Wytwórnia: Tytuł Roboczy CD TR 020

Księga Hioba

Janusz Trzciński

  • Ocena - 4

Introdukcja; Pomysł Szatana; Litania I; Kiedy umiera człowiek; Oskarżenie; Litania II; Nadzieja; Litania III, Finał
Muzycy: Milo Kurtis, instr. perkusyjne, drumla, trombita; Mieczysław Lityński, sitar; Andrzej Mitan, śpiew; Andrzej Przybielski, trąbka; Janusz Trzciński, perkusja; Zbigniew Wegehaupt, kontrabas, gitara basowa; Krzysztof Zgraja, flet, fortepian
Narratorzy: Adam Baruch, Juliusz Berger (język hebrajski); Ignacy Machoyski (niemiecki), Jerzy Radziwiłowicz (angielski), Zdzisław Wardejn (polski)

Premiera „Księgi Hioba” miała miejsce na Jazz Jamboree ’81, pierwszym pod moją dyrekcją. Chciałem pokazać, że idą nowe czasy, a Księga była właśnie o tym. Hiob to jeden z głównych bohaterów Starego Testamentu. Z podszeptu Szatana Bóg próbował cnotę Hioba zsyłając nań niezawinione cierpienia. Różne osoby i społeczności znajdywały w jego losie archetyp swojego, tym chętniej, że w Biblii wszystko dobrze się kończy. Trwał Festiwal Solidarności i wtedy wielu myślało tak o Polsce i Polakach. „Księdze” patronowały „Solidarności” PSJ i Teatru Małego oraz Stowarzyszenie „Remont”, matecznik jazzowej ekstremy. Drugą premierę zaplanowano w Stoczni Szczecińskiej im. Adolfa Warskiego, ale – z podszeptu Szatana – cztery dni przedtem zesłano Stan Wojenny.

Jesienią 1985 roku „Księgę” nagrano w Studiu Teatru Stu w Krakowie. Tym razem głosiło ją nie trzech, a pięciu mówców, w czterech językach, w tym po hebrajsku nasz przyjaciel z MFJ i śląski ziom Adam Baruch, szef firmy Jazzis o światowym zasięgu (Adam wyjechał do Izraela jako nastolatek w 1968 roku). Krakowska sesja „Księgi” była jego pierwszą wizytą w Polsce po emigracji. Jej dramatyczne okoliczności opisał w swym blogu: www.jazzis.com/journal. Także orkiestra się rozwinęła z premierowego kwartetu Super Grupa Bez Fałszywej Skromności do oktetu. Z tej sesji jest ta płyta.

Księga to słowo, a słowo tej „Księgi” to słowo Boga. Kto je słowi, mówi głosem boskim. Tu mistrzowie słowa nie zawodzą, wszyscy mówią bosko, swoimi słowami bez cudzysłowu, grymasu i patosu. Poza sentymentem do skupionego i żarliwego Adama, największe wrażenie robi chyba majestatyczny hebrajski głos Juliusza Bergera, ale może tylko dlatego, że mówi solo w introdukcji i finale. Przestrzeń pomiędzy nimi wypełniają cztery utwory, dwa po niemiecku i po jednym po polsku i po angielsku, poprzedzielane trzema różnymi wersjami tego samego utworu, Litanii, gdzie wiersze i treści w różnych językach przeplatają się według misternych schematów w duety, tria i kwartety. Aranżacja głosów i języków to prawdziwy majstersztyk.

Słowa polskie napisał Miłosz, tylko po polsku „Księgę” się śpiewa (natchniony Andrzej Mitan). Wszystkie inne słowa się mówi, naturalnie i bez wysiłku równania do rytmu muzyki, akurat w Litaniach dość wymagającego. Pozostawione sobie samym słowa i zdania układają się w melodie, kontrapunkty i frazy zgodne z muzycznym pulsem, jak sekcja instrumentów w orkiestrze. Brzmią pięknie także dlatego, że mistrz pogłosu Jacek Mastykarz nagrał je w swoim wielkim stylu, czytelnie i przestrzennie.

Jednak to muzyka robi z tych kaplic katedrę, a z opowieści dramat. „Księga” to bardzo foremna suita o przemyślnej konstrukcji. Każdy utwór „jednojęzyczny” jest także popisem solowym, od zapierającego dech fletu w Introdukcji, przez zbyt chyba skromną trąbkę, wspaniały rapsodyczny bas i ezoteryczny sitar. W trzech Litaniach natomiast trąbka i flet grają w duecie, często unisono, wokół sitaru i przeszkadzajek tworzy się sekcja kolorystyczna, a wszystko to napędza sekcja rytmiczna z basu i bębna. W odróżnieniu bowiem od utworów solowych, przeważnie ad libitum, Litanie mają motoryczne groove’y. To wbrew tradycji avanti-Remontu, gdzie puls skandowany bardziej niż u Ornette’a zawsze był poniżej godności, co czasami kończyło się ściemką i krzywdą dla publiczności. Tym razem na górze, owszem, czasami się fruwa, choć i tam przeważają dogadane duety trąbki i fletu, w środku czaruje Milo, ale na dole bas i bęben robią swoje równo, raz nawet calypso. Wprawia to w ruch i muzykę z długich, kosmicznych dźwięków i opowieść z szumów słów. Jak wszystko, gdzie jest trąba i funkująca sekcja, czasami przypomina to Milesa, najbardziej chyba wczesnego elektrycznego i hipisowskiego z „Bitches Brew” i „On The Corner”.

Podobnie jak tamto, „Księga” nie zestarzała się bardzo, choć od jej nagrania upłynęły 22 lata. Produkcja nagrania natomiast wydaje się dziś nieco demode. „Przestrzenne” podejście typu ECM, które świetnie sprawdziło się w duetach głosu z instrumentem, w dynamicznych Litaniach raczej zawiodło. Sekcji rytmicznej przydałoby się dodać trochę wykopu ponad jej wrodzoną dynamikę, co dziś jest standardem przy masteringu takiego big-beatu.

Andrzej Mitan mniej więcej współcześnie z nagraniem „Księgi” wydał serię płyt z muzyką swoją i swoich kamratów, w niezwykle artystycznych formatach. Na przykład tekturowa okładka jednego z tych longplayów była szczelnie opakowana w drucianą siatkę, jako symbol – o ile pamiętam – uwięzienia dźwięków, jak ptaki, w klatce. Zażartowałem wówczas, że takie płyty się trudno wydaje i jeszcze trudniej słucha. „Księga” nie jest bynajmniej opakowana drutem. Przeciwnie, jest wyjątkowo przyjazna słuchaczowi i elegancka, z facsimile afisza z premiery na JJ ’81 i archiwalnymi fotografiami. Z tamtą płytą łączy ją tylko artystyczny format. Skoro zajęło to tyle lat, pewnie także i jej nie było łatwo wydać, jeśli jednak potraktuje się ją poważnie, słucha się jej równie łatwo i przyjemnie jak wyjmuje z okładki.

Autor: Tomasz Tłuczkiewicz

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm