Wytwórnia: Polskie Nagrania/Warner Music Poland 9029596020 (CD & LP)

Warsaw Ragtime No. 1;
Bluesoragtime No. 2;
Melba Rag;
Roztańczony kundel;
Zabawny charleston;
Kas Bill Rag; Czarny Ląd;
Marzenie misia;
Ej, przeleciał ptaszek;
Starzyk;
Motywy góralskie;
Gdyby rannym słonkiem;
Rozbawiony klarnet;
Madras;
Upał;
Nietoperz

Muzycy: Henryk Majewski, trąbka; Waldemar Kurpiński, Włodzimierz Kruszyński, klarnet; Jerzy Kowalski, Andrzej Dorawa, Dymitr Markiewicz, puzon; Wojciech Kacperski, Tomasz Ochalski, Włodzimierz Gulgowski, fortepian; Bogdan Ignatowski, banjo; Zdzisław Orłowski, Tadeusz Wójcik, Adam Skorupka, Janusz Kozłowski, Jerzy Kruszyński, kontrabas; Mieczysław Wadecki, Marian Zubek, perkusja

Nagrano w Warszawie 1959-1964

Recenzję opublikowano w numerze 10-11/2016 Jazz Forum.

New Orleans Stompers

Polish Jazz vol. 1 (1965) Warsaw Stompers

  • Ocena - 4

Wydany na początku 1965 roku album zespołu Warsaw Stompers otworzył serię Polish Jazz. Teraz zaś po półwieczu mamy pierwszą reedycję tej słynnej serii – słowo stało się faktem, a winyl – kompaktem. Słuchamy legendarnych Stompersów – zespołu zawiązanego jesienią 1957 roku, występującego najpierw jako New Orleans Stompers, lecz od początku lat 60. przemianowanego na Warszawskich Stompersów, na skutek odgórnej dyrektywy, aby zespoły wyjeżdżające z Polski na Zachód (przez państwową agencję Pagart) posługiwały się wyłącznie polskimi nazwami. Bez wątpienia refleksją tej dyrektywy jest brak standardów amerykańskiego jazzu na tych nagraniach, repertuar obejmuje bowiem kom­pozycje członków zespołu – głównie Henryka Majewskiego (pięć utworów), a także W. Kacperskiego, D. Markiewicza oraz W. Kruszyńskiego – po dwa, albo jazzowe adaptacje pieśni Moniuszki (Gdyby rannym słonkiem), dixielandowe interpretacje polskich melodii ludowych z repertuaru Mazowsza (Ej, przeleciał ptaszek), Śląska (Starzyk), czy słynne Motywy góralskie opracowane wspólnie przez Zbyszka Namysłowskiego i Henryka Majewskiego. Warto dodać, że spośród 16 utworów nagranych na tym kompakcie, to właśnie Majewski jest aranżerem aż 10, przy czym nie są to charakterystyczne dla dixielandu „head arrangements”, lecz starannie rozpisane głosy, przejrzyście zaplanowana faktura i logicznie rozwijana forma.


Pragnę zaznaczyć, że recenzując te nagrania będę unikał jednoznacznych ocen i zamiast trybu osądzającego zastosuję tryb oznajmujący. Całkowicie podzielam opinię Adama Sławińskiego opublikowaną w „Jazzie” (1960): „Gra New Orleans Stompers” stanowi nie lada przeżycie dla miłośników jazzu tradycyjnego… zespół Stompersów osiągnął już swój szczyt, swój ideał, indywidualne oblicze… wszystko, co robił było bezbłędne, zarówno pod względem stylu, jak i precyzji wykonawczej. Nikt jeszcze u nas nie grał jazzu tradycyjnego z taką swobodą, ekspresją, techniką i idealnym strojeniem”. Postaram się teraz rozwinąć niektóre stwierdzenia i terminy użyte w tym passusie. Pamiętam, jak sam „przeżywałem grę” Stompersów, jeszcze jako nastoletni uczeń szkoły muzycznej, nie miałem zielonego pojęcia o jazzie, ale zafascynowały mnie ragtime’y – dzięki Wojciechowi Kacperskiemu, a później Wojtkowi Kamińskiemu zrejterowałem z „klasyki” do jazzu. Faktycznie Stompersi, a szczególnie Henryk Majewski, rozwinęli jazz tradycyjny w Polsce do poziomu, jakiego dotąd u nas nie było, a ich osiągnięcia można porównać do dokonań Krzysztofa Komedy i Andrzeja Trzaskowskiego w jazzie nowoczesnym. To, co grali Stompersi, było nie tylko imponujące, lecz także inspirujące, a Henryk „Papa” Majewski – to postać majestatyczna, charyzmatyczna i poniekąd symboliczna.

Pokazał, że jazz tradycyjny, uważany powszechnie za domenę radosnej, amatorskiej twórczości, można uprawiać profesjonalnie. To jest właśnie wspomniany „ideał” i „szczyt”, natomiast „indywidualne oblicze” zespołu ujawniało się głównie w nietypowym, świeżym, a nawet unikalnym sposobie traktowania elementów stylu nowoorleańskiego i chicagowskiego. Bez przesadnego pietyzmu i kliszowania typowych zagrywek i fraz w narracji melodycznej, ale z typowym „warszawskim” podejściem: „z szaconkiem, bo się może skończyć źle”.

To prawda, że od strony wykonawczej – „precyzja, swoboda, ekspresja, technika i idealne strojenie” – Stompersi bronią się do dzisiaj. Zachwyca drive’em sekcja rytmiczna, poza ragtime’ami Kacperskiego podziwiam wzorcowy stride piano Ochalskiego, stylowe „suwakowanie” Markiewicza, olśniewające solówki na „kiju” Kruszyńskiego, czy niezawodny lead Majewskiego. Ale największe wrażenie robi nadzwyczaj ekspresyjna gra zespołowa i doszlifowane aranżacje. Muzyka jest tu rozumnie urządzona – katalog użytych środków nie ma końca, mimo to zachowana jest równowaga między jednością i różnorodnością.

Na koniec jeszcze jedna dygresja, całkiem osobista: co czułem po wysłuchaniu Nietoperza – ostatniego utworu z tych nagrań? Kiedy muzyka wybrzmiała, znikła atmosfera witalności, która udzielała się mnie zasłuchanego w dźwięki mojej młodości, pozostała próżnia i nieodparte pragnienie, aby ten klimat i emocje powróciły. Na szczęście mogę znowu „zapuścić” nagrania Stompersów i będę słuchał z odświętną radości

Autor: Janusz Szprot

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm