Wytwórnia: Blue Note 00602567-462545 (dystrybucja Universal)


Hannibal
Kaos
Unchanged
Soldiers
Dear Jimi
Can Anyone Hear Me
Choices

Muzycy: Terence Blanchard, trąbka, instr. klawiszowe; Fabian Almazan, instr. klawiszowe, fortepian; Charles Altura, gitara; David Ginyard Jr., gitara basowa; Oscar Seaton, perkusja


Recenzja opublikowana w Jazz Forum 6/2018


Live

Terence Blanchard feat. The E-Collective

  • Ocena - 3.5

Terence Blanchard próbuje powtórzyć sukces „Breathless”, swojej poprzedniej płyty, która przyniosła mu nominację do Grammy. Na „Live” gra niemal identyczny skład (basistę Donalda Ramseya zastąpił David Ginyard), muzyka powstała z podobnej inspiracji, operuje tą samą stylistyką, a w jej repertuarze pojawia się nawet numer z tamtego krążka (Soldiers). „Live”, w przeciwieństwie do „Breathless”, jest albumem koncertowym, zatem można by oczekiwać, iż magia płynąca z grania na żywo ułatwi liderowi przebicie się z nowym materiałem. Czy tak się stało?

Płyta zawiera siedem utworów zarejestrowanych podczas koncertów w Minneapolis, Cleveland i Dallas. Te miasta nie zostały wybrane przypadkowo. To właśnie tam doszło do gwałtownych zajść z ofiarami śmiertelnymi – album, według słów lidera, ma być formą potępienia tych i wszystkich innych aktów przemocy z użyciem broni palnej.

Początek jest mało obiecujący – Hannibal (Marcusa Millera) to dość statyczny kawałek grany w umiarkowanym tempie, gdzie mamy podwójną ekspozycję tematu, solówki trąbki, gitary, fortepianu, bodaj dwie modulacje i właściwie niewiele ponadto. Zaskakuje „tłusty” sound instrumentu lidera, który jest efektem wykorzystania przetworników brzmienia z octaverem w roli głównej. Całość posiada dwuczęściową formę, temat nie powraca na końcu – co można uznać za pewne odstępstwo od obowiązującego schematu – a ostatnie, klasycyzujące solo pianisty stanowi prolog do kolejnego utworu. Kaos jest jednym ze słabszych ogniw albumu. Z jednej strony zgrabny temat, funkowy puls, ciekawy riff basu, tworzący bazę do rozwijania solówek, z drugiej, nadekspresyjna, tonąca w elektronicznych efektach trąbka, kanciaste granie Almazana i „zamulona” realizacja ze sporym bałaganem w „kadrze” – trudno pojąć, dlaczego Blanchard zdecydował się na tę wersję. Niewiele dzieje się też w UnchangedSoldiers. Ten drugi utwór ma, co prawda, pewien potencjał, ale wykorzystuje go tylko gitarzysta Charles Altura, bodaj jedyny członek E-Collective, trzymający równy poziom na całej płycie.

W pozostałych kompozycjach także trudno znaleźć jakieś wyraziste momenty, coś, co mogłoby przykuć uwagę i zachęcić do śledzenia muzycznej akcji. Najbardziej podobał mi się Can Anyone Hear Me. To świetnie napisany, zagrany z ikrą utwór. Jest tu wstęp z ciekawymi harmoniami (użyta w nim sekwencja akordów posłuży później jako oparcie dla improwizacji), zwarty temat podany na tle motorycznych przebiegów syntezatora, pojawiają się zmiany tempa i metrum, a zespół gra z maksymalną dyscypliną. Do pełni szczęścia brakuje tylko czystego brzmienia trąbki – niestety, również i tu octaver i pogłosy pracują pełną parą.

Nie sądzę, by „Live” stał się znaczącymalbumem w dyskografii Blancharda. Można go co najwyżej uznać za kontynuację „Breathless”, płyty zdecydowanie lepszej, choć przecież też nie wybitnej. Odnoszę wrażenie, że środki z rezerwuaru funk/fusion wykorzystane przez lidera na obu krążkach powoli się wyczerpują, być może teraz Blanchard wróci do muzyki akustycznej, nurtu w którym wypada o wiele korzystniej.


Autor: Bogdan Chmura

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm