Wytwórnia: Dystrybucja Jazz Sound

Orionis; Tabit; Alnath; Alnilam; Saiph; Betelgeuse; Meissa; Eclipse; Equinoccio (Equinox); Hatysa; Merope; Mamalhuaztli (Orion’s Belt); Celaeno; Epsilon Scorpii; Pleione; Capella; Alnitak; PSR B1620-26 B Exoplanet; Schaula; Acrab; La Cruz del Sur (The Southern Cross); Tezcatlipoca (Ursa Mayor); Citlalin Tlamina (Falling Star); Sargas; Citlalin Popoca (Cometa); Zinaan Ek (Constellation of Scorpio); Maya; Eclipse de Sangre (Blood Moon Eclipse); Taygeta; Alcyone; Alhena; Tiānquiztli (Pleiades); Superluna (Supermoon); Girtab; Atlas

Muzycy: Adam Pierończyk - saksofon sopranowy

Recenzja opublikowana w Jazz Forum 9/2021


Oaxaca Constellation

Adam Pierończyk

„Oaxaca Constellation” to druga po „The Planet Of Eternal Life” płyta Adama Pierończyka zarejestrowana w całości na saksofonie sopranowym solo. Nagrań składających się na nowy album dokonano w XVI-wiecznym klasztorze dominikanów w Oaxaca w Meksyku w 2016 roku. Wybór oczywiście nie był przypadkowy – na „Oaxaca” mamy instrumentalistę, ale słychać też przestrzeń starej, sakralnej budowli. Podobne nagrania nie są częste, choć akurat saksofon sopranowy lubi współgrać z ciekawym akustycznie otoczeniem – na stylistycznej mapie artystów, którzy podejmowali w przeszłości podobne wyzwania, wypada chyba usytuować Adama Pierończyka bliżej takich artystów, jak Sam Newsome czy Jane Ira Bloom, a nieco dalej od Lola Coxhilla, Johna Butchera czy Evana Parkera.

Artysta w świat miniaturowych improwizacji zaprasza stopniowo, układając utwory na płycie od najkrótszego (55 sekund) do najdłuższego (niespełna trzy minuty). Takie założenie wymaga dyscypliny i umiejętności kondensacji wypowiedzi. Po spełnieniu tych warunków, może powstać mozaika epigramatycznych wypowiedzi, zwartych i konkretnych, ale mieniących się wszystkimi światłocieniami, jakie – jak sobie to wyobrażam – rzucało światło na mury byłego klasztoru San Pablo, kiedy wieczorami i nocą Pierończyk nagrywał w nim swój album.

Przyznaję, że wolę te odrobinę dłuższe całostki, w których myśl saksofonisty jest w stanie się rozwinąć i przekształcić, z jednego pociągnięcia saksofonowego pędzla przeradza się w niewielki, ale jednak – szkic. Ale właśnie te pierwsze, najdrobniejsze utwory, przez swoją lapidarną formę wciągają słuchacza i pozwalają mu wejść w poetykę solowego grania Pierończyka.

A jest ona bardzo zróżnicowana – nie brakuje tu badania środowiska akustycznego i studium brzmienia saksofonu poprzez wykorzystywanie długiego pogłosu (Tabit, Betelgeuse, Schaula), czy to z większym udziałem repetycji (Pleione)czy raczej efektownego wpuszczania w przestrzeń długich, pełnych powietrza dźwięków (Capella). Saksofonista łamie też pewien stereotyp, mówiący że w kościołach czy kaplicach należy grać wyłącznie oszczędnie i delikatnie, niczym Jan Garbarek na „Officium”. W wielu utworach – jak Alnath czy Hatysa – Pierończyk gra bardzo dużo, intensywnie, szybko. Ale nadal każdy składnik harmonicznego przebiegu brzmi dla słuchacza selektywnie – choć jednocześnie całość zanurzona jest w chmurze stojącego dźwięku (co jest fenomenalnym efektem).

PSR B!1620-26 Exoplanet to gęsty, dość jazzowy kawałek, z odrobiną swingu nawet, który mógłby być wykonany w dowolnym miejscu, nie tylko w żywym akustycznie meksykańskim zabytku. Świetny jest odrobinę wolniejszy, niejednoznaczny harmonicznie Tezcatlipoca. Wyróżnia się też grany na przedęciach, właściwie „między dźwiękami” Eclipse de Sangre, a zwiewne melodie Saiph czy Celaeno dodają albumowi nieco poezji.

Być może w tę płytę trzeba wejść, rozpoznać ją, oswoić. Ale później, jak to zwykle w takich przypadkach bywa, muzyka wynagradza słuchaczowi ten wysiłek.


Autor: Tomasz Gregorczyk

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm