Wytwórnia: Polskie Nagrania
PNCD 139 AC


CD 1This or This; My Ballad; Love for Sale; Three Little Words; An Oscar for Treadwell; Basin Street Blues; Ballet Etude I; Ballad for Bernt; Crazy Girl

CD 2Kattorna; Nighttime Daytime Requiem

CD 3Ballad; Alea; Sophia’s Tune; Svantetic

Muzycy: Krzysztof Komeda, fortepian i jego zespoły w różnej obsadzie

Live At The Jazz Jamboree Festival 1961-1967

Krzysztof Komeda

  • Ocena - 4

Mając świadomość, że narażę się wielu ludziom, postanowiłem tę recenzję napisać pod wpływem emocji (czego nigdy nie robię). A emocje są niezbędne do wypowiedzenia takiego sądu – przestają mi się podobać utwory Komedy. Może to przesyt, bo stale ktoś o nim przypomina. Zdaję sobie sprawę z ogromnej roli, jaką on sam i jego nowatorskie kompozycje odegrały w powojennej historii polskiej kultury. Ale mam już dość tego egzystencjalnego smutku, którym epatuje. Jest tyle innej muzyki…

Komeda to hasło. I znak towarowy. Jak czytamy w oświadczeniu opublikowanym w ostatnim, marcowym JAZZ FORUM: „Spadkobiercy praw po Krzysztofie Komedzie informują, że wszelkie przypadki wykorzystania (…) nazwy ‘Komeda’ wymagają ich uprzedniej zgody”.

A tak na marginesie, chyba nie jest to zgodne z literą prawa, gdyż posłużono się w tym dokumencie pseudonimem, a nie właściwym nazwi-skiem, które brzmi Trzciński.

Otóż donoszę, że nazwa Komeda pojawia się tylko w tym numerze pisma czternastokrotnie! Czy Redakcja wpłaciła odpowiednią sumę, czy ułożyła się z właścicielami znaku? Może też na wszelki wypadek umówmy się, że dalsza część recenzji dotyczy muzyki znaku towarowego ZN 241933. To pokazuje do jakich absurdów została doprowadzona ochrona praw autorskich w Polsce (są znacznie bardziej restrykcyjne niż w innych krajach europejskich).

Nie wszystko, co pozostało po ZN 241933 jest genialne. Na całość nagranych utworów składają się też solówki, nie zawsze najlepsze, innych muzyków. Coś, co kiedyś było nowoczesnym rodzajem awangardowego eksperymentu, dziś stało się normalnym sposobem tworzenia muzyki. Gdy nie myślimy o historycznym kontekście tych nagrań, już nas tak bardzo nie zaskakują.

Zapewne nagrania te znajdą nabywców, ponieważ stale jest podsycane zainteresowanie muzyką Komedy. Odpowiedzialny recenzent powinien napisać, iż większość z tych nagrań została już dawno opublikowana, ale też podkreślić fakt, że na każdej z płyt znajdujemy jeden niepublikowany do tej pory utwór (My Ballad, Nighttime Daytime Requiem, Alea) i podsumować – jak to wspaniale!

Trzypłytowy album stanowi pewną całość: wszystkie nagrania pochodzą z występów na Jazz Jamboree. Na pierwszej płycie występuje trio, ale w jednym z utworów dodatkowo jest gitara, w drugim saksofon tenorowy i w trzecim wibrafon (a więc to kwartety!). Nie jest zachowana chronologia. Na pierwszej płycie nagrania pochodzą z lat 1961-62, 1964; na drugiej z lat 1965 i 1967 i na trzeciej 1963-64 (choć w książeczce opisane są błędnie jako pochodzące z lat 1961-62, 1964). Druga płyta zawiera tylko dwa utwory, trwające 20 i 27 minut! Ten eksperyment z czasem i formą dziś można uznać raczej za nieudany. Ale miłośnicy muzyki pana K. znajdą tu bardzo interesujące i dobrze brzmiące fragmenty (pochwała za mastering), podobnie jak na dwóch pozostałych płytach.

Cieszę się, że mam ten pięknie wydany, potrójny album, ale odłożę go do swojego archiwum i chyba wtedy dopiero wyjmę, jeśli trzeba będzie znów zaaranżować jakiś utwór Krzysztofa Trzcińskiego.

Te płyty powinny stanowić początek całej dużej serii nagrań z koncertów Jazz Jamboree, które można by opublikować. Wszystkie występy były nagrywane, ale rodzaj dokładnej i wyczerpującej kroniki być może nie jest możliwy dziś do opublikowania ze względu na prawa autorskie (a przez lata scenę JJ odwiedziło bardzo wiele gwiazd). No i sami powiedzcie – czy nie jest to zamykanie dostępu do dóbr kultury?

Za jakość techniczną i pomysł wydania – pięć gwiazdek. Za jakość artystyczną – naprawdę nie wiem, nie sposób dziś oceniać mistrza…

Autor: Ryszard Borowski

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm