Wytwórnia: Treader trd019

Live in Antwerp

Muzycy: Ashley Wales, elektronika, sampler; John Coxon, gitara elektryczna; Pat Thomas, fortepian, elektronika; Alex Ward, klarnet, Paul Lytton, perkusja

Recenzję opublikowano w numerze 10-11/2015 Jazz Forum.

Live in Antwerp

Spring Heel Jack

  • Ocena - 4

Spring Heel Jack powołany został przez Anglików Johna Coxona i Ashleya Walesa, którzy w połowie lat 90. byli pionierami drum’n’bassu, a w nowym wieku, ukształtowaną na gruncie undergroundowej elektroniki świadomość dźwięku postanowili spożytkować dla odświeżenia oblicza muzyki improwizowanej. Do swych przedsięwzięć pozyskiwali wybitnych jazzmanów, jak i poszukujących muzyków z innych obszarów. Poprzednie płyty („Disappeared”, „Masses”, „Amassed”, „The Sweetness Of The Water”, „Song And Themes”) współtworzyli m.in. John Surman, Matthew Shipp, Evan Parker, Tim Berne, William Parker, Han Bennik, Paul Rutherford, Wadada Leo Smith, Kenny Wheeler, John Tchicai, Roy Campbell, John Edwards.

Na niniejszym albumie usłyszeć możemy Pata Thomasa, Alexa Warda i Paula Lyttona. Wypełnia go jeden utwór, nagrany na żywo w 2007 roku podczas WIM Free Music Festival. To najbliższa – nazwijmy go umownie – klasycznemu idiomowi angielskiego free improv realizacja Spring Heel Jack. Idea i duch zaprezentowanej tu muzyki nawiązują wprost do tej wypracowanej w drugiej połowie lat 60. szkoły, choć pewne środki wyrazu wskazują, że to dzieło bardziej współczesne. I niekoniecznie odnoszę to do sfery elektroniki, która użyta jest oszczędnie i pozostaje surowa, w duchu starego live electronics, jedynie chwilami pojawiają się brzmienia o cyfrowej proweniencji, czy bliższe dzisiejszym czasom noise’owe faktury.

Generalnie mamy tu raz gorączkową, rozedrganą, a raz skupioną, pełną kontemplacji improwizację na perkusję, klarnet, fortepian, elektronikę i (rzadko eksponowaną) gitarę. To nie tylko erupcja dzikiej energii, ani też studium przestrzeni i brzmienia, ale pełna ekspresji, czujnie snuta muzyczna narracja, swobodnie oscylująca między rozwichrzeniem, a delikatnością, dyskretnością. Gdy po 50 minutach dość niespodziewanie się urywa, uświadamiamy sobie, że chcielibyśmy posłuchać jak rozwinie się dalej.

Autor: Łukasz Iwasiński

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm