wood, klimatów Scofielda w towarzystwie Hammonda, elementów nu-jazzu i solidnego funky & r’n’b. Członkowie Ibrahima chętnie dodają do tej listy słowa „afro-funk” i mają wiele racji. Ową afrykańską „rootsowość” grania słychać, a rytm – bez względu na melodię i aranżację – zawsze jest podmiotem. I w tym tkwi siła tej muzyki.

Stefan Pasborg (znamy go m.in. z kwartetu Tomasza Stańki) nie udaje kogoś innego niż jest, świetnie buduje fundament kolegom, czasami grając bez zbędnych wtrąceń – jak automat. Zawsze z czadem! Świetnie wypadają gitarzysta (wspaniale przejmuje pałeczkę w solówkach, kontynuując opowieści snute przez Tuxena i Andersona). Najlepiej byłoby w tym miejscu napisać, że muzyków łączy nieczęsto spotykana empatia, bowiem to, co wyprawiają na scenie, ta nić ponadzmysłowego porozumienia (np. w Splash – a propos, czyż w pierwszych akordach nie słychać echa Led Zeppelin?), to rzecz zarezerwowana dla najlepszych. Nic więc dziwnego, że Ibrahim Electric uznawany już jest za spełnioną nadzieję europejskiego młodego jazzu, a jeśli ten rozwój będzie postępował tak, jak dotychczas, może z czasem staną się towarem eksportowym Starego Kontynentu.

Za kompozycje odpowiada na albumie Knudsen, z wyjątkiem świetnego, finałowego Absinthe, nomen omen, tytułowej kompozycji ostatniego, równie świetnego albumu tria.

A jak na tym tle wypada Anderson? Jak zwykle – wybornie. Już solowy popis w otwierającym album Funkorific zdaje się mówić: „Panowie, nie ma przebacz, zaczynają się schody, dajemy z siebie 300 procent normy”. I dają, a ta energia – co słychać – nakręca Duńczyków. Nic dziwnego, pięciokrotny zwycięzca ankiety krytyków „Down Beatu” w kategorii puzonu, zdumiewa witalnością gry. To nie potok, ale wodospad radości z muzykowania. I z jazzu.

Autor: Piotr Iwicki

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm