Wytwórnia: 2016 4everMusic (dystrybucja Universal)


Grand Hotel
One Note Blues
Pięć czwartych
Solo na dnie
Ostatnia knajpa zamknięta
Śmierć ptaka
Wielkie koło
Kaziu zakochaj się
Deep River Blues

Muzycy: Piotr Ruciński, gitara; Aleksandra Siemieniuk, gitara akustyczna; Kevin Harris, fortepian; Robert Majewski, flugelhorn, trąbka; Jacek Prokopowicz, organy Hammonda; Piotr Rodowicz, bas; Robert Rasz, perkusja


Recenzja opublikowana w Jazz Forum 7-8/2017


Let’s Play A Blues

Piotr Ruciński

  • Ocena - 3.5

Blues towarzyszył mi przez całe moje dorosłe, zawodowe życie. Pracowałem w Polskim Radiu, przybywało mi lat, coraz lepiej poznawałem muzykę, coraz bardziej świadomie śledziłem zmieniające się style muzyczne i gatunki – jedne mieszały się z drugimi, łączyły z sobą tworząc nowe muzyki, zmieniały się muzyczne mody. A blues jak opoka zawsze był, zawsze jest i zawsze będzie. Pierwszy polski blues? To chyba Alabama Jerzego Abratowskiego z poetyckim tekstem Jana Gałkowskiego i Bogusława Choińskiego.

Blues też zmieniał się, ewaluował od prostego i smutnego wiejskiego bluesa, przez blues nowoorleański częściowo zawłaszczony przez W.C. Handy’ego, przez bluesa miejskiego, początki rhythm and bluesa. Był jeszcze talking blues (wokalista parlanduje na konkretne tematy, także polityczne), w bebopie Charlie Parker bardzo często korzystał ze schematu  bluesa, sięgano po niego w hard bopie, a olbrzymią popularnością cieszy się współczesny blues ostro „łojony” przez herosów gitary.

Ale Piotr Ruciński, autor i wykonawca płyty „Let’s Play A Blues”,  nie jest wierny żadnemu z powyżej wymienionych gatunków, gra po prostu „swoje”, sięga do różnych stylów muzycznych informując nas o tym w tytułach swych kompozycji. One Note Blues to trawestacja One Note Samba, Pięć czwartych nawiązuje do Take Five Paula Desmonda, a może do Piątawki Zbyszka Namysłowskiego. Ruciński czerpie z dorobku Jerzego Wasowskiego i Jeremiego Przybory (Śmierć ptakaKaziu, zakochaj się), a także do klasyki bluesa (Deep River Blues, kompozycja Doca Watsona z 1964 roku).

Jest gwarno, w pokoju są goście, gra radio. Do odtwarzacza wkładam  płytę, zebrani na ogół „czują bluesa” i gdy dochodzą
do nich pierwsze takty Grand Hotelu, głosy od razu milkną, rozmowy wygasają. Płyną
miłe dla ucha dźwięki spokojnego bluesa, delikatnie grane solówki trąbki,  gitary, fortepianu. Koniec utworu, wybrzmiała cisza i… chyba po raz pierwszy ludzie oklaskują muzykę z płyty. Wszystko tam  było ładne – pulsacja swingowa, tempo, timing i całość bujała tak, jak trzeba. Patrzę na okładkę płyty – nic dziwnego, że jest tam swing, improwizacja, bo – pośród wielu innych – grają dwaj znakomici jazzmani: na kontrabasie Piotr Rodowicz i na trąbce Robert Majewski, którego solówki bardzo mi się podobają.

Mam nadzieję, że dalej będzie tak samo, a przynajmniej jeszcze lepiej. Ale rozumiem, że trudno utrzymać najwyższy poziom na całej płycie, więc i na tej są momenty słabsze, kompozycje nie tak melodyjne i chwytliwe. Instrumentalnie, interpretacyjnie jest OK, improwizacje są pomysłowe, solówki elokwentne, ale melodiom brakuje pewnej chwytliwości, błyskotliwego pomysłu, fantazji – te właśnie cechy potrafią  wywindować muzykę na najwyższe poziomy. W latach 80. trafiły tam jego kompozycje pisane dla Elżbiety Mielczarek, i dwie z nich Grand HotelWielkie koło w wersjach instrumentalnych znalazły się na tej płycie. Zapewne niewiele osób wie, że autorem tekstów do obu tych bluesów jest Marek Kreutz, autor doskonałych scenariuszy do takich filmów jak m.in. „Misja Afganistan”, „Prawo Agaty”, „Londyńczycy”.

Marka Rucińskiego na rożnych festiwalach i trasach koncertowych spotykałem nieraz – jest dobrym gitarzystą, który na muzycznej scenie potrafił przetrwać wiele lat i cieszy mnie, że nadal walczy, pracuje, po coś sięga. Efektem tych starań jest jego nowa płyta, udana – choć z niewielkimi mieliznami. A skoro o wodzie mowa, to dałbym tej płycie tytuł „Rzeka spokoju”, bo jest na niej właśnie spokój i cisza. Płynie swym korytem wolno, chwilami dostojnie.  Wolałbym, gdyby były na niej porohy, spadki terenu, zawirowania, zwężenia, wtedy płynęła by szybciej, bardziej wartko i można by dać jej nazwę „Dzika rzeka”. Czy to nie jest dobry pomysł na sequel?


Autor: Marek Gaszyński

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm