1. Psalm 6:33
2. Interlude (live at Polish Radio Trójka)* 5:29
3. One for Dotti 6:25
4. Rain 1:48
5. Baltic Suite 6:35
6. Shadows 6:52
7. Jarretude 5:49
8. Kanon 8:30

 

Muzycy:
Michał Wróblewski - fortepian,
Maciej Obara - saksofon altowy,
Michał Miśkiewicz - perkusja,
Michał Jaros - kontrabas;

 

Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia w Katowicach (NOSPR) pod dyr. Szymona Bywalca
*Paweł Dobrowolski – perkusja, Orkiestra Kameralna Filharmonii Gorzowskiej pod dyr. K. Świtalskiego

Jazz i Orkiestra

Michał Wróblewski

MICHAŁ WRÓBLEWSKI: Wartość umiaru
Marek Demidowicz

 

Michał Wróblewski to młody, obiecujący pianista jazzowy i kompozytor, absolwent wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach. W grudniu 2010 r. zadebiutował ze swoim własnym triem, zdobywając I nagrodę w konkursie młodych zespołów jazzowych Jazz Juniors w Krakowie i nagrywając debiutancki album zatytułowany „I Remember”. W skład zespołu weszli: Michał Wróblewski - fortepian, Michał Jaros - kontrabas, Michał Bryndal/Wojciech Romanowski - perkusja. Jest laureatem Transatlantyk Instant Composition Contest oraz finalistą Nottingham International Jazz Piano Competition 2012.

Od dwóch lat pracuje nad autorskim projektem „Jazz i Orkiestra”. To około godzinna suita na kwartet jazzowy i orkiestrę symfoniczną. Pierwsze wykonanie utworu mało miejsce w czerwcu 2011 w Filharmonii Gorzowskiej, następnie odbył się szereg koncertów, m.in. w Stu¬diu S1 Polskiego Radia w Szczecinie, w Studiu Koncertowym Polskiego Radia im. Agnieszki Osieckiej oraz nagranie płytowe w styczniu 2013 w siedzibie NOSPR w Katowicach. W nagraniach udział wzięli: Michał Wróblewski - fortepian, Maciej Obara - saksofon, Michał Miśkiewicz - perkusja, Michał Jaros - kontrabas oraz Narodowa Orkiestra Polskiego Radia w Katowicach pod dyr. Szymona Bywalca. Premiera albumu odbyła się w lipcu br. z udziałem Zbigniewa Namysłowskiego w Filharmonii Gorzowskiej. Album otrzymują prenumeratorzy tego numeru JAZZ FORUM.
Spotykamy się w zaprzyjaźnionej piwnicy Jazz Clubu Pod Filarami w Gorzowie.

JAZZ FORUM: W listopadzie wyruszacie w trasę z Terence’em Blanchardem. Brzmi sensacyjnie.

MICHAŁ WRÓBLEWSKI: Rzeczywiście, to wspaniała wiadomość. Na początku planowaliśmy zagrać trasę w trio z Michałem Jarosem i Pawłem Dobrowolskim. Mieliśmy wtedy propozycje występu w listopadzie na Jazzfest Berlin i festiwalu Jazz Jantar w Gdańsku. Nagle okazało się, że Terence zgodził się z nami zagrać. Zwariowałem z radości. Dlatego też dołożyliśmy jeszcze cztery koncerty.

Postaram się jak najwięcej nauczyć i bardzo się cieszę. Terence to gigant jazzu, pozostający na bieżąco z wszystkimi nowymi nurtami. Nie dość, że jest wielkim mistrzem grania, to jeszcze pisze taką muzykę orkiestrową, że można się tylko ukłonić. Postaramy się dotrzymać mu kroku. (śmiech) Terence robi dokładnie te rzeczy, o których ja bardzo nieśmiało marzę. I do tego zdaje się być fajnym człowiekiem.

Oprócz festiwalu w Berlinie i w Gdańsku zagramy także w Studiu im. Witolda Lutosławskiego w Warszawie, w Polskim Radiu Szczecin, w Hipnozie w Katowicach oraz w Filharmonii Gorzowskiej z orkiestrą. Będą utwory z jego najnowszej płyty „Magnetic” oraz kilka moich nowych kompozycji. Wszystkich serdecznie zapraszam na koncerty.


JF: Ukazała się niedawno twoja druga płyta „Jazz i Orkiestra”, to olbrzymie przedsięwzięcie.

MW: Ten projekt zacząłem już na studiach w Katowicach. Kilka kompozycji pochodzi z materiału prezentowanego lata temu na moim dyplomie, a kilka napisałem niedawno. Również uważam ten projekt za sukces, choć jestem już teraz muzycznie w innym miejscu. Szczególnie dlatego, że udało się zaangażować tak znakomitą orkiestrę, jaką jest NOSPR w Katowicach i zaprosić tak dobrych muzyków, jak Michał Miśkiewicz, Michał Jaros, czy Maciej Obara. Poza tym udało się ten materiał pokazać na żywo w Studiu im. Agnieszki Osieckiej w Trójce w wersji kameralnej z moim triem. Grało mi się tam bardzo dobrze. Trójka objęła płytę patronatem, więc „Jazz i Orkiestra” była tam często prezentowana. W ramach projektu zagraliśmy też m.in. koncert ze Zbigniewem Namysłowskim, co było dla mnie świetnym doświadczeniem i także zbudowało rangę tego projektu. Oprócz tego było kilka mniejszych koncertów.

Nie można jednak powiedzieć, że jestem w pełni zadowolony, szczególnie jeśli chodzi o brzmienie płyty. Taka obsada to twardy orzech do zgryzienia. Można by pracować nad tym jeszcze długo. Z drugiej strony jest też moment, w którym rzeczy trzeba po prostu doprowadzić do końca i wreszcie to wydać. Dzięki temu projektowi pojawiło się bardzo dużo nowych możliwości. W październiku dostałem zaproszenie, aby zagrać w Poznaniu z Orkiestrą Kameralną Polskiego Radia „Amadeus” Agnieszki Duczmal. To dla mnie duże wyróżnienie. Nie spodziewałem się, że ten pomysł spotka się z takim dużym zainteresowaniem.

JF: Stylistycznie „Jazz i Orkiestra” nie odbiega w zasadzie od „I Remember” granej w klasycznym trio fortepianowym. Część kompozycji napisanych dla tria została adaptowana na orkiestrę. Czy zatem jest to jeden ewoluujący, ale spójny projekt, etap w twojej karierze artystycznej, czy też mamy do czynienia z ukształtowanym językiem muzycznym Michała Wróblewskiego i wiemy już czego się po nim spodziewać w przyszłości?

MW: To bardzo dobre pytanie. Myślę, że za wcześnie, żeby mówić o w pełni ukształtowanym języku artystycznym, zwłaszcza na dotychczasowych płytach. Każdy musi się szybko zmieniać, ćwiczyć, dostrzegać swoje mocne i słabe strony. Ale przede wszystkim trzeba mieć dobrą koncepcję na swoją muzykę. Czuję, że dopiero teraz jest ten moment, kiedy wyłania się całkowicie nowy język muzyczny, nie tak emocjonalny, ograny, a bardziej prawdziwy. Czuję, że wyłania się powoli właściwy muzyczny pomysł na siebie.

Na „I Remember” i „Jazz i Orkiestra” świadomie wybrałem taką sferę brzmienia, gdyż wiedziałem, że nie jestem jeszcze gotowy na własny sound. Jest to długi proces szukania brzmienia, środków wyrazowych i ogólnie tego wszystkiego, co składa się na muzykę. Trzeba też wybierać z całego wachlarza muzycznego rzeczy, które rzeczywiście opisują ciebie jako człowieka lub sprawiają, że muzyka jest autentyczna. To bardzo ciężkie zadanie. Uważam też, że należy inspirować się zarówno muzyką free, jak i tzw. real jazzem i w ogóle wszystkimi nowymi brzmieniami. Chcę tę muzykę robić po swojemu i mam świadomość tego, że to proces, który wymaga jeszcze czasu. Mam fajną, świeżą koncepcję na następną płytę w trio i będzie to już zupełnie inne granie. Poza tym czuję, że doświadczenie grania z Blanchardem bardzo mnie odmieni i zainspiruje.

JF: Twój rodzinny Gorzów to miasto średniej wielkości, ale pod względem „ujazzowienia” jest zdecydowanie powyżej średniej. Opowiedz w kilku słowach o tym środowisku.

MW: Bardzo ważna jest tu postać Bogusława Dziekańskiego, konsekwentnie prowadzącego od wielu lat klub jazzowy Pod Filarami i Małą Akademię Jazzu. Z Małej Akademii Jazzu wyrosło już całe pokolenie świetnych muzyków. Adam Bałdych, Przemek Raminiak – to ludzie szeroko rozpoznawalni i z dużym dorobkiem artystycznym. Sam również zainteresowałem się jazzem dzięki audycjom Bogusia.

Teraz od kilku lat mamy europejskiej klasy obiekt – Filharmonię Gorzowską, gdzie często grywam i organizujemy tam także koncerty jazzowe. „Jazz i Orkiestra” był właśnie na początku materiałem napisanym na koncert inauguracyjny filharmonii w 2010 r. Oprócz tego jest także scena letnia Teatru im. J. Osterwy, gdzie w lecie odbywają się świetne koncerty. Przede wszystkim mamy jednak festiwal Gorzów Jazz Celebrations. Co roku przyjeżdżają najlepsi muzycy świata. W Gorzowie np. po raz pierwszy usłyszałem na żywo Brada Mehldaua, byli też m.in. Kenny Garrett i Ravi Coltrane. Rzeczywiście jest to fenomen. Władze miasta przychylnie patrzą na naszą działalność artystyczną, wspierają artystów jak mogą.

