Wytwórnia: Jazz Sound

Bueya;
Kinia;
Igo;
Mary;
Know;
On;
Lefu;
Yelon

Muzycy: Sławek Jaskułke, fortepian; Max Mucha, kontrabas; Krzysztof Dziedzic, perkusja

Recenzję opublikowano w numerze 1-2/2016 Jazz Forum.

ON

Sławek Jaskułke Trio

  • Ocena - 5

Uwielbiam niesztampowe płyty, takie „inne” od początku do końca – dziwna, artystyczna okładka, świetne kompozycje i porywające wykonanie. Za design okładki (transparentne, matowe pudełko z naniesionymi czarnymi nadrukami) odpowiada tu Oskar Podolski. Kompozycje to oczywiście dzieło Sławka Jaskułke, a za 43-minutami wykonania, które unosi nas jak na skrzydłach od pierwszej nuty, stoją obok lidera jego kompani: Max Mucha i Krzysztof Dziedzic.

Już pierwsze nuty kompozycji Bueya wprowadzają nas w świat zdecydowanego, rytmicznego jazzu, pianistyki wynikającej wprost z dokonań McCoy Tynera. Tutaj energia i rytm stają się klamrami, a słuchacz zakładnikiem fraz. Gdy pojawia się oparta na miotełkowej motoryce Kinia, dostajemy dynamiczne ostudzenia, ale nie energetyczne wycofanie. Nuty płyną sobie jak wartki strumień i tylko te pojawiające się na pierwszym planie dzięki akcentom tworzą temat, zgrabnie przejęty przez linię kontrabasu. I ta muzyka rośnie aż do... nagłego wyciszenia, oddalającego się outro. Zero improwizacji, piękna fraza, może na koncertach pojawi się coś więcej.

Trzeci utwór Igo, to solidny mainstream podążający karnie pod dyktando nut pianisty i przy bardzo czujnej współgrze sekcji rytmicznej. Krzysztof Dziedzic z albumu na album, bez względu na to, z kim gra, demonstruje swoją konsekwentną postawę i rozwój, budując barwowe ściany dźwięku, ale i dając wytrawny fundament.

Fani jazzowej impresji, subtelnego wyciszenia odnajdą coś dla siebie w utworze czwartym. Mary nie jest sztampową balladą z miotełkowym tłem, dostajemy tu chwilę na zebranie myśli i wytchnienie.

Kiedy wydaje nam się, że album w całości zmierzać będzie drogą mniej lub bardziej groove’owych kompozycji, w tytułowym utworze odnajdujemy romantyczne, rozedrgane emocjami frazy, piękny pretekst do znakomicie zbudowanej improwizacji lidera. Po czymś takim musi znowu przyjść wyciszenie. I przychodzi w Lefu, gdzie czas ulega zawieszeniu wraz z wybrzmiewającymi dźwiękami. Jest tu nastrojowe solo Maxa Muchy, są wreszcie szeleszczące miotełki Dziedzica. W zamykającym całość Yelon powracają pokłady tryskającej wigorem rytmicznej energii, spinając album swoistą klamrą. 

Autor: Piotr Iwicki

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm