Wytwórnia: Sony 88883712831

Out Among the Stars; Baby Ride Easy; She Used to Love Me a Lot; After All; I’m Movin’ On; If I Told You Who It Was; Call Your Mother; I Drove Her Out of My Mind; Tennessee; Rock and Roll Shoes; Don’t You Think; It’s Come Our Time; I Came to Believe; She Used to Love Me a Lot

Muzycy: Johnny Cash, śpiew; Pete Drake, pedal steel guitar; Marty Stuart, gitara; Henry Strzelecki, kontrabas, gitara basowa

Recenzję opublikowano w numerze 4-5/2014 Jazz Forum.


Out Among The Stars

Johnny Cash

  • Ocena - 5

Wygląda na to, że jedną z najlepszych płyt roku 2014 będzie krążek z przypadkowo odnalezionymi piosenkami nagranymi w roku 1981 i 1985, być może odrzuconymi wtedy przez producenta jako słabsze, niedoskonałe, nienadające się do wydania. Otóż John Carter Cash, syn pieśniarki June Carter i pieśniarza Johnny’ego Casha, porządkując spuściznę artystyczną po swych rodzicach, odnalazł był zapomniane, a może odłożone na potem, nagrania swego ojca właśnie z 1981 i 1985 roku. „Kiedy moi rodzice odeszli – powiedział jr – okazało się, że te nagrania, wyprodukowane przez Billa Sherrilla w latach 80., są piękne”.

Wydaniu tej płyty towarzyszyło nadzwyczajne wydarzenie. Minutę po północy w środę 26 lutego dzięki akcji w sieci fani Casha z całego świata spotkali się w jednym miejscu, aby celebrować urodziny swego idola i każdy z nich mógł zapalić świeczkę, aby uczcić pamięć Man in Black. To wydarzenie rozpoczęło się o północy w strefie czasowej Nowej Zelandii i wędrując przez świat zakończyło o północy na Hawajach i w okolicy wysp Samoa.

To nie są utwory doskonałe! One są fantastyczne, fascynujące, na najwyższym poziomie – muzycznie, tekstowo, interpretacyjnie. Johnny Cash od końca lat 70. nie nagrywał piosenek złych, słabych, miernych, a nawet przeciętnych. Swym niskim głosem, chwilami dość monotonnie i jednostajnie, przy akompaniamencie prosto grających gitar długo powtarzających te same frazy, śpiewał o sprawach najważniejszych. Przekładając to na nasz język i przenosząc na nasz grunt, można by powiedzieć, że tematyka jego pieśni i piosenek z lat 80. i 90. to Bóg, Honor, Ojczyzna. Te nadużywane często terminy w jego ustach i na jego płytach nabierały nowych wartości, nie bał się bowiem poruszać spraw drażliwych, dwuznacznych, drażniących. Nawet nie rozumiejąc tych tekstów, nie znając języka angielskiego, z samej interpretacji wywnioskować można było, że śpiewał o sprawach ważnych dla ludzi, a nie o wdziękach Maryny.

Na „Out Among The Stars” nie ma więc nudnych balladek czy banalnych melodyjek. Wyróżniam dwie piosenki, pierwsza z nich to motoryczny utwór I’m Moving on, śpiewany w duecie z Waylonem Jenningsem szybki 12-taktowy blues, standard muzyki country skomponowany w roku 1950 przez Hanka Snowa, który 21 tygodni znajdował się wówczas na czele countrowej listy przebojów publikowanej w miesięczniku „Billboard”. Druga to cudowna ballada I Came to Believe, jedna z ostatnich piosenek, które Cash napisał był przed swą śmiercią w roku 2003: „Lord, there must be a sure and easier way, for it cannot be that a man should loose hope everyday”.

Wokalista debiutował koncertując i nagrywając z zespołem The Tennessee Two, a potem przez wiele, wiele lat akompaniowała mu grupa o zbliżonej nazwie The Tennessee Three. Na tej płycie towarzyszą mu jednak inni, znani muzycy najwyższych lotów – Pete Drake, jeden z największych wirtuozów pedal steel guitar; grający na kontrabasie i/lub gitarze basowej muzyk polskiego pochodzenia Henry Strzelecki oraz gitarzysta Marty Stuart.

Tak wiele dzieli countrowe piosenki Johnny’ego Casha od prawdziwego jazzu, tak mało punktów stycznych mają te gatunki muzyczne. Jest jednak coś, co je łączy – zarówno dobry, szlachetny jazz, jak i mądre piosenki Casha mają wiele wspólnego z… prawdziwą, szczerą sztuką.

Jego utwory zawsze niosły emocje, w sposób dramatyczny opowiadały o codziennych sprawach, zwykłych ludziach, których myśli i uczynki są wspólne dla wszystkich mieszkańców Ziemi. Cash śpiewał o więźniach San Quentin i Folsom Prison, ale też o ludziach wolnych, wędrujących bez celu przed siebie, śpiewał o wielkiej samotności, o śmierci, cierpieniach, o Bogu, który według niego kieruje naszym życiem. Mimo, że był członkiem rockandrollowego pokolenia – jego koledzy ze studia Sun w Memphis to Elvis Presley, Jerry Lee Lewis i Carl Perkins – to jednak mało było w jego piosenkach rockandrollowej radości i beztroski. Szczęśliwy był wtedy, gdy krążyła wokół niego żona, pieśniarka June Carter, która powoli i systematycznie wyciągała go z nałogów narkomanii i alkoholizmu. Potem stała długo obok niego i rezygnując z własnej kariery walczyła o jego zdrowie i pomagała mu w osiągnięciu artystycznej niezależności. Była u jego boku 35 lat, zmarła w 2003. Cztery miesiące później zmarł On, cierpiący na samotność, schorowany, a jednak ciągle zapracowany, bo do ostatniej chwili nagrywał piosenki na kolejną płytę z serii American Recordings.

Od roku 1997 ze względu na zły stan zdrowia musiał zrezygnować z koncertowania, więc tylko komponował i odbierał zasłużone nagrody i wyróżnienia. Chciał „odrzucić swój wózek inwalidzki do pobliskiej rzeki”, był chory na neuropatię towarzyszącą cukrzycy. Podatny na zaburzenia oddechowe, coraz częściej przebywał w szpitalu. Mówił: „Spodziewam się, że moje życie niebawem się zakończy. Wiele razy błądziłem, ale mam nadzieję, że Bóg mi to wybaczył”. Zmarł w swej posiadłości w Hendersonville, Tennessee, gdzie powstało tyle jego pięknych piosenek, a jego dom wystawiony został na sprzedaż za niemal trzy miliony USD. Kupił go Barry Gibb z zespołu The Bee Gees.

Słuchając tej płyty i gdy już skończymy jej słuchanie, pamiętajmy o Johnnym Cashu, nie tylko wspaniałym muzyku, ale może przede wszystkim wielkim moralnym autorytecie współczesnej Ameryki.


Autor: Marek Gaszyński

  MKIDN stoart       stoart       stoart     psj      ejm