Inland Sea

Stephan Micus

Stephan Micus to od kilkunastu lat jeden z moich ulubionych nauczycieli medytacji. Choć nie jest mnichem buddyjskim ani mistrzem zen, jego muzyczna praktyka z pewnością prowadzi do oświecenia. Ten niemiecki multiinstrumentalista zaczął przemierzać świat będąc nastolatkiem. Zachwycało go to, co inne, i w tej inności zaczął odnajdywać siebie. Grę na nowych instrumentach studiował dogłębnie pod okiem lokalnych muzyków. To dzięki niemu wiem, czym jest shakuhachi, suling, czy nay. Micus gromadził w domu te wszystkie instrumenty nie po to, by odtwarzać folkową muzykę danego regionu. Chciał tworzyć kompozycje będące wyrazem prawdziwej natury świata.

Nagrany w domowym studiu „Inland Sea” to 22 album Micusa wydany przez wytwórnię ECM. Jak każdy z nich, również ten jest jego samotną podróżą, która nie zna końca, nie zna granic, nie zna podziałów. Artysta sam komponuje i wykonuje swoją muzykę w poszukiwaniu uniwersalnej odpowiedzi na najważniejsze pytania, nie narzucając jej odbiorcom własnych wyobrażeń. Usłyszymy tu brzmienia cytr, japońskiego fletu, tadżyckiej lutni, szwedzkiej harfy klawiszowej, trzystrunowego basu z Maroka i głos samego Micusa w rozmaitych kombinacjach. Jest to kolejna odsłona twórczości tego artysty. Warto jej słuchać nie spodziewając się niczego, zanurzyć bez oczekiwań i po prostu pobyć. Bo to nie tylko piękna muzyka pełna ciekawych brzmień, ale też zachęta do głębokiej refleksji nad tym, co jest – teraz i tu. Niekoniecznie refleksji intelektualnej. 

Autor: Agnieszka Antoniewska