JF: A nie myślisz o wyprowadzce do Warszawy, Londynu czy Nowego Jorku? Da się być uznanym pianistą jazzowym i mieszkać w sympatycznym, ale niewielkim mieście?

MW: Szczerze mówiąc nie zależy mi na tym, aby być szczególnie uznanym, ale w dzisiejszych czasach trzeba dbać chociaż trochę o promocję, zwłaszcza jeżeli robi się swoje projekty. W czasach zdominowanych przez marketing prawdziwą sztuką jest żeby i w promocji zachować jakąś kulturę i umiar. Wolne tempo i dystans też mają swoją wartość. Zależy, jakie kto ma priorytety. Ja na przykład nie mam telewizora i jest mi z tym bardzo dobrze. W Warszawie mieszkałem kilka lat, w Londynie byłem kiedyś, ale tylko parę dni, grałem tam na kilku jamach z Anglikami w klubie Ronnie Scott’s, a Nowy Jork to miasto, które pociąga chyba każdego muzyka. Pojadę tam kiedyś na chwilę, zobaczyć, jak tam jest. Natomiast, żeby tam mieszkać i tworzyć, to chyba odległa perspektywa.

Mam kilku kolegów-pianistów z Nowego Jorku, których poznałem niedawno przy okazji finałów konkursu pianistycznego w Nottingham. Opowiadali mi trochę, jak tam jest, jak się żyje. Wiem, że nie jest lekko, a to naprawdę świetni muzycy, grający tam od lat. W Gorzowie mam na razie solidną przystań, z której odbywam wszystkie muzyczne podróże, ale też grywam tu często. Ciekawą dla mnie opcją mógłby być Berlin, to tylko 150 kilometrów od Gorzowa. Będę tam grał z moim triem kilka razy i zobaczymy, jak tam jest. Ale nie planuję przeprowadzki. Często jest tak, że muzycy jazzowi podróżują koncertowo, a miejsce zamieszkania, to sprawa drugoplanowa. Chyba, że ktoś uczy muzyki, to wtedy jest inna historia.

JF: Kolejne pytanie dotyczy twojej metody twórczej. Przy poprzedniej płycie „I Remember”, zanim doszło do jej wydania w ostatecznym kształcie, program został ograny na wielu koncertach, a nawet pojawiła się prototypowa wersja tej płyty. Przy najnowszej „Jazz i Orkiestra” także przez rok testowałeś ten program z różnymi orkiestrami i w różnych salach. Perfekcjonizm? Dążysz do ideału?

MW: To zależy od wielu czynników. Pewnie, że lepiej najpierw pograć razem trochę i potem nagrywać. Chociaż z drugiej strony, przy pierwszej płycie trzeba zawsze przedstawić jakiś materiał organizatorom koncertów. Jest to więc problem, który nie zawsze łatwo rozwiązać. Z kolei przy projekcie orkiestrowym nie sposób długo utrzymać ten sam skład osobowy. To duża obsada, a każdy jest zajęty w różnych projektach i normalną koleją rzeczy skład się zmienia.

Na razie wszystko idzie bardzo dobrze i mam nadzieję, że następną płytę uda się też dobrze ograć w nowym składzie tria, zanim wejdziemy do studia. Michał Jaros i Paweł Dobrowolski to świetni muzycy, od których zawsze można się nauczyć spraw muzycznych i niemuzycznych, a także zainspirować się nawzajem.
Co do perfekcjonizmu – ważna jest też dla mnie równowaga, żeby wiedzieć, że ideału nie ma i pogodzić się z tym, że dopiero któraś z kolei płyta może być w pełni udana. To masa wniosków i doświadczeń przy każdym nagraniu.

JF: Co ciekawego słychać współcześnie w pianistyce jazzowej, z czego można czerpać inspirację?

MW: Ostatnio słucham Aarona Parksa, jego sposób całościowej narracji na płycie „Invisible Cinema”, piękne, przemyślane utwory, maestria. Jest też Fabian Almazan, obecny pianista Terence’a Blancharda – ma świetne kompozycje, oryginalne podejście. Jest Tigran Hamasyan – oryginalny muzycznie głos. Są też młodzi pianiści, o których nie jest bardzo głośno, przynajmniej w Polsce – jak np. Jeremy Siskind z Nowego Jorku, który wygrał wtedy ten konkurs w Nottingham, lub Jerry Leonide z Paryża, którego też tam spotkałem. Super muzycy.

To zaskakujące, jak wielu jest wręcz genialnych muzyków na świecie. Dlatego trzeba postawić na oryginalność, żeby zrobić muzykę choć trochę inaczej, bo to jest wartość. Czy to jeszcze możliwe? Ci ludzie udowadniają, że tak, więc trzeba wziąć się do pracy.

Rozmawiał: Marek Demidowicz

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm