Wytwórnia: Audio Cave

Meanwhile
Gedde
Gaade
In Bloom
Float Like a Feather
Subconcious-Bop
Last Coffee at the Soyuz Spacecraft
Trinity


Muzycy:
Marek Kądziela - gitara, elektronika
Maciej Kądziela - saksofon altowy
Jacek Namysłowski - puzon
Paweł Puszczało - kontrabas
Radosław Bolewski - perkusja

Recenzja opublikowana w Jazz Forum 4-5/2021


Jazz Ensemble

Marek Kądziela

Jak ja uwielbiam albumy, w których nie wiadomo, co się wydarzy za najbliższym zakrętem! Nowa płyta – jak zdradza jej sprawca – to owoc potrzeby chwili, chęci realizacji własnej wizji oraz zwerbalizowania dźwiękiem tego, co liderowi w duszy grało i gra.

Niby podmiotem jest tutaj gitara, jednak sam lider nie dopuszcza, aby soczewka naszej koncentracji skupiała się wyłącznie na nim. To pokaz gry zespołowej. Skład zespołu i sposób podejścia do formy przywodzi mi skojarzenia choćby z dokonaniami Mirosława „Carlosa” Kaczmarczyka i jego Loud Jazz Bandu (vide In Bloom), tyle że bez fortepianu i ze sporą domieszką free. Nie bez znaczenia jest tu fakt pojawienia się puzonu (jak zwykle znakomity Jacek Namysłowski) oraz prowadzenia kompozycji i poszczególnych improwizacji w sposób pokazujący, że w kompozycji można cały czas „iść do przodu”, bez zbędnego osiadania w arkanach ściśle utartej formuły harmonicznej.

Ważna jest tu również niemal empatyczna gra sekcji rytmicznej, a zrozumienie na linii gitara-kontrabas-bębny (Kądziela-Puszczało-Bolewski) jest jednym z atutów albumu. Choć chwilami nasze myślenie podąża gdzieś ku Johnowi Scofieldowi czy Johnowi Abercrombie’emu, to jednak nie mamy tu do czynienia z kalką.

Ważnym aspektem krążka jest ukazanie wszechstronności, elastyczności i szerokiego horyzontu lidera. Marek Kądziela z niejednego pieca chleb jadł, rzecz w tym, że porównanie jego gry choćby w otwierającym całość Meanwhile z tym, co pokazuje m.in. za sprawą elektronicznych przetworzeń w Gaade, to jaskrawy przykład, jak odległe, a jednocześnie jak spójne są to światy. Kiedy nadchodzi czas, lider głaszcze nas balladą (Float Like a Feather), dając chwilę wytchnienia.

Dramaturgia płyty to rzecz nie mniej ważna od samych kompozycji. Ot choćby w Subconcious-Bop, gdzie do głosu dochodzi brat lidera, a cała forma dowodzi artystycznej dojrzałości wszystkich biorących udział w nagraniu albumu instrumentalistów. W Last Coffee at the Soyuz Spacecraft lider dokonuje nakładek gitar, solidnie wszystko przetwarzając elektronicznie, trochę w konwencji nowojorskich eksperymentatorów czy Roberta Frippa.

Cały krążek ma w sobie coś przekornego, efemerycznego, każdy utwór jest na swój sposób inny od pozostałych, mimo to opowieść płynie tworząc monolit, choć podzielona na samoistne rozdziały. 

Autor: Piotr Iwicki

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm